Prezent od córki: burząca cisza starości

— Mamo, nie przesadzaj, przecież to tylko obiad — usłyszałam zza drzwi kuchni głos mojej córki, Magdy. Stałam przy blacie, krojąc pietruszkę do rosołu, a ręce mi drżały. Od świtu krzątałam się po domu: sałatki, rosół, kurczak z czosnkiem w piekarniku, kryształowy wazon na kwiaty — wszystko musiało być idealne. Dwa razy biegłam do sklepu, bo zapomniałam tortu i kawy. Wróciłam zziajana, z siatkami wypchanymi po brzegi, a Magda tylko spojrzała na mnie z tym swoim pobłażliwym uśmiechem.

— To nie jest tylko obiad — odpowiedziałam cicho, bardziej do siebie niż do niej. Dziś kończę siedemdziesiąt lat. Siedemdziesiąt! Kiedy to minęło? Jeszcze wczoraj biegałam z Magdą na plac zabaw, a dziś… Dziś ona przyjeżdża z mężem i synkiem tylko na chwilę, bo „mają jeszcze tyle spraw”.

W kuchni pachniało domem mojego dzieciństwa: rosół bulgotał w garnku, a przez okno wpadało zimowe słońce. Przez chwilę poczułam się szczęśliwa. Ale potem usłyszałam śmiech Magdy i jej męża, Pawła, dochodzący z salonu. Rozmawiali o czymś, czego nie rozumiałam — o jakiejś nowej aplikacji na telefonie. Znowu poczułam się obca we własnym domu.

Kiedy przyszli goście — mój brat Janek z żoną i sąsiadka pani Zosia — starałam się być uśmiechnięta. Wszyscy składali mi życzenia, ściskali dłonie, a ja czułam się jak aktorka na scenie. Tylko wnuczek Kuba rzucił mi się na szyję z prawdziwą radością.

Po obiedzie Magda wyciągnęła z torby elegancko zapakowane pudełko.

— Mamo, mamy dla ciebie coś wyjątkowego — powiedziała z dumą.

Rozpakowałam prezent powoli. W środku leżał nowoczesny smartfon. Taki sam, jaki widziałam w reklamach — duży ekran, błyszcząca obudowa.

— To… dla mnie? — zapytałam niepewnie.

— Tak! — Magda aż klasnęła w dłonie. — Będziesz mogła dzwonić do nas na wideo, oglądać zdjęcia Kuby, korzystać z internetu… Wszystko ci pokażę!

Wszyscy zaczęli bić brawo. Tylko ja siedziałam nieruchomo. Przez chwilę miałam ochotę się rozpłakać.

— Ale ja… ja nie umiem tego obsługiwać — wyszeptałam.

— Nauczysz się! — przerwała mi Magda. — To bardzo proste. Każdy teraz ma taki telefon.

Poczułam się jak dziecko, które nie nadąża za dorosłymi. Wszyscy patrzyli na mnie z oczekiwaniem. Nawet Janek mruknął: „No co ty, Ludka, dasz radę”.

Przez resztę dnia Magda pokazywała mi funkcje telefonu. Przesuwała palcem po ekranie z taką łatwością, że aż kręciło mi się w głowie. Próbowałam powtórzyć jej ruchy, ale wszystko mi się mieszało: ikonki znikały, ekran gasł, coś pikało.

— Mamo, skup się! — zirytowała się w końcu Magda. — Przecież to nie jest trudne!

Poczułam wstyd i złość. Chciałam krzyknąć: „Nie rozumiesz mnie! Nie chcę tego telefonu! Chcę po prostu z tobą porozmawiać!” Ale nie powiedziałam nic. Uśmiechnęłam się tylko blado i schowałam telefon do szuflady.

Wieczorem wszyscy wyszli. Zostałam sama w cichym mieszkaniu. Usiadłam przy stole i patrzyłam na pusty talerz po torcie. Przez okno widać było światła miasta — takie dalekie i obce.

Nagle zadzwonił telefon stacjonarny. To była pani Zosia.

— Ludwiko, wszystko w porządku? Wyglądałaś dziś na przygnębioną…

Chciałam odpowiedzieć, że wszystko dobrze, ale głos mi zadrżał.

— Zosiu… czuję się taka niepotrzebna. Oni wszyscy żyją w innym świecie. Nawet prezent od Magdy… zamiast mnie ucieszyć, tylko przypomniał mi, jak bardzo jestem sama.

Pani Zosia westchnęła.

— Wiem, kochana. Moje dzieci też ciągle coś przynoszą: tablety, zegarki… A ja bym chciała po prostu posiedzieć z nimi przy herbacie.

Rozmawiałyśmy długo. O tym, jak trudno być starszą osobą w świecie pełnym nowinek technicznych i pośpiechu. O tym, jak bardzo brakuje zwykłych rozmów i bliskości.

Następnego dnia Magda zadzwoniła rano.

— Mamo? Wszystko w porządku? Nie obraziłaś się?

Zebrałam się na odwagę.

— Magdo… Dziękuję za prezent. Naprawdę doceniam twoją troskę. Ale czy moglibyśmy czasem po prostu posiedzieć razem? Bez telefonów?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

— Oczywiście, mamo — odpowiedziała cicho Magda. — Przepraszam, chyba za bardzo chciałam ci pomóc po swojemu…

Uśmiechnęłam się przez łzy.

Wieczorem wyjęłam telefon z szuflady i spróbowałam go włączyć. Może kiedyś nauczę się go obsługiwać. Ale czy to wystarczy, by przestać czuć się samotną?

Czy naprawdę wystarczy nowoczesny prezent, by zasypać przepaść między pokoleniami? A może najważniejsze jest to, byśmy po prostu chcieli siebie słuchać?