Nigdy nie byłam tą wybraną synową – historia o walce o własne miejsce w rodzinie

– Znowu przyszłaś bez zapowiedzi? – głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. Stałam w progu ich mieszkania, trzymając w rękach ciasto drożdżowe, które upiekłam specjalnie dla nich. Pachniało cynamonem i dzieciństwem, ale w powietrzu unosił się tylko chłód.

– Chciałam tylko… – zaczęłam niepewnie, ale teść już odwrócił się na pięcie i wrócił do telewizora. Teściowa spojrzała na mnie z góry, jakby oceniała każdą zmarszczkę na mojej twarzy, każdy włos, który wymknął się z koka.

– Wiesz, Aniu, Kasia zawsze dzwoniła wcześniej. I nigdy nie przychodziła z pustymi rękami – rzuciła z przekąsem.

Zacisnęłam palce na talerzu. Kasia. Była żona mojego męża. Idealna synowa, której nie mogłam dorównać. Nawet po rozwodzie była obecna w ich życiu bardziej niż ja – nowa żona ich syna. To do niej dzwonili po radę, to jej pomagali finansowo, to ją zapraszali na święta.

Mój mąż, Tomek, próbował udawać, że nic się nie dzieje. – Nie przejmuj się, mama taka już jest – powtarzał wieczorami, gdy płakałam w poduszkę. Ale przecież widziałam, jak rozmawia z Kasią przez telefon, jak śmieje się z jej żartów. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Najgorsze były święta. Wigilijny stół u teściów zawsze był nakryty dla Kasi i jej dzieci z pierwszego małżeństwa. Dla mnie – nigdy nie było miejsca obok Tomka. Siedziałam na końcu stołu, słuchając opowieści o tym, jaka Kasia była zaradna, jak pięknie piekła sernik, jak potrafiła rozwiązać każdy problem.

Pewnego dnia znalazłam w szafie Tomka pudełko ze zdjęciami. Na większości była Kasia – uśmiechnięta, szczęśliwa, otoczona rodziną Tomka. Zrobiło mi się niedobrze. Czy ja kiedykolwiek będę miała takie miejsce w ich sercach?

– Dlaczego nie możesz być bardziej jak ona? – zapytała mnie kiedyś teściowa podczas rodzinnego obiadu. – Kasia nigdy nie narzekała na Tomka. Zawsze była wdzięczna za wszystko.

Zacisnęłam zęby. – Może dlatego, że nie musiała walczyć o swoje miejsce – odpowiedziałam cicho.

Teść spojrzał na mnie z dezaprobatą. – Nie przesadzaj, Aniu. Każdy ma swoje problemy.

Tego wieczoru wróciłam do domu i rozpłakałam się tak głośno, że obudziłam naszą córkę, Zosię. Przytuliła mnie mocno i zapytała:

– Mamo, dlaczego jesteś smutna?

Nie umiałam jej odpowiedzieć. Jak wytłumaczyć dziecku, że czasem nawet dorosłym brakuje miłości?

Z czasem zaczęłam unikać spotkań rodzinnych. Tomek coraz częściej wychodził sam do rodziców. Wracał późno i milczał przez resztę wieczoru. Nasze małżeństwo zaczęło się sypać. Czułam się coraz bardziej samotna.

Pewnego dnia zobaczyłam przelew na naszym wspólnym koncie – duża suma pieniędzy przelana przez teściów… Kasi. Zadrżały mi ręce.

– Tomek, dlaczego twoi rodzice wspierają finansowo twoją byłą żonę? – zapytałam wieczorem.

Wzruszył ramionami. – Kasia ma trudną sytuację. Rodzice chcą pomóc wnukom.

– A my? My nie mamy problemów? – łzy napłynęły mi do oczu.

– Przesadzasz – rzucił krótko i wyszedł z pokoju.

Zaczęłam się zastanawiać: czy jestem tylko dodatkiem do jego życia? Kim jestem dla tej rodziny?

W pracy też nie było łatwo. Szefowa patrzyła na mnie z góry, koleżanki plotkowały za plecami. Czułam się niewidzialna wszędzie – w domu, w pracy, nawet na placu zabaw z Zosią.

Pewnego dnia Zosia wróciła ze szkoły zapłakana.

– Babcia powiedziała pani w szkole, że Kasia jest moją prawdziwą mamą… – wyszeptała przez łzy.

Serce mi pękło. Poszłam do teściów jeszcze tego samego dnia.

– Jak mogliście?! – krzyknęłam przez łzy. – Jestem matką Zosi! To ja ją wychowuję!

Teściowa spojrzała na mnie chłodno. – Kasia zawsze będzie częścią naszej rodziny.

– Ale ja też jestem! – krzyczałam rozpaczliwie.

Wróciłam do domu roztrzęsiona. Tomek siedział przed komputerem i nawet nie podniósł wzroku.

– Twoja matka przekroczyła granicę – powiedziałam cicho.

– Przesadzasz – powtórzył jak mantrę.

Wtedy coś we mnie pękło. Spakowałam walizkę i zabrałam Zosię do mamy na wieś. Tam mogłam oddychać pełną piersią. Tam nikt mnie nie oceniał.

Mama przytuliła mnie mocno.

– Aniu, jesteś silniejsza niż myślisz. Nie pozwól im odebrać sobie szczęścia.

Przez kilka tygodni układałam sobie życie na nowo. Zosia zaczęła chodzić do nowej szkoły, ja znalazłam pracę w lokalnej bibliotece. Po raz pierwszy od lat poczułam spokój.

Tomek dzwonił codziennie przez pierwszy tydzień. Potem coraz rzadziej. W końcu przestał w ogóle.

Któregoś dnia dostałam list od teściowej:

„Aniu,
Może nie byłam dla Ciebie sprawiedliwa. Może za bardzo tęskniłam za tym, co znałam i co było wygodne. Ale widzę teraz, ile znaczysz dla Zosi i Tomka. Jeśli kiedyś będziesz chciała wrócić… drzwi są otwarte.
Maria”

Nie odpowiedziałam od razu. Musiałam najpierw odpowiedzieć sobie: czy chcę wracać tam, gdzie zawsze będę tylko cieniem Kasi?

Dziś wiem jedno: zasługuję na miłość i szacunek. Nie muszę być czyjąś kopią ani spełniać cudzych oczekiwań.

Czasem patrzę w lustro i pytam samą siebie: ile jeszcze kobiet musi udowadniać swoją wartość rodzinie męża? Czy naprawdę musimy walczyć o miejsce przy stole… czy możemy po prostu być sobą?