Po latach ciszy dostałam kartkę od matki, która mnie porzuciła. Czy można wybaczyć po tylu latach?
„Nie wierzę… To niemożliwe…” – szepnęłam, patrząc na podpis pod życzeniami: „Z miłością – Mama”. Przez chwilę świat wokół mnie przestał istnieć. Siedziałam przy kuchennym stole, wśród sterty rachunków i reklam, a w dłoniach ściskałam zwykłą kartkę ze złotą choinką. Palce mi drżały, a serce waliło jak oszalałe. Przecież ona… przecież ona nie żyje dla mnie od szesnastu lat.
W głowie od razu pojawił się głos mojego ojca: „Nie myśl o niej, Aniu. Dla nas już nie istnieje”. Ale jak mam nie myśleć, skoro jej pismo rozpoznałabym wszędzie? Te zawijasy przy literze „M”, te drobne serduszka zamiast kropek nad „i”.
Zanim zdążyłam się zastanowić, zadzwonił telefon. To była moja młodsza siostra, Kasia.
– Anka, wszystko w porządku? – zapytała z niepokojem. – Słyszałam, że coś się stało.
– Dostałam kartkę… od mamy – wyszeptałam.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Wiedziałam, że Kasia też nie potrafi o niej zapomnieć, choć udaje twardą. Była młodsza ode mnie o cztery lata, gdy mama wyszła z domu i już nie wróciła.
– Co napisała? – spytała w końcu.
– Że życzy nam spokojnych świąt i że tęskni… – głos mi się załamał.
– To pewnie jakiś żart – rzuciła Kasia ostro. – Nie daj się nabrać.
Ale ja wiedziałam, że to nie żart. Tylko ona pisała „spokojnych”, a nie „wesołych” świąt. Tylko ona wiedziała, jak bardzo nie znoszę grudnia od tamtej nocy.
Pamiętam ją tamtego wieczoru. Stała w progu z walizką. Ojciec krzyczał, ja płakałam, Kasia tuliła się do mojej nogi. Mama powiedziała tylko: „Przepraszam”, a potem zniknęła na zawsze. Przynajmniej tak myślałam.
Przez lata próbowałam zrozumieć, dlaczego nas zostawiła. Ojciec mówił, że była słaba, że wybrała siebie. Babcia szeptała coś o innym mężczyźnie. Ja po prostu tęskniłam. Każde święta były dla mnie koszmarem – puste miejsce przy stole, milczenie podczas dzielenia się opłatkiem.
Po maturze wyjechałam do Warszawy na studia i próbowałam zacząć nowe życie. Ale przeszłość zawsze wracała – w snach, w zapachu jej perfum na przypadkowej kobiecie w tramwaju, w głosie Kasi, która coraz bardziej przypominała mamę.
Teraz trzymałam w ręku dowód na to, że ona żyje. Że pamięta. Że może żałuje.
Wieczorem przyszła do mnie Kasia. Usiadłyśmy przy stole, patrząc na kartkę jak na coś zakazanego.
– Co zamierzasz zrobić? – spytała cicho.
– Nie wiem… Może powinnam odpisać?
– Po co? Żeby znów nas zraniła?
– Może chce nam coś powiedzieć… Może jest chora…
Kasia wzruszyła ramionami.
– Zawsze była egoistką. Nie zasługuje na drugą szansę.
Ale ja nie byłam tego taka pewna. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, czytając jej słowa w kółko: „Tęsknię za Wami każdego dnia. Wybaczcie mi”.
Następnego dnia poszłam do pracy jak zwykle – do małego biura rachunkowego na Ochocie. Ale nie mogłam się skupić. Widziałam ją wszędzie: w starszej kobiecie czekającej na autobus, w dziewczynie z długimi włosami przechodzącej przez ulicę.
W końcu napisałam do niej maila – adres był na odwrocie kartki. Pisałam długo, płakałam nad klawiaturą. Napisałam wszystko: o bólu, o tęsknocie, o tym, jak bardzo mnie zraniła. I o tym, że chcę ją zobaczyć.
Odpisała po trzech dniach:
„Aniu,
Nie wiem, czy zasługuję na Twoje przebaczenie. Przez te wszystkie lata żyłam z poczuciem winy i tęsknoty za Wami. Wiem, że nie ma usprawiedliwienia dla tego, co zrobiłam. Byłam wtedy słaba i zagubiona. Twój ojciec… to nie była łatwa relacja. Nie chcę go oczerniać, ale musiałam odejść dla własnego zdrowia psychicznego. Bałam się zabrać Was ze sobą – nie miałam gdzie mieszkać ani jak Was utrzymać. Wiem, że to żadne wytłumaczenie. Chciałabym Cię zobaczyć choć raz przed śmiercią.”
Zamarłam nad tym ostatnim zdaniem. Przed śmiercią? Czy ona jest chora?
Spotkałyśmy się tydzień później w małej kawiarni na Mokotowie. Przyszła pierwsza – postarzała, ale wciąż miała ten sam ciepły uśmiech i zielone oczy jak ja.
– Aniu… – wyszeptała i wyciągnęła ręce.
Nie potrafiłam jej przytulić. Usiadłam naprzeciwko i patrzyłam na nią długo w milczeniu.
– Dlaczego teraz? – zapytałam w końcu.
– Bo jestem chora… Mam raka trzustki. Lekarze dają mi kilka miesięcy… Chciałam Cię przeprosić i powiedzieć Ci prawdę zanim odejdę.
Łzy same popłynęły mi po policzkach.
Rozmawiałyśmy długo – o dzieciństwie, o tym co czułyśmy przez te lata rozłąki, o moim ojcu (który okazał się być dużo bardziej skomplikowany niż myślałam), o Kasi i o tym, czy można zacząć od nowa nawet wtedy, gdy czasu jest już tak mało.
Kasia nie przyszła na spotkanie. Powiedziała mi potem przez telefon:
– Nie potrafię jej wybaczyć tak jak Ty.
Ale ja sama nie wiem, czy potrafię naprawdę wybaczyć. Czy można odbudować coś tak kruchego jak zaufanie po tylu latach ciszy?
Dziś siedzę przy tym samym stole co wtedy i patrzę na kartkę ze złotą choinką. Wiem już więcej o sobie i o niej niż kiedykolwiek wcześniej. Ale jedno pytanie nie daje mi spokoju:
Czy naprawdę można wybaczyć komuś, kto złamał Ci serce – nawet jeśli to własna matka?