Nieproszona wizyta: Lekcja przebaczenia i zrozumienia

– Znowu nie zamknęłaś okna w kuchni, Marto! – usłyszałam jej głos zanim jeszcze zdążyłam zdjąć buty. Stała w przedpokoju, z rękami założonymi na piersi, jakby była u siebie. Moja teściowa, Halina. Zawsze pojawiała się bez zapowiedzi, zawsze z pretensją na ustach.

Wzięłam głęboki oddech, próbując nie wybuchnąć. – Dzień dobry, mamo – powiedziałam chłodno. – Przyszłaś na długo?

– To twój dom, czy mój syna? – odpowiedziała pytaniem na pytanie. – Przyszłam zobaczyć wnuki. I porozmawiać z tobą.

Wiedziałam, że to nie będzie zwykła rozmowa. Od lat nasza relacja przypominała pole minowe. Każde słowo mogło wybuchnąć, każde spojrzenie raniło. A jednak, gdzieś głęboko, czułam do niej sympatię. Była kobietą silną, która przeszła przez wiele. Ale jej pamięć do krzywd była legendarna.

Zamknęłam drzwi i weszłam do kuchni. Halina już tam była, poprawiała firanki i sprawdzała, czy lodówka jest czysta. – Dzieci są u koleżanki – powiedziałam. – Chcesz herbaty?

– Nie przyszłam tu pić herbaty – odparła ostro. – Chcę wiedzieć, dlaczego mój syn wraca do domu coraz później.

Zamarłam. Ostatnie tygodnie były trudne. Tomek pracował do późna, a ja czułam się coraz bardziej samotna. Ale nie zamierzałam tłumaczyć się przed nią.

– Może powinnaś zapytać jego – odpowiedziałam spokojnie.

Halina spojrzała na mnie z wyrzutem. – Ty jesteś jego żoną! To twoja odpowiedzialność!

Poczułam, jak narasta we mnie gniew. Ile razy jeszcze będę musiała udowadniać jej, że jestem wystarczająco dobrą żoną? Że dbam o jej syna i wnuki najlepiej jak potrafię?

– Mamo – zaczęłam cicho – wiem, że chcesz dla nas dobrze. Ale czasem mam wrażenie, że szukasz winy tylko we mnie.

– Bo to ty przyszłaś do naszej rodziny! – krzyknęła nagle. – Wszystko się zmieniło od kiedy tu jesteś!

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przez chwilę nie mogłam oddychać. Przypomniały mi się wszystkie te wieczory, kiedy płakałam w poduszkę po kolejnej kłótni z Tomkiem. Wszystkie te razy, kiedy czułam się obca we własnym domu.

– Może powinnaś spróbować mnie zrozumieć – powiedziałam drżącym głosem. – Nie jestem twoim wrogiem.

Halina milczała przez dłuższą chwilę. W końcu usiadła przy stole i spuściła wzrok.

– Wiesz… Ja też nie miałam łatwo z moją teściową – powiedziała niespodziewanie cicho. – Ale nigdy nie pozwoliłam sobie na słabość.

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Po raz pierwszy zobaczyłam w niej nie tylko surową matkę mojego męża, ale kobietę, która przez lata musiała walczyć o swoje miejsce.

– Może właśnie dlatego tak trudno ci zaakceptować mnie? – zapytałam ostrożnie.

Halina wzruszyła ramionami. – Może…

W tym momencie zadzwonił telefon. To był Tomek.

– Cześć, kochanie – odezwał się zmęczonym głosem. – Mama jest u nas?

– Tak, właśnie rozmawiamy – odpowiedziałam.

– Nie kłóćcie się, proszę…

Westchnęłam ciężko. Czy on naprawdę myśli, że to takie proste?

Po rozmowie długo siedziałyśmy w milczeniu. W końcu Halina zaczęła opowiadać o swoim dzieciństwie na wsi pod Siedlcami. O ojcu alkoholiku i matce, która nigdy nie miała dla niej czasu. O tym, jak sama musiała nauczyć się gotować i prać w rzece.

– Myślisz, że łatwo mi było oddać syna innej kobiecie? – zapytała nagle.

Poczułam łzy pod powiekami. Nigdy nie patrzyłam na to z jej perspektywy.

– Ale przecież nie tracisz go…

– Czasem mam wrażenie, że tak…

Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, każda pogrążona w swoich myślach.

Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i do domu wbiegły dzieci: Zosia i Michałek.

– Babciu! Babciu! – krzyczały radośnie.

Halina natychmiast się rozpromieniła i przytuliła wnuki mocno do siebie.

Patrzyłam na tę scenę ze wzruszeniem i smutkiem jednocześnie. Czy naprawdę musimy walczyć o miłość jednej osoby? Czy nie możemy być dla siebie wsparciem?

Wieczorem Tomek wrócił do domu. Atmosfera była napięta, ale dzieci skutecznie ją rozładowały swoimi opowieściami ze szkoły.

Po kolacji Halina poprosiła mnie na stronę.

– Przepraszam za dzisiaj – powiedziała cicho. – Czasem nie umiem inaczej…

Objęłam ją niepewnie. Po raz pierwszy poczułam, że naprawdę próbujemy się zrozumieć.

Kiedy leżałam już w łóżku obok Tomka, długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o wszystkich kobietach w naszej rodzinie: o Halinie, o mojej mamie, o sobie i mojej córce Zosi. Ile jeszcze pokoleń będzie powtarzać te same błędy?

Czy naprawdę tak trudno jest wybaczyć? Czy potrafimy nauczyć się rozmawiać zanim będzie za późno?

A może każda rodzina musi przejść przez własną burzę, żeby potem docenić ciszę?