Rok przełomu: Jak jeden dzień rozdarł moją rodzinę na zawsze
– Nie mogę już tak dłużej żyć – powiedział tata, patrząc na nas z końca stołu. Było już po torcie, a świeczki zgasły zbyt szybko, jakby nie chciały być świadkami tego, co miało nastąpić. Mama siedziała naprzeciwko niego, z dłońmi splecionymi tak mocno, że aż pobielały jej knykcie. Ja i mój młodszy brat, Kuba, wymieniliśmy spojrzenia – w jego oczach widziałam strach, w moich musiała być tylko pustka.
– Co masz na myśli? – zapytała mama, jej głos był cichy, ale stanowczy.
– Odchodzę. Przepraszam. Nie potrafię już udawać.
W tamtym momencie świat się zatrzymał. Słyszałam tylko własny oddech i szum krwi w uszach. Tata wstał, przesunął krzesło i wyszedł z kuchni. Drzwi zamknęły się za nim z głuchym trzaskiem.
Mama nie płakała. Przez chwilę patrzyła w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział tata, po czym wstała i wyszła do ogrodu. Zostaliśmy z Kubą sami przy stole, między resztkami tortu i niedopitymi kieliszkami szampana.
– Myślisz, że wróci? – zapytał Kuba szeptem.
Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam.
Następnego dnia mama poprosiła nas o rozmowę. Usiadła naprzeciwko mnie i Kuby w salonie, gdzie jeszcze pachniało świeżością kwiatów z urodzinowego bukietu.
– Potrzebuję roku ciszy – powiedziała spokojnie. – Nie chcę rozmawiać o rozwodzie, nie chcę słyszeć pytań o tatę. Muszę to wszystko przemyśleć. Proszę was tylko o jedno: nie szukajcie go i nie pytajcie mnie o niego.
To był początek najdziwniejszego roku mojego życia. Rok milczenia, niedopowiedzeń i domysłów. Tata wyprowadził się do kawalerki na drugim końcu miasta. Czasem widywałam go przypadkiem na przystanku albo w sklepie – zawsze wyglądał na zmęczonego i starszego niż był naprawdę.
Mama zamknęła się w sobie. Pracowała jeszcze więcej niż zwykle, wracała późno do domu i znikała w swoim pokoju. Kuba próbował udawać, że nic się nie stało – grał na komputerze do późna w nocy, przestał odrabiać lekcje. Ja próbowałam być silna dla nich obojga, ale coraz częściej budziłam się w nocy z poczuciem, że coś jest nie tak.
Pewnego dnia znalazłam w szufladzie mamy stary list. Był zaadresowany do niej, ale podpisany przez kogoś o imieniu Andrzej. Zaczęłam czytać i z każdym zdaniem czułam coraz większy ciężar na sercu:
„Kochana Aniu,
Nie wiem, jak długo jeszcze wytrzymam bez Ciebie…”
Zrozumiałam wtedy, że tata nie był pierwszym, który odszedł. Mama miała kiedyś kogoś innego – kogoś, kogo kochała bardziej niż tatę? Czy to dlatego była taka zamknięta? Czy to dlatego tata odszedł?
Nie miałam odwagi zapytać mamy o Andrzeja. Zamiast tego zaczęłam obserwować ją uważniej – jak patrzy na stare zdjęcia, jak czasem uśmiecha się do siebie smutno, jak wieczorami wychodzi na balkon i długo patrzy w ciemność.
Mijały miesiące. Zbliżał się mój ślub z Michałem – chłopakiem z sąsiedztwa, którego znałam od dziecka. Wszyscy mówili, że jesteśmy dla siebie stworzeni: on spokojny i opanowany, ja impulsywna i pełna energii. Ale im bliżej było do ślubu, tym bardziej czułam niepokój.
Mama coraz częściej pytała mnie o przygotowania:
– Suknia już wybrana?
– Tak, mamo.
– A sala?
– Wszystko gotowe.
Ale wiedziałam, że to tylko pozory normalności.
Na miesiąc przed ślubem tata zadzwonił do mnie po raz pierwszy od tamtego wieczoru.
– Musimy porozmawiać – powiedział bez zbędnych wstępów.
Spotkaliśmy się w kawiarni niedaleko jego nowego mieszkania. Wyglądał na zmęczonego życiem człowieka.
– Wiem, że masz do mnie żal – zaczął – ale musisz wiedzieć jedno: nie odszedłem przez ciebie ani przez Kubę. Po prostu… nie potrafiłem już być kimś, kim nie jestem.
– A kim jesteś? – zapytałam drżącym głosem.
Tata spojrzał mi prosto w oczy:
– Kimś innym niż myślałem przez całe życie. Twoja mama… ona nigdy mnie nie kochała tak naprawdę. Próbowałem to zaakceptować przez lata, ale nie dałem rady.
Wróciłam do domu z głową pełną pytań. Wieczorem znalazłam mamę na balkonie.
– Mamo… kim był Andrzej?
Mama spojrzała na mnie zaskoczona i przez chwilę milczała.
– Był moją pierwszą miłością – powiedziała cicho. – Ale życie potoczyło się inaczej. Z twoim tatą… próbowałam być szczęśliwa dla waszego dobra.
– Czy to znaczy, że nigdy go nie kochałaś?
Mama otarła łzę z policzka:
– Kochałam go po swojemu. Ale czasem to za mało.
Tamtej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym, jak bardzo nasze życie jest utkane z niedopowiedzeń i tajemnic. Czy ja też powinnam wyjść za Michała tylko dlatego, że wszyscy tego oczekują? Czy powinnam być szczęśliwa „po swojemu”, nawet jeśli to oznacza życie w cieniu cudzych oczekiwań?
Na tydzień przed ślubem usiadłam z Michałem na ławce w parku.
– Michał… czy ty jesteś szczęśliwy?
Spojrzał na mnie zdziwiony:
– Oczywiście! Przecież zaraz będziemy razem już na zawsze!
– A jeśli ja… jeśli ja nie jestem pewna?
Zamilkł na chwilę.
– Co masz na myśli?
– Boję się powtórzyć błędy moich rodziców. Boję się żyć życiem, które nie jest moje.
Michał długo milczał, po czym ujął moją dłoń:
– Lepiej teraz niż za późno.
Odwołałam ślub tydzień przed ceremonią. Rodzina była w szoku – babcia płakała, mama milczała przez kilka dni, a tata zadzwonił tylko po to, żeby powiedzieć: „Jestem z ciebie dumny”.
Minął rok od tamtego wieczoru urodzinowego. Mama i tata są już po rozwodzie. Kuba powoli wychodzi na prostą. Ja uczę się żyć po swojemu – bez oczekiwań innych ludzi.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę uwolnić się od rodzinnych tajemnic? Czy jesteśmy skazani na powtarzanie cudzych błędów? A może najważniejsze to mieć odwagę powiedzieć „nie” wtedy, kiedy wszyscy oczekują „tak”?