Randka mojej teściowej i noc, która zmieniła wszystko
– Mamo, czy babcia znowu idzie na randkę? – zapytała Zosia, patrząc na mnie wielkimi oczami, kiedy Wanda Stanisławówna trzaskała drzwiami szafy w przedpokoju. Słyszałam jej energiczne kroki, stukot obcasów i cichy śpiew pod nosem. Miała dziś na sobie czerwoną sukienkę, tę samą, którą założyła na ślub mojego szwagra. Zawsze powtarzała, że czerwień to kolor życia.
– Tak, kochanie. Babcia idzie spotkać się z panem Januszem – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku czułam niepokój. Wanda była kobietą nieprzewidywalną. Po rozwodzie z ojcem mojego męża przez lata żyła sama, wychowując syna z żelazną konsekwencją i miłością. Mówiła, że nigdy nie wyszła ponownie za mąż, bo bała się, że ojczym mógłby skrzywdzić jej chłopca. Ale to nie znaczyło, że nie miała adoratorów.
Wanda weszła do kuchni i spojrzała na mnie z tym swoim charakterystycznym uśmiechem – trochę wyzywającym, trochę smutnym.
– Aniu, zostaniesz dziś z Zosią? Wiem, że miałaś plany, ale Janusz zaprosił mnie do teatru. Wiesz, jak rzadko się zdarza taki wieczór…
Westchnęłam. Mój mąż był w delegacji, a ja liczyłam na wieczór dla siebie – książka, herbata, cisza. Ale nie potrafiłam odmówić Wandzie. Była dla mnie jak druga matka, choć czasem miałam ochotę ją udusić za jej bezpośredniość i brak taktu.
– Oczywiście – odpowiedziałam. – Baw się dobrze.
Wanda podeszła do mnie i niespodziewanie przytuliła mocno. Poczułam jej perfumy – ciężkie, kwiatowe, trochę staroświeckie. – Dziękuję ci, Aniu. Jesteś najlepszą synową na świecie.
Zosia już biegała po salonie w piżamie z Myszką Minnie. Próbowałam ją uspokoić i przygotować do snu, ale czułam narastające napięcie. Kiedy Wanda wyszła, w domu zapadła dziwna cisza. Zosia zasnęła szybko, a ja usiadłam w kuchni z kubkiem herbaty i zaczęłam rozmyślać.
Zawsze podziwiałam Wandę za jej siłę. Po rozwodzie nie załamała się – wręcz przeciwnie, zaczęła żyć pełnią życia. Ale czasem miałam wrażenie, że pod tą maską pewności siebie kryje się coś więcej. Tajemnica? Strach? Samotność?
Nagle zadzwonił telefon. Numer nieznany.
– Halo? – odebrałam niepewnie.
– Dobry wieczór, czy mogę rozmawiać z panią Wandą Stanisławówną? – zapytał męski głos.
– Niestety, nie ma jej w domu. Czy mogę przekazać wiadomość?
– Proszę powiedzieć jej… że sprawa jest pilna. Bardzo pilna.
Zanim zdążyłam zapytać o szczegóły, rozmówca się rozłączył. Przez chwilę siedziałam osłupiała. Co mogło być tak pilnego? Czy to coś związanego z Januszem? A może… z przeszłością Wandy?
Próbowałam się uspokoić. Może to tylko pomyłka? Ale nie mogłam przestać myśleć o tym telefonie. Wzięłam książkę do ręki, ale litery tańczyły mi przed oczami.
Około północy usłyszałam hałas na klatce schodowej. Wanda wróciła wcześniej niż zwykle. Weszła do mieszkania z rozmazanym makijażem i łzami w oczach.
– Co się stało? – zapytałam natychmiast.
Wanda usiadła ciężko na krześle i zaczęła płakać. Nigdy wcześniej jej takiej nie widziałam.
– Aniu… ja już nie mam siły udawać – wyszeptała drżącym głosem. – Janusz… on mnie zostawił w środku spektaklu. Powiedział, że nie może być z kobietą z takim bagażem…
Patrzyłam na nią bezradnie.
– Ale przecież…
– On wie o moim byłym mężu. Wie o wszystkim! Ktoś mu powiedział…
Wanda zaczęła opowiadać historię sprzed lat – o tym, jak jej były mąż popadł w alkoholizm po utracie pracy w stoczni w Gdańsku, jak próbowała ratować rodzinę, jak musiała uciekać z synem do Warszawy przed jego agresją. O tym nigdy wcześniej mi nie mówiła.
– Bałam się… Bałam się, że jeśli powiem prawdę Januszowi, on też mnie zostawi. Ale prawda i tak wyszła na jaw…
Objęłam ją mocno.
– Wanda… każdy ma swoją przeszłość. Nie możesz siebie za to winić.
Siedziałyśmy tak długo w milczeniu. W końcu Wanda spojrzała na mnie ze łzami w oczach.
– Aniu… czy ty też boisz się czasem mówić prawdę?
Zastanowiłam się przez chwilę. Przypomniałam sobie wszystkie sytuacje, kiedy udawałam przed mężem, że wszystko jest w porządku; kiedy ukrywałam swoje lęki przed córką; kiedy milczałam wobec teściowej, żeby nie sprawić jej przykrości.
– Tak… boję się. Ale chyba czas przestać się bać.
Następnego dnia rano Wanda była już inną osobą – znów silną i pewną siebie. Ale wiedziałam, że tej nocy coś się zmieniło między nami. Po raz pierwszy zobaczyłam ją naprawdę – nie tylko jako teściową czy matkę mojego męża, ale jako kobietę z krwi i kości, która też ma prawo do słabości.
Czasem zastanawiam się: ile jeszcze tajemnic kryją nasi bliscy? Czy naprawdę znamy tych, z którymi dzielimy życie? A może wszyscy nosimy maski i boimy się je zdjąć nawet przed najbliższymi?