Przebaczenie, które kosztowało miłość: Historia rozdarcia między ojcem a matką
– Dlaczego to zrobiłaś, Marto? Jak możesz mu wybaczyć? – głos mamy przeszył ciszę kuchni niczym ostrze. Stała przy zlewie, zaciskając dłonie na kubku, jakby tylko to trzymało ją w pionie. Jej oczy były czerwone, a policzki mokre od łez. Czułam, jak w gardle rośnie mi gula, a serce wali jak oszalałe. Nie wiedziałam, co powiedzieć. W mojej głowie kłębiły się wyrzuty sumienia, ulga i gniew – gniew, że muszę wybierać między rodzicami.
Miałam trzynaście lat, kiedy tata odszedł. Pamiętam tamten wieczór z przerażającą wyrazistością. Mama, Anna, stała w drzwiach z ramionami skrzyżowanymi na piersi, a tata, Marek, pakował swoje rzeczy do starej walizki. – Nie możesz tak po prostu odejść! – krzyczała. – Masz dziecko! – Siedziałam na schodach i obgryzałam paznokcie, próbując nie płakać. Tata spojrzał na mnie – jego oczy były pełne łez. – Marto, kocham cię. To nie twoja wina. – Ale wtedy nie wierzyłam ani jemu, ani mamie. Czułam tylko, że świat się rozpada.
Po tym wszystkim wszystko się zmieniło. Mama pracowała na dwa etaty – rano w bibliotece miejskiej, wieczorami sprzątała biura. Stała się twarda, oschła i skąpa w czułości. Tata dzwonił rzadko, czasem wysyłał kartkę na urodziny albo święta. W szkole kłamałam, że tata jest za granicą w pracy i wróci niedługo. Tylko moja przyjaciółka Ola znała prawdę.
Lata mijały. Mama powtarzała: – Mężczyźni są wszyscy tacy sami. Nigdy nikomu nie ufaj poza sobą. – Nie wiedziałam, czy bardziej nienawidzę taty za to, że nas zostawił, czy mamy za to, że nie pozwalała mi go kochać. Kiedy skończyłam dziewiętnaście lat i dostałam się na studia do Warszawy, po raz pierwszy poczułam wolność – od oczekiwań mamy, od przeszłości, od poczucia winy.
Ale przeszłość nie znika tak łatwo. Pewnego dnia, gdy jechałam tramwajem numer 17 przez Most Poniatowskiego, dostałam SMS-a z nieznanego numeru: „Marta, tu twój tata. Proszę, odezwij się, jeśli chcesz porozmawiać.” Serce mi zamarło. Przez kilka tygodni ignorowałam wiadomość, ale pewnego wieczoru po kilku piwach z Olą zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam.
– Halo? – jego głos był niższy niż go pamiętałam.
– Tato? –
Zapadła cisza. Potem usłyszałam westchnienie: – Marto… Dziękuję ci, że zadzwoniłaś. Wiem, że nie mam prawa niczego od ciebie żądać… ale chciałbym ci wszystko wyjaśnić.
Spotkaliśmy się w małej kawiarni przy Dworcu Centralnym. Marek był starszy, z siwymi włosami i zmarszczkami wokół oczu, których wcześniej nie widziałam. Opowiadał o swoim życiu po rozwodzie – o długach, które go przygniotły, o depresji i samotności, o kobiecie, z którą próbował ułożyć sobie życie na nowo i która nigdy nie była dla niego tym, kim była mama. Płakałam i śmiałam się jednocześnie. Po raz pierwszy zobaczyłam w nim człowieka – nie tylko ojca, który mnie zostawił.
Po tym spotkaniu zaczęliśmy widywać się od czasu do czasu. Nie powiedziałam mamie nic – wiedziałam, że to byłby koniec wszystkiego, co przez lata budowałyśmy. Ale ta tajemnica mnie zżerała od środka. Kiedy w końcu zebrałam się na odwagę i wyznałam jej prawdę – że wybaczyłam tacie i czasem się z nim spotykam – rozpętało się piekło.
– Czy to ci nie wystarczyło, że nas zostawił? Zapomniałaś już wszystkie moje łzy przez niego? – krzyczała mama przez łzy.
– Mamo, ja potrzebuję ojca tak samo jak ciebie! Nie przestałam go kochać tylko dlatego, że ty tego chciałaś! –
– On nigdy cię nie kochał! Gdyby kochał, nie odszedłby! –
Te słowa bolały bardziej niż wszystko wcześniej. Poczułam się rozdarta na pół – między kobietą, która mnie wychowała i mężczyzną, którego dopiero zaczynałam poznawać.
Dni mijały w ciszy i chłodzie. Mama ignorowała mnie tygodniami. Potem wysyłała krótkie wiadomości: „Jesteś cała? Zjadłaś coś?” Ale nigdy już nie wspomniała o tacie. Na rodzinnych spotkaniach wszyscy milczeli o nim jakby nigdy nie istniał.
Pewnego wieczoru siedziałam z Olą na ławce pod blokiem i zapytałam: – Czy jestem złą córką dlatego, że chcę mieć oboje rodziców w swoim życiu? Czy zdradziłam mamę?
Ola objęła mnie ramieniem: – To nie twoja wina. Masz prawo do własnego spokoju i własnej prawdy.
Ale spokój nie przychodził łatwo. Tata opowiadał mi o swojej nowej rodzinie pod Wrocławiem – mam przyrodnią siostrę, której nigdy nie poznałam. Mama wysyłała mi zdjęcia z dzieciństwa z podpisem: „Pamiętasz jak byłyśmy same przeciwko światu?” Za każdym razem gdy widziałam tatę czułam winę wobec mamy; za każdym razem gdy byłam z mamą tęskniłam za straconymi latami z ojcem.
Zrozumiałam w końcu, że przebaczenie to nie koniec bólu – to dopiero początek nowego rozdziału życia z ranami, które być może nigdy się nie zagoją.
Czasem pytam siebie: Czy można kochać oboje rodziców bez utraty części siebie? Czy przebaczenie może być mostem czy zawsze pozostanie rozdarciem? Co wy o tym myślicie?