Pod powierzchnią: Wyznanie teściowej, która stała się wrogiem własnej rodziny
— Jadwiga, czy możesz nie wtrącać się w wychowanie Antosia? — głos Mai przeszył ciszę kuchni jak ostry nóż. Stałam przy zlewie, z rękami zanurzonymi w ciepłej wodzie, myjąc kubek po synu. Zamarłam. Woda kapała mi po nadgarstkach, a serce ścisnęło się w klatce piersiowej.
— Przecież tylko powiedziałam, że dzieci nie powinny tyle czasu spędzać przed ekranem — odpowiedziałam cicho, starając się nie podnosić głosu.
Maja spojrzała na mnie z irytacją. — To nasza sprawa, Jadwigo. Michał i ja ustalamy zasady. Proszę, uszanuj to.
W tej chwili poczułam się jak obca w domu, który kiedyś był moim królestwem. Przez lata byłam dla wszystkich podporą — gotowałam, sprzątałam, dbałam o to, by niczego nie brakowało. Po śmierci męża to ja trzymałam wszystko w ryzach. Michał był moim oczkiem w głowie. Kiedy poznał Maję, cieszyłam się, że znalazł kogoś, kto go pokocha. Ale z czasem zaczęłam czuć, że tracę grunt pod nogami.
Michał wrócił z pracy późnym popołudniem. Zawsze miałam dla niego ciepły obiad, ale dziś nie miałam siły gotować. Siedziałam przy stole, patrząc w okno na szare niebo. Usłyszałam jego kroki i oddech, zanim jeszcze wszedł do kuchni.
— Mamo, musimy porozmawiać — powiedział bez przywitania. — Maja jest zmęczona. Czuję, że atmosfera w domu jest napięta. Może powinnaś trochę odpuścić?
Spojrzałam na niego z niedowierzaniem. — Michał, ja tylko chcę pomóc. Przecież zawsze tak było. Zawsze mogłeś na mnie liczyć.
— Ale teraz jest inaczej. Mamy własne życie, własne zasady. Chcemy wychowywać Antosia po swojemu. Proszę cię, nie wtrącaj się we wszystko.
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu. — Czyli jestem już niepotrzebna? — wyszeptałam.
Michał spuścił wzrok. — Nie o to chodzi. Po prostu… musisz się nauczyć odpuszczać.
Wyszłam z kuchni, zanim zobaczył, jak płaczę. Zamknęłam się w swoim pokoju. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. Wspominałam czasy, gdy Michał był mały, gdy tulił się do mnie po koszmarach, gdy razem piekliśmy pierniki na święta. Teraz czułam się jak cień, jak duch przeszłości, który przeszkadza w nowym życiu.
Następnego dnia próbowałam się nie narzucać. Siedziałam w swoim pokoju, słysząc śmiech Antosia i rozmowy Mai z Michałem. Czułam się wykluczona, jakby ktoś zamknął przede mną drzwi. Próbowałam zająć się robótkami ręcznymi, ale drżały mi ręce. W końcu wyszłam na balkon, żeby zaczerpnąć powietrza. Sąsiadka, pani Zofia, pomachała mi z naprzeciwka.
— Jadwigo, co taka smutna? — zapytała.
— Ach, Zosiu, czasem mam wrażenie, że już nie pasuję do tego świata — odpowiedziałam, a głos mi zadrżał.
— Dzieci teraz wszystko robią inaczej. Moja Basia też mi kiedyś powiedziała, żebym się nie wtrącała. Ale wiesz co? Trzeba im pozwolić popełniać własne błędy. My swoje już przeżyłyśmy.
Słowa Zofii nie przyniosły mi ulgi. Wieczorem usłyszałam, jak Maja rozmawia z Michałem w salonie.
— Nie dam już rady, Michał. Twoja mama patrzy na mnie jak na wroga. Czuję się, jakbym była tu tylko gościem.
— Maja, ona po prostu nie umie inaczej. Musimy jej jakoś pomóc.
— Ale ja nie chcę, żeby Antoś widział takie napięcie. Może powinna zamieszkać sama?
Serce mi zamarło. Przez chwilę miałam ochotę wejść i powiedzieć im, co czuję, ale zabrakło mi odwagi. Zamiast tego spakowałam kilka rzeczy do torby i wyszłam z domu. Szłam bez celu po ciemnych ulicach, aż dotarłam do parku. Usiadłam na ławce i płakałam. Czułam się zdradzona, opuszczona przez własną rodzinę.
Po kilku godzinach wróciłam. W domu panowała cisza. Michał czekał na mnie w przedpokoju.
— Mamo, gdzie byłaś? Martwiliśmy się.
— Przepraszam. Potrzebowałam trochę czasu dla siebie.
— Mamo, nie chcemy cię skrzywdzić. Ale musisz zrozumieć, że nasze życie się zmieniło. Maja nie jest twoim wrogiem. Chcemy, żebyś była częścią naszej rodziny, ale na innych zasadach.
— A jeśli nie potrafię? — zapytałam cicho.
— Wtedy wszyscy będziemy cierpieć.
Tej nocy długo rozmyślałam. Czy naprawdę jestem winna temu, że nie umiem być tylko gościem w życiu własnego syna? Czy to ja jestem powodem rozpadu tej rodziny, czy może wszyscy popełniliśmy błędy?
Czasem myślę, że świat odjechał beze mnie. Że wartości, które były dla mnie święte, dziś są tylko przeszkodą. Ale czy naprawdę muszę się zmienić, żeby zasłużyć na miłość własnego dziecka?
Czy ktoś z was też czuje się czasem niepotrzebny wśród najbliższych? Jak znaleźć swoje miejsce, gdy wszystko wokół się zmienia?