Nowy początek: Kiedy babcia Liliana zamieszkała z nami
– Znowu nie pamiętasz, gdzie jesteś? – zapytałam cicho, patrząc na drobne dłonie babci Liliany, które nerwowo ściskały brzeg obrusu. W kuchni pachniało kawą, ale w powietrzu wisiało napięcie. Był poniedziałek rano, a ja już czułam się wykończona.
Babcia spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem. – Czy mogę wrócić do domu? – wyszeptała. – Do mojego domu?
Zacisnęłam zęby. To pytanie słyszałam codziennie od tygodnia, odkąd Liliana zamieszkała z nami. Mój mąż, Marek, przyniósł ją do naszego mieszkania na warszawskim Mokotowie po tym, jak lekarze stwierdzili u niej początki demencji. „Nie możemy jej zostawić samej,” powiedział wtedy, patrząc na mnie błagalnie. „To tylko na jakiś czas.”
Tylko na jakiś czas. Te słowa dźwięczały mi w głowie jak przekleństwo. Nasze życie było już wystarczająco trudne: dwójka dzieci, praca na dwa etaty, kredyt hipoteczny i wieczne zmęczenie. Teraz jeszcze babcia – krucha, zagubiona, czasem agresywna.
– Mamo, gdzie są moje buty? – krzyknął z przedpokoju Kuba.
– W szafce! – odpowiedziałam automatycznie.
Liliana nagle wstała i zaczęła szukać czegoś po szafkach. – Muszę znaleźć klucze… muszę iść do Staszka… on czeka…
Zamarłam. Staszek był jej mężem, zmarłym od piętnastu lat. Czułam narastającą frustrację i bezsilność.
Wieczorem Marek wrócił z pracy zmęczony i rozdrażniony. – Jak było? – zapytał, zdejmując płaszcz.
– Jak zwykle – odpowiedziałam chłodno. – Twoja babcia znowu próbowała wyjść z domu.
– Przepraszam… Wiem, że to trudne.
Chciałam wykrzyczeć mu w twarz wszystko: że czuję się niewidzialna, że nikt nie pyta mnie o zdanie, że jestem zmęczona byciem opiekunką dla wszystkich. Ale tylko westchnęłam i poszłam do łazienki.
W nocy długo nie mogłam zasnąć. Słyszałam ciche kroki Liliany na korytarzu, jej szeptane rozmowy z duchami przeszłości. Przypomniałam sobie własną babcię i to, jak bardzo za nią tęsknię. Czy ja też kiedyś będę tak zagubiona?
Następnego dnia dzieci wróciły ze szkoły rozdrażnione. Kuba rzucił plecak na podłogę.
– Babcia znowu pomyliła mnie z tatą! – krzyknął.
– Cicho! Ona jest chora! – syknęłam, choć sama miałam ochotę krzyczeć.
Wieczorem Marek próbował rozmawiać z babcią o jej dawnym życiu. – Babciu, pamiętasz swoje dzieciństwo w Lublinie?
Liliana nagle się rozpromieniła. – Oczywiście! Było nas sześcioro… Mama piekła chleb… Tata grał na skrzypcach…
Przez chwilę w kuchni zrobiło się ciepło i bezpiecznie. Słuchaliśmy jej opowieści o wojnie, o pierwszej miłości, o utraconych przyjaciołach. Zobaczyłam łzy w oczach Marka. Zrozumiałam wtedy, że dla niego to nie tylko obowiązek – to ostatnia szansa na bliskość z rodziną.
Ale następnego ranka wszystko wróciło do normy: Liliana nie poznała mnie ani dzieci. Znowu próbowała wyjść z domu.
Pewnego popołudnia zadzwoniła moja teściowa.
– Jak sobie radzicie? – zapytała chłodno.
– Robimy co możemy – odpowiedziałam wymijająco.
– Może powinniście oddać ją do domu opieki? Tam mają specjalistów…
Zamarłam. Przez chwilę poczułam ulgę na myśl o odzyskaniu wolności. Ale potem zobaczyłam twarz Marka i wiedziałam, że on nigdy się na to nie zgodzi.
Tego wieczoru doszło do kłótni.
– Nie dam rady dłużej! – wybuchłam. – To nie jest życie!
– To moja rodzina! – krzyknął Marek. – Nie zostawię jej!
– A ja? A nasze dzieci? My się nie liczymy?
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. W jego oczach widziałam ból i bezradność.
Następnego dnia Liliana przewróciła się w łazience. Znalazłam ją leżącą na zimnych kafelkach, płaczącą jak dziecko.
– Przepraszam… przepraszam… nie chciałam…
Wtedy coś we mnie pękło. Usiadłam obok niej i objęłam ją mocno.
– To nie twoja wina – wyszeptałam przez łzy.
Od tamtej pory zaczęliśmy szukać pomocy: psychologa dla siebie, opiekunki na kilka godzin dziennie dla Liliany. Dzieci powoli uczyły się cierpliwości. Ja nauczyłam się prosić o wsparcie.
Z czasem pojawiły się też dobre chwile: wspólne oglądanie starych zdjęć, śmiech przy stole, czułe gesty. Zrozumiałam, że rodzina to nie tylko obowiązek i poświęcenie – to także bliskość i przebaczenie.
Dziś wiem jedno: nikt nie jest gotowy na taką próbę. Ale może właśnie w takich chwilach odkrywamy prawdziwy sens bycia razem?
Czy można kochać kogoś mimo wszystko? Czy rodzina to wybór czy przeznaczenie? Czasem sama nie znam odpowiedzi.