„Moje dzieci chcą oddać mnie do domu opieki i sprzedać mój dom”: Czy bycie babcią miało wszystko naprawić?

– Mamo, musimy poważnie porozmawiać – powiedziała Agnieszka, patrząc na mnie z tym chłodnym spokojem, który zawsze zwiastował kłopoty. Siedziała przy stole w mojej kuchni, obok niej stał mój syn, Tomek. Oboje unikali mojego wzroku. Czułam, jak serce zaczyna mi walić, a dłonie drżą.

– O co chodzi? – zapytałam, choć przeczuwałam odpowiedź. W powietrzu wisiało coś ciężkiego, coś nieodwracalnego.

– To nie jest łatwe… – zaczął Tomek, ale Agnieszka weszła mu w słowo:

– Chcemy, żebyś zamieszkała w domu opieki. Dłużej nie możesz być sama. A dom… dom sprzedamy. To dla twojego dobra.

Poczułam się tak, jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody. Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Przecież to był mój dom! Mój azyl przez tyle lat, miejsce, gdzie śmiałam się i płakałam, gdzie walczyłam o każdą chwilę szczęścia.

Nie zawsze było łatwo. Przez lata z Markiem staraliśmy się o dziecko. Każda kolejna nieudana próba była jak cios w żebra. Pamiętam te noce, kiedy leżałam skulona na łóżku, a Mark głaskał mnie po włosach i szeptał: „Jeszcze się uda, zobaczysz”. I udało się – po siedmiu latach walki zobaczyłam na teście dwie kreski. Płakaliśmy wtedy oboje, ściskając się tak mocno, jakbyśmy bali się, że szczęście zaraz nam ucieknie.

A potem okazało się, że będziemy mieli bliźniaki. Agnieszka i Tomek przyszli na świat w listopadowy poranek. Byli tacy mali, krusi, a ja byłam przerażona odpowiedzialnością. Mark musiał pracować jeszcze więcej, a ja całe dnie spędzałam sama z dziećmi. Czasem miałam wrażenie, że nie dam rady – ale patrzyłam na ich śpiące buzie i wiedziałam, że muszę.

Kiedy dzieci podrosły, życie nie stało się łatwiejsze. Mark coraz częściej zostawał po godzinach w pracy. Z czasem zaczęły się kłótnie – o pieniądze, o zmęczenie, o to, kto bardziej poświęca się dla rodziny. Pamiętam jedną noc szczególnie wyraźnie:

– Ty nawet nie wiesz, jak to jest być cały dzień samą z dwójką dzieci! – krzyczałam przez łzy.

– A ty nie masz pojęcia, jak to jest harować po dwanaście godzin dziennie! – odparł Mark i trzasnął drzwiami.

Dzieci słyszały nasze kłótnie. Może dlatego potem tak trudno było nam rozmawiać o uczuciach? Może dlatego Agnieszka zawsze była taka zamknięta w sobie?

Kiedy Mark zmarł nagle na zawał, świat mi się zawalił. Dzieci były już dorosłe – Tomek studiował w Warszawie, Agnieszka pracowała w Poznaniu. Zostałam sama w dużym domu na przedmieściach Wrocławia. Przez pierwsze miesiące nie potrafiłam nawet wejść do naszej sypialni.

Czekałam na telefony od dzieci. Czasem dzwonili raz w tygodniu, czasem rzadziej. Zawsze byli zajęci – praca, dzieci, wyjazdy służbowe. Rozumiałam to… ale bolało.

Kiedy Agnieszka urodziła swoją córkę – moją pierwszą wnuczkę – miałam nadzieję, że wszystko się zmieni. Że zostanę prawdziwą babcią: taką od pieczenia szarlotki i czytania bajek na dobranoc. Ale Agnieszka rzadko przyjeżdżała z małą do mnie. Zawsze miała wymówkę: „Za daleko”, „Mała chora”, „Nie mam czasu”.

Tomek też założył rodzinę i miał dwóch synów. Ale nawet na święta widywaliśmy się coraz rzadziej. Dom pustoszał.

A teraz siedzieli przede mną i mówili mi prosto w twarz: „Oddamy cię do domu opieki”.

