Rodzina, której nigdy nie miałam – historia Magdy z Gdańska. Czy można pokochać rodzinę, która cię odrzuca?
– Magda, czy ty naprawdę musisz tak głośno stawiać te talerze? – głos teściowej przeszył ciszę jak nóż. Stałam w kuchni jej mieszkania na Zaspie, próbując nie rozlać barszczu na śnieżnobiały obrus. Ręce mi drżały, a serce waliło jak oszalałe. To był nasz pierwszy wspólny Wigilia z rodziną Pawła, mojego męża. Miałam nadzieję, że poczuję się tu jak u siebie, ale od progu czułam się jak nieproszony gość.
– Przepraszam, już kończę – odpowiedziałam cicho, starając się nie patrzeć jej w oczy. Pani Halina tylko westchnęła i wróciła do krojenia śledzi. Paweł stał w przedpokoju, udając, że nie słyszy. Zawsze tak robił – unikał konfliktów, zostawiając mnie samą na polu bitwy.
W moim rodzinnym domu w Gdańsku Wrzeszczu nigdy nie było ciepła. Ojciec pił, matka była wiecznie zmęczona i rozdrażniona. Nikt nie przytulał, nie pytał o szkołę, nie mówił „kocham cię”. Kiedy poznałam Pawła na studiach, wydawało mi się, że jego rodzina to inny świat – wspólne obiady, rozmowy przy stole, śmiech. Ale szybko okazało się, że dla nich jestem tylko „tą dziewczyną z bloków”, która nie zna się na dobrych manierach.
Pamiętam pierwszą rozmowę z teściową:
– A twoja mama czym się zajmuje? – zapytała z uśmiechem, który nie sięgał oczu.
– Pracuje w sklepie spożywczym – odpowiedziałam szczerze.
– Ach… – mruknęła i już wiedziałam, że zostałam oceniona.
Przez kolejne lata próbowałam zasłużyć na ich akceptację. Przynosiłam domowe ciasta na imieniny, pomagałam przy sprzątaniu po świętach, zgadzałam się na każde zaproszenie. Ale zawsze byłam „Magdą”, nigdy „naszą Magdą”.
Najgorzej było po narodzinach naszej córki, Julki. Teściowa pojawiła się w szpitalu z naręczem róż i torbą ubranek:
– Mam nadzieję, że będziesz ją karmić piersią. W naszej rodzinie wszystkie kobiety tak robiły.
Czułam się jak uczennica na egzaminie. Kiedy Julka płakała nocami, słyszałam przez ścianę szeptane uwagi:
– Może powinnaś poprosić mamę o pomoc? Ach, zapomniałam…
Paweł coraz częściej wracał późno z pracy. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać:
– Kochanie, twoja mama…
– Daj spokój, ona już taka jest. Nie przejmuj się – ucinał temat.
Ale ja się przejmowałam. Każde spotkanie było dla mnie walką o oddech.
Pewnego dnia zadzwoniła moja matka:
– Magda, potrzebuję pieniędzy na czynsz. Możesz pożyczyć?
Zacisnęłam powieki. Wiedziałam, że jeśli dam jej pieniądze, Paweł będzie zły. Ale jeśli odmówię…
Wieczorem powiedziałam mu o wszystkim:
– Paweł, mama ma kłopoty. Muszę jej pomóc.
Spojrzał na mnie z wyrzutem:
– Ile jeszcze będziemy ich utrzymywać? Twoja rodzina tylko ciągnie cię w dół.
Wtedy pękłam.
– Moja rodzina? A twoja co robi? Twoja matka traktuje mnie jak powietrze! Nigdy nie poczułam się tu jak u siebie!
Paweł milczał długo.
– Może powinnaś wrócić do siebie…
Tej nocy spakowałam torbę i pojechałam do matki. W jej ciasnym mieszkaniu pachniało starym tłuszczem i wilgocią. Siedziałyśmy przy kuchennym stole w milczeniu.
– Magda… przepraszam za wszystko – powiedziała nagle mama. – Nie umiałam być dobrą matką. Ale ty możesz być lepsza dla Julki.
Płakałyśmy razem do rana. Po raz pierwszy poczułam coś na kształt bliskości.
Po tygodniu wróciłam do Pawła. Nie czekał na mnie z otwartymi ramionami, ale pozwolił mi wejść.
– Musimy ustalić zasady – powiedziałam twardo. – Albo jesteśmy rodziną i wspieramy się nawzajem, albo każdy idzie swoją drogą.
Patrzył na mnie długo.
– Chcę spróbować jeszcze raz – powiedział cicho.
Zaczęliśmy od nowa. Przestałam zabiegać o akceptację teściowej. Skupiłam się na Julce i na sobie. Z czasem pani Halina zaczęła mnie traktować z większym szacunkiem – może dlatego, że przestałam być uległa?
Dziś wiem jedno: rodzina to nie tylko krew i nazwisko. To wybór każdego dnia – czy chcemy być razem mimo różnic i ran.
Czasem patrzę na Julkę i pytam siebie: czy dam radę być dla niej taką matką, jakiej sama nigdy nie miałam? Czy można nauczyć się kochać naprawdę, jeśli nigdy się tego nie doświadczyło?