Niewidzialne serce – Opowieść matki przy wigilijnym stole
– Mamo, możesz podać ziemniaki? – głos Magdy przebił się przez szum rozmów przy wigilijnym stole. Podałam misę, uśmiechając się lekko, choć nikt nawet nie spojrzał mi w oczy. Wszyscy byli zajęci sobą: Magda opowiadała o nowej pracy w Warszawie, Tomek śmiał się z żartów swojego szwagra, a mój mąż, Andrzej, z uwagą kroił karpia, jakby to była najważniejsza rzecz na świecie.
Siedziałam na końcu stołu, tuż przy oknie, przez które wpadało blade światło ulicznej latarni. W powietrzu unosił się zapach barszczu i pierogów, które lepiłam do późnej nocy. Przez cały grudzień biegałam po sklepach, planowałam prezenty, sprzątałam każdy kąt domu. Wszystko po to, by ten jeden wieczór był idealny. Ale teraz czułam się jak duch – obecna ciałem, niewidzialna duchem.
– Mamo, a gdzie są te twoje słynne śledzie? – zapytał Tomek, nie odrywając wzroku od telefonu.
– W lodówce. Zaraz przyniosę – odpowiedziałam cicho i wstałam od stołu. Nikt nie zaproponował pomocy. Przechodząc przez korytarz, usłyszałam śmiech Magdy i jej męża. „Jak ona to wszystko ogarnia?” – zapytał półgłosem. „Nie wiem, chyba już nie ogarnia” – odpowiedziała Magda z lekkim rozbawieniem.
Zatrzymałam się na chwilę przy drzwiach kuchni. Oparłam się o framugę i zamknęłam oczy. Przez głowę przelatywały mi obrazy minionych lat: pierwsze święta z Andrzejem w naszym małym mieszkaniu na Pradze, narodziny Tomka i Magdy, ich pierwsze kroki, pierwsze kłótnie o zabawki. Zawsze byłam tą, która łagodziła spory, godziła wszystkich i dbała o ciepło domowego ogniska.
A teraz? Teraz byłam tylko tłem do ich życia.
Wróciłam do salonu z półmiskiem śledzi. Postawiłam go na stole i usiadłam z powrotem na swoim miejscu. Rozmowy toczyły się dalej beze mnie. Andrzej spojrzał na mnie przelotnie.
– Wszystko w porządku? – zapytał cicho.
– Tak – skłamałam. Przecież nie będę psuć świąt swoim zmęczeniem.
Nagle Magda podniosła głos:
– Mamo, pamiętasz jak kiedyś robiłaś dla nas teatrzyk cieni na ścianie? Tomek zawsze był wilkiem!
Wszyscy się roześmiali. Uśmiechnęłam się blado, ale nikt nie zauważył łez w moich oczach. To były inne czasy – wtedy jeszcze byłam dla nich kimś ważnym.
Po kolacji dzieci rozpakowywały prezenty pod choinką. Andrzej rozsiadł się w fotelu z kieliszkiem wina. Ja zbierałam talerze ze stołu. W kuchni usłyszałam cichy płacz – to była moja wnuczka Zosia, która pokłóciła się z bratem o nową lalkę.
– Chodź tu do babci – powiedziałam miękko, przytulając ją mocno. Zosia wtuliła się we mnie i przez chwilę poczułam dawną bliskość, której tak bardzo mi brakowało.
– Babciu, dlaczego mama zawsze krzyczy na mnie? – zapytała przez łzy.
– Bo czasem dorośli są zmęczeni i zapominają o tym, co najważniejsze – odpowiedziałam, głaszcząc ją po włosach.
Zosia zasnęła na moich kolanach. Siedziałam tak długo, wsłuchując się w jej spokojny oddech. Wtedy do kuchni weszła Magda.
– Mamo… przepraszam za dzisiaj. Wiem, że wszystko spadło na ciebie…
Spojrzałam na nią uważnie. W jej oczach zobaczyłam cień wyrzutów sumienia.
– Nie martw się – powiedziałam łagodnie. – Tak już jest…
Ale w środku czułam bunt. Czy naprawdę tak już musi być? Czy matka musi być zawsze ostatnia?
Po powrocie do salonu zobaczyłam Andrzeja drzemiącego przed telewizorem i Tomka grającego na konsoli z zięciem. Przeszłam obok nich niezauważona i usiadłam przy oknie. Patrzyłam na śnieg wirujący w świetle latarni i poczułam pustkę większą niż kiedykolwiek wcześniej.
Wtedy zadzwonił telefon. To była moja siostra Basia z Gdańska.
– Haniu… jak tam u was?
– Jak zwykle – odpowiedziałam cicho. – Wszyscy szczęśliwi… tylko ja jakby mniej.
Basia milczała przez chwilę.
– Może czas pomyśleć o sobie? Przyjedź do mnie po świętach. Pogadamy jak za dawnych lat.
Obiecałam jej to bez przekonania. Ale jej słowa nie dawały mi spokoju przez całą noc.
Kiedy wszyscy już spali, usiadłam przy kuchennym stole z kubkiem herbaty. Spojrzałam na swoje spracowane dłonie i pomyślałam: ile jeszcze dam rady być niewidzialna? Czy ktoś zauważy moje zmęczenie zanim będzie za późno?
Może czas przestać być tylko tłem dla innych? Może czas przypomnieć sobie, kim byłam zanim stałam się tylko „mamą” i „babcią”?
Czy wy też czasem czujecie się niewidzialni we własnym domu? Ile można dawać z siebie innym, zanim serce przestanie bić tylko dla nich?