– Przecież radzę sobie sama! – wykrztusiłam w końcu.

Agnieszka spojrzała na mnie z irytacją:

– Mamo, ostatnio zapomniałaś zamknąć drzwi na noc! Sąsiedzi mówili, że błądziłaś po ogrodzie w piżamie.

Zarumieniłam się ze wstydu. To prawda – czasem zapominam o drobiazgach. Ale czy to powód, żeby odbierać mi dom?

– To tylko raz…

– Mamo – przerwał mi Tomek – boimy się o ciebie. Dom jest za duży. Nie dasz rady go utrzymać.

Poczułam narastającą złość:

– Chcecie sprzedać dom dla pieniędzy? Tak łatwo chcecie pozbyć się wspomnień?

Agnieszka westchnęła:

– To nie tak… Po prostu nie możemy ci pomagać codziennie. Każde z nas ma swoje życie.

Wstałam gwałtownie od stołu:

– A ja? Ja już nie mam życia? Jestem tylko ciężarem?

Zapadła cisza. Patrzyli na mnie bezradnie.

Przez kolejne dni chodziłam jak cień po pustym domu. Wspominałam czasy, kiedy dzieci biegały po ogrodzie, kiedy Mark grillował na tarasie, kiedy śmialiśmy się przy wspólnych kolacjach. Teraz zostały tylko zdjęcia na ścianach i echo dawnych rozmów.

Sąsiadka Basia próbowała mnie pocieszać:

– Nie przejmuj się nimi tak bardzo. Dzieci teraz myślą tylko o sobie.

Ale ja wiedziałam, że to nie takie proste. Może rzeczywiście zaczynam być coraz bardziej zapominalska? Może dom jest za duży? Ale czy to znaczy, że już nic mi się nie należy?

Kilka dni później zadzwoniła Agnieszka:

– Mamo… przepraszam za tamtą rozmowę. Po prostu się martwimy.

– Martwicie się czy chcecie mieć spokój sumienia? – zapytałam gorzko.

Zamilkła na chwilę.

– Może jedno i drugie…

Nie umiałam jej wybaczyć tej szczerości.

Wkrótce przyszło pismo z urzędu miasta – ktoś zgłosił mnie do opieki społecznej. Podejrzewałam dzieci. Przyszła pani urzędniczka i zadawała mi pytania o codzienne życie: czy gotuję sama obiady, czy pamiętam o lekach, czy mam kontakt z rodziną.

Czułam się upokorzona jak nigdy wcześniej.

Wieczorami siadałam przy oknie i patrzyłam na ogród pogrążony w półmroku. Słyszałam śmiech dzieci sprzed lat – czy to tylko moja wyobraźnia?

Pewnego dnia przyszła do mnie wnuczka Agatka – miała wtedy pięć lat. Przybiegła do kuchni i rzuciła mi się na szyję:

– Babciu! Upieczesz ze mną ciasto?

Piekłyśmy razem szarlotkę – taką samą jak kiedyś z moją mamą. Agatka ubrudziła sobie nos mąką i śmiała się do rozpuku.

Wtedy pomyślałam: może jeszcze nie wszystko stracone? Może mogę być babcią choć przez chwilę?

Ale kiedy Agatka wróciła do domu z Agnieszką, usłyszałam przez przypadek ich rozmowę:

– Mamo, babcia jest trochę dziwna…
– Tak kochanie… babcia jest już starsza.

Znowu poczułam ten znajomy ból w sercu.

Dziś siedzę przy tym samym stole co wtedy i piszę te słowa. Dom jest cichy jak nigdy wcześniej. Dzieci dzwonią coraz rzadziej. Czekam na decyzję – czy rzeczywiście trafię do domu opieki? Czy sprzedadzą mój dom?

Czy naprawdę jestem już tylko ciężarem dla własnych dzieci? Czy bycie babcią mogło cokolwiek naprawić… skoro oni mają wobec mnie zupełnie inne plany?

A może to ja powinnam była wcześniej coś zmienić? Czy można jeszcze odzyskać rodzinę… zanim będzie za późno?