Moje dzieci chcą oddać mnie do domu opieki: Czy naprawdę jestem już tylko ciężarem?
– Mamo, musimy poważnie porozmawiać – powiedziała Agnieszka, moja córka, zerkając na mnie spod zmarszczonych brwi. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a ja czułam, jak serce bije mi szybciej. Obok niej siedział mój syn, Tomek, z rękami skrzyżowanymi na piersi. W powietrzu wisiała jakaś ciężka, niewypowiedziana prawda.
– O czym? – zapytałam, próbując zachować spokój, choć już przeczuwałam, dokąd zmierza ta rozmowa.
Agnieszka westchnęła i spojrzała na Tomka, jakby szukała w nim wsparcia. – Martwimy się o ciebie. Jesteś sama w tym dużym mieszkaniu, coraz częściej zapominasz o różnych rzeczach…
– To normalne w moim wieku! – przerwałam jej ostro. – Każdemu zdarza się zapomnieć mleka czy kluczy.
Tomek odchrząknął. – Mamo, to nie tylko o to chodzi. Ostatnio sąsiedzi dzwonili do mnie, bo zostawiłaś gaz włączony. Mogło dojść do tragedii.
Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. To prawda – zapomniałam wtedy o gotującej się zupie. Ale przecież nic się nie stało! Przecież żyję, radzę sobie…
– Chcemy dla ciebie dobrze – ciągnęła Agnieszka. – Rozmawialiśmy z Tomkiem i myślimy, że powinnaś zamieszkać w domu opieki. Tam będziesz miała opiekę, towarzystwo…
Zrobiło mi się słabo. Dom opieki? Jakby już postawili nade mną krzyżyk. Jakby moje życie przestało mieć znaczenie.
– Jeszcze żyję! – krzyknęłam, nie panując nad głosem. – Nie jestem warzywem! Mam swoje sprawy, przyjaciółki, ogródek na działce…
Tomek spojrzał na mnie z politowaniem. – Mamo, nie rozumiesz…
– To wy nie rozumiecie! – przerwałam mu. – Zawsze byłam dla was, kiedy trzeba było pomóc przy wnukach, kiedy chorowaliście… A teraz chcecie się mnie pozbyć?
Zapadła cisza. Agnieszka spuściła wzrok na swoje dłonie. Tomek patrzył gdzieś za okno.
Wyszłam do łazienki i zamknęłam za sobą drzwi. Oparłam się o zimne kafelki i pozwoliłam łzom płynąć. Przypomniały mi się czasy, kiedy dzieci były małe – jak biegali po podwórku, jak tuliłam ich do snu po burzliwym dniu. Zawsze byłam dla nich ostoją. Teraz czuję się jak niepotrzebny mebel.
Po powrocie do kuchni rozmowa była już inna – cicha, pełna niedopowiedzeń. Dzieci wyszły szybko, zostawiając mnie z poczuciem pustki.
Następne dni były dla mnie jak życie we śnie. Każdy dźwięk wydawał się głośniejszy, każdy cień dłuższy. Sąsiadka Zosia przyszła na herbatę i od razu zauważyła mój nastrój.
– Co się stało, Marysiu? – zapytała troskliwie.
Opowiedziałam jej wszystko. Zosia pokiwała głową ze zrozumieniem.
– Moja Basia też kiedyś chciała mnie oddać do domu opieki – powiedziała cicho. – Ale postawiłam się. Pokazałam jej, że jeszcze potrafię żyć po swojemu.
Te słowa dodały mi otuchy. Postanowiłam działać.
Zaczęłam wychodzić częściej z domu – na spacery do parku, na spotkania klubu seniora w domu kultury. Zapisałam się nawet na kurs komputerowy dla seniorów! Poznałam tam pana Stefana – wdowca po sześćdziesiątce z poczuciem humoru i błyskiem w oku.
Pewnego dnia zadzwonił Tomek.
– Mamo, co u ciebie? Dawno nie rozmawialiśmy.
– Świetnie! – odpowiedziałam z entuzjazmem. – Byłam dziś na zajęciach komputerowych i idę z koleżankami do kina.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Naprawdę? – zapytał niepewnie.
– Naprawdę. Żyję pełnią życia, Tomku. Nie zamierzam siedzieć w czterech ścianach i czekać na śmierć.
Kilka dni później odwiedziła mnie Agnieszka z wnuczką Zuzią.
– Babciu, mama mówiła, że chodzisz na kursy! Nauczysz mnie obsługiwać komputer?
Uśmiechnęłam się szeroko i poczułam dumę.
Wieczorem zadzwoniła Zosia.
– Widzisz? Trzeba walczyć o siebie! Dzieci często myślą, że wiedzą lepiej… Ale to twoje życie.
Przez kolejne tygodnie coraz rzadziej myślałam o tamtej rozmowie przy kuchennym stole. Zaczęłam nawet spotykać się ze Stefanem na kawie i rozmowach o dawnych czasach.
Jednak pewnego wieczoru Tomek przyszedł bez zapowiedzi. Był spięty i wyraźnie poruszony.
– Mamo… Przepraszam za tamto wszystko. Bałem się o ciebie i… Może niepotrzebnie chciałem cię chronić na siłę.
Poczułam łzy pod powiekami.
– Wiem, że się martwicie. Ale pozwólcie mi żyć po swojemu. Jeszcze nie czas na dom opieki.
Tomek objął mnie mocno i pierwszy raz od dawna poczułam się naprawdę kochana.
Dziś wiem jedno: starość to nie wyrok. To czas na nowe początki i spełnianie marzeń, które odkładało się latami. Czy naprawdę musimy pozwalać innym decydować za nas? Czy wiek powinien odbierać nam prawo do szczęścia i samodzielności?