Ojciec Bohater: Cień na Trzecim Piętrze

— Kacper, pamiętasz, ile jeszcze stopni? — szepnęłam, choć wiedziałam, że nie usłyszy. Byłam sama. Siatka zakupów ciążyła mi w dłoni, a każdy krok na trzecie piętro wydawał się cięższy niż zwykle. Liczyłam stopnie w myślach, jak wtedy, gdy Kacper wracał ze mną z przedszkola. On zawsze powtarzał za mną: „osiemnaście, dziewiętnaście, dwadzieścia!” — i śmiał się, jakbyśmy zdobywali szczyt góry.

Dziś jednak nie było śmiechu. Była cisza, którą przerywało tylko moje przyspieszone serce i echo własnych myśli: „Boże, oby tylko wrócił, oby żył…”

Wiedziałam, że na górze czeka na mnie Paweł. Mój mąż. Ojciec Kacpra. Człowiek, którego kiedyś kochałam tak mocno, że świat wydawał się prosty. Dziś był dla mnie cieniem na klatce schodowej — tym, co czai się za drzwiami mieszkania numer 37.

Otworzyłam drzwi i od razu poczułam napięcie w powietrzu. Paweł siedział przy stole, z papierosem w dłoni, choć prosiłam go setki razy, by nie palił w domu. Na stole leżała pusta butelka po wódce i kilka niedopałków. Spojrzał na mnie spod byka.

— Gdzie byłaś tak długo? — zapytał zimno.

— Byłam w sklepie. Kupiłam mleko dla Kacpra…

— Kacpra nie ma — przerwał mi ostro. — Zabrała go twoja matka.

Zamarłam. Wiedziałam, że mama czasem zabierała Kacpra na spacer, ale dziś… Dziś wszystko było inne. Czułam to od rana. Paweł był spięty, krzyczał na mnie o byle co. W nocy znów wrócił późno i śmierdział alkoholem.

— Dlaczego jej pozwoliłeś? — spytałam cicho.

— Bo nie będziesz mi mówić, jak mam wychowywać syna! — wrzasnął nagle i uderzył pięścią w stół. Drgnęłam. — Może czasem powinnaś się zastanowić, czy jesteś dobrą matką!

Łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałam płakać przy nim, ale nie mogłam się powstrzymać.

— Paweł… Proszę cię…

— Co prosisz? Żebym przestał być ojcem? Żebym zniknął? — Jego głos był pełen jadu.

Chciałam krzyczeć, że to on znika codziennie — w pracy, w barze, w swoich tajemnicach. Ale milczałam. Bałam się go coraz bardziej.

Nagle zadzwonił telefon. To była mama.

— Agnieszka? Wszystko w porządku? — Jej głos był zatroskany.

— Tak… Tak, mamo…

— Kacperek u mnie zostanie na noc. Paweł był dziś… dziwny. Nie chciałam ryzykować.

Spojrzałam na Pawła. Słyszał każde słowo. Wstał gwałtownie i podszedł do mnie.

— Oddaj mi ten telefon! — wykrzyczał i wyrwał mi komórkę z ręki.

— Zostaw mnie! — krzyknęłam pierwszy raz od miesięcy z całą siłą rozpaczy.

Wtedy zobaczyłam w jego oczach coś obcego. Strach? Wściekłość? Może jedno i drugie.

Wybiegłam z mieszkania bez płaszcza, zostawiając za sobą zakupy i Pawła z jego demonami. Zbiegłam po schodach szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Na dole spotkałam sąsiadkę, panią Halinę.

— Co się stało, dziecko? — zapytała z troską.

Nie mogłam mówić. Tylko płakałam.

Pani Halina zaprosiła mnie do siebie na herbatę. Siedziałyśmy w jej małym salonie pełnym bibelotów i zdjęć wnuków.

— Agnieszko… Musisz coś zrobić. On cię niszczy — powiedziała cicho.

Wiedziałam to od dawna. Ale jak odejść? Jak zabrać Kacpra i zacząć od nowa?

Przypomniałam sobie pierwsze lata z Pawłem. Byliśmy szczęśliwi. On miał pracę w urzędzie miasta, ja kończyłam studia pedagogiczne. Marzyliśmy o domu z ogródkiem pod Warszawą. Potem przyszły problemy: zwolnienie Pawła, długi, alkohol…

Zawsze tłumaczyłam go przed rodziną: „On jest zmęczony”, „On się stara”, „To tylko chwilowe”. Ale chwilowe trwało już trzy lata.

Następnego dnia poszłam po Kacpra do mamy. Przytulił się do mnie mocno.

— Mamusiu, tata krzyczał…

Poczułam ból w sercu. Nie mogłam pozwolić, by mój syn dorastał w strachu.

Wieczorem spakowałam kilka rzeczy do walizki i napisałam Pawłowi krótką wiadomość: „Wyjeżdżam z Kacprem do mamy. Potrzebujemy spokoju.”

Nie odpowiedział przez dwa dni. Potem przyszedł pod dom mojej mamy pijany i zaczął krzyczeć pod oknem:

— Oddaj mi syna! To ja jestem ojcem bohaterem!

Sąsiedzi wezwali policję. Paweł dostał zakaz zbliżania się do nas na miesiąc.

Przez te tygodnie uczyłam się żyć od nowa. Szukałam pracy jako nauczycielka w pobliskiej szkole podstawowej. Mama wspierała mnie każdego dnia.

Kacper coraz częściej się uśmiechał. Znowu liczył ze mną stopnie schodów — tym razem do mieszkania babci.

Ale nocami nie spałam. Bałam się o przyszłość. Bałam się Pawła i tego, co może zrobić.

Pewnego dnia dostałam list polecony od adwokata Pawła: pozew o ograniczenie praw rodzicielskich dla mnie i żądanie opieki nad Kacprem.

Zadrżały mi ręce. Jak można tak bardzo nienawidzić kogoś, kogo kiedyś się kochało?

Rozprawa sądowa była najtrudniejszym dniem mojego życia. Paweł płakał przed sędzią i mówił o sobie „ojciec bohater”, który walczy o syna przed złą matką.

Ja mówiłam prawdę: o strachu, o przemocy słownej i psychicznej, o samotności.

Sąd przyznał mi opiekę nad Kacprem i ograniczył kontakty Pawła do wizyt pod nadzorem kuratora.

To nie był koniec walki — ale początek nowego życia.

Dziś patrzę na syna i pytam siebie: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy każda rodzina musi przejść przez piekło, żeby odnaleźć spokój?

Może ktoś z was zna odpowiedź…