„Powrót Dawida: Gorzka walka o dom po śmierci ojca”

— Nie wierzę, że naprawdę tu jesteś — powiedziałam, patrząc na Dawida stojącego w progu naszego starego mieszkania na Pradze. W dłoniach ściskał czarną teczkę, a jego twarz była napięta, jakby przez te wszystkie lata nie nauczył się uśmiechać.

— Zośka, nie przyszedłem się kłócić — zaczął, ale już wiedziałam, że to nieprawda. — Tata nie zostawił testamentu. Musimy to załatwić jak dorośli. Po połowie.

Zacisnęłam pięści. W głowie dudniło mi od wspomnień: jak Dawid wyjechał do Wrocławia zaraz po maturze, jak przez lata nie dzwonił nawet na święta. Zostałam z ojcem sama. To ja podawałam mu leki, ja znosiłam jego humory i lęki przed śmiercią. Ja rezygnowałam z pracy w teatrze, żeby być przy nim, kiedy choroba zabierała go kawałek po kawałku.

— Po połowie? — powtórzyłam cicho. — Gdzie byłeś przez ostatnie dziesięć lat?

Dawid westchnął i odwrócił wzrok. — Zośka, wiem, że ci ciężko. Ale to też mój dom. Mam prawo.

Zacisnęłam zęby. „Prawo”. To słowo brzmiało jak wyrok. Przez chwilę miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami, ale tylko usiadłam ciężko na kanapie ojca — tej samej, na której spałam przez ostatnie miesiące jego życia.

— Wiesz, co to znaczyło dla mnie? — zapytałam cicho. — Opiekować się nim? Patrzeć, jak gaśnie?

Dawid milczał. W końcu usiadł naprzeciwko mnie i spuścił głowę.

— Zośka… Ja też miałem ciężko. Nie wiesz wszystkiego.

Parsknęłam śmiechem. — Nie wiem? To powiedz mi, Dawidzie! Powiedz mi, co było ważniejsze od własnego ojca!

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, którą przerywało tylko tykanie starego zegara na ścianie. W końcu Dawid podniósł głowę.

— Bałem się wrócić — powiedział cicho. — Bałem się, że nie będę umiał spojrzeć wam w oczy po tym wszystkim…

— Po czym? — przerwałam mu ostro.

— Po tym, jak uciekłem. Jak zostawiłem was samych.

Poczułam łzy napływające do oczu. Przez tyle lat tłumiłam w sobie żal i gniew, a teraz wszystko wracało ze zdwojoną siłą.

— Tata pytał o ciebie do końca — powiedziałam drżącym głosem. — Każdego dnia miał nadzieję, że zadzwonisz.

Dawid spuścił głowę jeszcze niżej. Przez chwilę myślałam, że się rozpłacze, ale tylko zacisnął usta i wyjął z teczki jakieś papiery.

— Musimy to załatwić formalnie — powiedział sztywno. — Jeśli chcesz tu zostać, możesz mnie spłacić. Albo sprzedamy dom i podzielimy się pieniędzmi.

Poczułam, jak ziemia usuwa mi się spod nóg. Ten dom był wszystkim, co miałam. Każdy kąt przypominał mi dzieciństwo: zapach pierogów mamy w kuchni, śmiech ojca podczas niedzielnych obiadów…

— Nie mam pieniędzy na spłatę — wyszeptałam. — Nie mam nic oprócz tego domu.

Dawid wzruszył ramionami. — Ja też nie mam gdzie mieszkać. Rozwiodłem się. Straciłem pracę. Potrzebuję pieniędzy.

Wstałam gwałtownie i zaczęłam chodzić po pokoju tam i z powrotem.

— Więc co teraz? Wyrzucisz mnie na bruk?

Dawid patrzył na mnie bez słowa. W jego oczach widziałam zmęczenie i coś jeszcze — może żal? A może tylko wyrachowanie?

Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Ja gotowałam obiady dla siebie i wspominałam ojca przy każdym łyku herbaty; Dawid rozmawiał przez telefon z kimś z banku i przeglądał ogłoszenia o sprzedaży mieszkań w internecie.

Pewnej nocy usłyszałam jego cichy płacz za ścianą. Przez chwilę chciałam do niego pójść, ale coś mnie powstrzymało — duma? Żal? Strach przed kolejnym rozczarowaniem?

W końcu przyszedł do mnie sam.

— Zośka… Może spróbujemy inaczej? Może wynajmiemy dom komuś na rok czy dwa? Podzielimy się pieniędzmi i każdy spróbuje stanąć na nogi?

Popatrzyłam na niego długo. W jego oczach widziałam cień dawnego brata — tego, z którym biegałam po podwórku i budowałam szałas z koców w salonie.

— A jeśli nigdy już nie będziemy rodziną? — zapytałam cicho.

Dawid uśmiechnął się smutno.

— Może rodzina to nie tylko wspólne nazwisko i dom… Może to też umiejętność wybaczania?

Nie odpowiedziałam od razu. Przez kolejne dni rozważaliśmy różne opcje: sprzedaż domu, wynajem, kredyt pod zastaw… Każda decyzja bolała tak samo mocno.

W końcu zgodziłam się na wynajem. Dom miał żyć dalej — nawet jeśli już nie dla nas.

Kiedy pakowałam ostatnie rzeczy ojca do kartonów, Dawid podszedł do mnie i objął mnie niezdarnie ramieniem.

— Przepraszam za wszystko — wyszeptał.

Nie odpowiedziałam. Może kiedyś będę umiała mu wybaczyć.

Teraz siedzę w wynajmowanym pokoju i patrzę na zdjęcie ojca stojące na parapecie. Zastanawiam się: czy naprawdę warto było poświęcić wszystko dla rodziny? Czy dom bez miłości to jeszcze dom?

A wy… co byście zrobili na moim miejscu?