Nowy Początek po Pięćdziesiątce: Walka o Szczęście wbrew Rodzinie
– Mamo, nie możesz tego zrobić! – głos Justyny drżał od złości i rozpaczy. Stała w progu kuchni, zaciśnięte pięści wbijała w uda. – Jak możesz tak po prostu… zapomnieć o tacie?
Patrzyłam na nią, czując, jak serce ściska mi się w żelaznym uścisku. Daniel stał obok, milczący, z twarzą jak maska. W jego oczach widziałam ten sam ból, który czułam przez ostatnie trzy lata – odkąd pogrzebaliśmy Andrzeja na cmentarzu w Lasku Wolskim. Ale ja już nie chciałam żyć tylko wspomnieniami.
– Nie zapominam o tacie – odpowiedziałam cicho, próbując nie płakać. – Ale muszę żyć dalej. Michał… on mnie rozumie. On też stracił żonę.
Justyna odwróciła wzrok, a Daniel w końcu się odezwał:
– To nie jest normalne. Ludzie będą gadać. Co powie ciocia Basia? Co powie sąsiadka z dołu?
Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą. Przez chwilę miałam ochotę wykrzyczeć im wszystko: jak bardzo jestem samotna, jak bardzo boję się każdego kolejnego dnia, kiedy dom jest pusty, a cisza aż boli w uszach. Ale wiedziałam, że to nic nie da.
Michała poznałam przypadkiem, na spotkaniu klubu seniora w bibliotece miejskiej. Przysiadł się do mnie przy stoliku z krzyżówkami i zapytał, czy wiem, kto napisał „Lalkę”. Uśmiechnęłam się wtedy pierwszy raz od miesięcy. Zaczęliśmy rozmawiać – najpierw o książkach, potem o życiu. Okazało się, że jego żona zmarła rok wcześniej na raka. Rozumiał mój ból lepiej niż ktokolwiek inny.
Spotykaliśmy się coraz częściej: kawa w kawiarni przy Plantach, spacery po Błoniach, wspólne wypady do kina studyjnego. Czułam się przy nim lekka, młodsza o dwadzieścia lat. Po raz pierwszy od dawna miałam ochotę rano wstać z łóżka.
Ale dzieci… Dzieci nie mogły tego zaakceptować.
– Mamo, przecież ty nawet nie znasz tego człowieka! – krzyczała Justyna podczas jednej z kłótni. – Może on chce tylko twoich pieniędzy? Przecież masz mieszkanie po tacie!
Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Michał był ciepły, troskliwy i nigdy nie pytał o pieniądze. Sam miał dorosłego syna i mieszkanie na drugim końcu miasta. Ale Justyna i Daniel widzieli w nim zagrożenie dla swojego świata.
Pewnego wieczoru usiadłam sama w salonie, patrząc na zdjęcie Andrzeja stojące na komodzie. Pamiętam nasze wspólne wakacje nad morzem, jego śmiech, gdy dzieci budowały zamki z piasku. Pamiętam też jego chorobę – długie miesiące szpitalnych korytarzy, zapach leków i strach przed każdym telefonem ze szpitala.
– Andrzeju… co mam robić? – wyszeptałam do zdjęcia. – Czy mam prawo być szczęśliwa?
Następnego dnia zadzwonił Michał.
– Katarzyno, może pojedziemy na weekend do Zakopanego? Znam tam mały pensjonat pod Gubałówką. Potrzebujesz odpocząć.
Chciałam powiedzieć „tak”, ale głos Justyny dźwięczał mi w głowie: „Co powie rodzina?”.
W końcu zgodziłam się. Spakowałam walizkę i napisałam dzieciom krótką wiadomość: „Wyjeżdżam na kilka dni. Potrzebuję czasu dla siebie.”
W Zakopanem śnieg skrzypiał pod butami, a powietrze było czyste i rześkie. Michał opowiadał mi o swojej młodości w Nowym Sączu, o pracy w PKP i o tym, jak bardzo tęskni za żoną. Siedzieliśmy wieczorem przy kominku, popijając grzane wino.
– Wiesz, Kasiu… – powiedział cicho – ja też się boję. Boję się tego, co powiedzą ludzie. Boję się twoich dzieci. Ale najbardziej boję się tego, że jeśli nie spróbujemy być szczęśliwi teraz… to już nigdy nie będziemy.
Poczułam łzy pod powiekami. Przytuliłam się do niego i po raz pierwszy od śmierci Andrzeja poczułam spokój.
Po powrocie do Krakowa czekała mnie burza.
– Jak mogłaś wyjechać bez słowa?! – Justyna była blada ze złości. – Martwiliśmy się!
– Napisałam wam wiadomość – odpowiedziałam spokojnie.
– To nie jest normalne! – Daniel podniósł głos. – Mama powinna być z rodziną!
– A ja nie jestem rodziną? – zapytałam cicho.
Zapadła cisza.
Przez kolejne tygodnie atmosfera w domu była napięta jak struna. Dzieci przestały przychodzić na obiady w niedzielę. Telefon milczał coraz częściej.
Michał próbował mnie pocieszać:
– Daj im czas. Oni też muszą przeżyć swoją żałobę.
Ale ja czułam się rozdarta między lojalnością wobec dzieci a własnym pragnieniem szczęścia.
Pewnego dnia Justyna przyszła niespodziewanie.
– Mamo… przepraszam – powiedziała cicho, siadając obok mnie na kanapie. – Po prostu boję się cię stracić. Boję się, że jak odejdziesz do Michała… to już nie będziesz nasza.
Objęłam ją mocno.
– Zawsze będę wasza, córeczko. Ale muszę też być sobą.
Daniel długo nie mógł się pogodzić z moją decyzją. Przestał odbierać telefony, unikał spotkań rodzinnych. Bolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać.
W końcu nadszedł dzień, kiedy postanowiłam zaprosić Michała do domu na obiad.
– Mamo… jesteś pewna? – zapytała Justyna z niepokojem.
– Tak. Chcę, żebyście go poznali takim, jakim ja go widzę.
Obiad był pełen niezręcznych milczeń i wymuszonych uśmiechów. Michał starał się być uprzejmy, opowiadał anegdoty z pracy na kolei, ale Daniel ledwo patrzył mu w oczy.
Po kolacji Michał wyszedł pierwszy.
– Dziękuję za zaproszenie – powiedział cicho do dzieci. – Wiem, że to dla was trudne.
Gdy drzwi zamknęły się za nim, spojrzałam na Daniela:
– Synku… proszę cię tylko o jedno: spróbuj go poznać zanim go ocenisz.
Minęły miesiące zanim Daniel zaczął rozmawiać z Michałem bez chłodu w głosie. Ale powoli coś zaczęło się zmieniać. Zobaczył, że Michał nie chce nikogo zastąpić ani niczego zabrać – po prostu chce być częścią naszego życia.
Dziś mija pięć lat od śmierci Andrzeja i dwa lata odkąd jestem z Michałem. Nadal tęsknię za mężem, ale nauczyłam się żyć dalej. Dzieci zaakceptowały mój wybór – choć czasem widzę cień smutku w oczach Justyny.
Często myślę o tym wszystkim wieczorami, siedząc przy oknie z kubkiem herbaty.
Czy miałam prawo zawalczyć o swoje szczęście? Czy egoizm matki może być wybaczony przez dzieci? A może każda z nas musi kiedyś wybrać między sobą a rodziną?
A wy… co byście zrobili na moim miejscu?