Rozdarcie: Zaręczyny, które podzieliły rodzinę

– Zwariowałaś?! – wrzasnęłam, czując jak krew pulsuje mi w skroniach. – Zuzka, powiedz, że to żart!

Zuzanna stała naprzeciwko mnie, w nowej sukience, którą dostała ode mnie na osiemnaste urodziny. Jej oczy błyszczały łzami, ale usta drżały w uśmiechu. W ręku trzymała pierścionek – złoty, z małym szafirem. W salonie panowała cisza, którą przerywał tylko cichy szloch naszej mamy.

– To nie żart, Martyna – odpowiedziała cicho. – Kocham go.

Tata stał przy oknie, zaciśnięte pięści wbijały mu się w uda. Widziałam, jak walczy ze sobą, żeby nie wybuchnąć. W końcu odwrócił się do nas i powiedział:

– Zuzanna, on jest ode mnie tylko pięć lat młodszy! Co ty sobie wyobrażasz?

Wtedy wszystko się zaczęło. Krzyk mamy, która błagała Zuzkę, żeby się opamiętała. Tata rzucający przekleństwami pod nosem. Ja – starsza siostra, która zawsze miała być tą rozsądną – czułam się jak dziecko we mgle.

Nie pamiętam dokładnie, jak długo trwała ta awantura. Pamiętam tylko twarz Zuzki: uparta, zamknięta w sobie, jakby już dawno podjęła decyzję i nic nie mogło jej zmienić.

Wieczorem usiadłam na łóżku w swoim pokoju i próbowałam zrozumieć. Jak to się stało? Przecież jeszcze niedawno Zuzka była moją małą siostrzyczką, z którą oglądałam „Czarodziejkę z Księżyca” i śmiałam się z jej głupich żartów. A teraz… zaręczona z Adamem – kolegą taty z pracy.

W głowie miałam mętlik. Przypomniałam sobie wszystkie te chwile, kiedy Zuzka wracała późno do domu i mówiła, że była u koleżanki. Kiedy zaczęła się malować i nosić ubrania mamy. Kiedy coraz częściej znikała na całe weekendy.

Następnego dnia rano w kuchni panowała grobowa atmosfera. Mama siedziała przy stole z czerwonymi oczami i mieszała herbatę tak długo, aż ta wystygła. Tata wyszedł do pracy bez słowa.

Zuzka weszła do kuchni pewnym krokiem i usiadła naprzeciwko mnie.

– Martyna…

– Nie mów mi nic – przerwałam jej ostro. – Nie rozumiem cię. On mógłby być twoim ojcem!

– Ale nie jest – odpowiedziała spokojnie. – On mnie kocha. Rozumiesz? Po raz pierwszy ktoś patrzy na mnie jak na dorosłą kobietę.

– A my? My cię nie kochamy? – zapytałam z goryczą.

Zuzka spuściła wzrok.

– To nie to samo.

Wyszłam z domu trzaskając drzwiami. Musiałam ochłonąć. Poszłam do parku i usiadłam na ławce pod wielkim kasztanem. Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz rozmawiałyśmy z Zuzką naprawdę szczerze. Chyba wtedy, gdy opowiadała mi o swoim pierwszym pocałunku z Kubą z klasy maturalnej. Potem coś się zmieniło. Oddaliłyśmy się od siebie.

Wieczorem zadzwonił do mnie Adam.

– Martyna, wiem, że jesteś na mnie zła. Ale chciałem ci powiedzieć…

– Nie chcę cię słuchać! – przerwałam mu. – Jesteś starym facetem, który wykorzystał moją siostrę!

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– To nie tak… – zaczął cicho. – Zuzanna jest wyjątkowa. Jest dojrzała ponad swój wiek. Daje mi coś, czego nie miałem od lat…

Rozłączyłam się bez słowa.

Przez kolejne dni w domu panowała atmosfera grozy. Mama płakała po nocach, tata coraz częściej wychodził „na spacer”, a ja próbowałam udawać, że wszystko jest normalnie. Ale nic już nie było normalne.

Pewnego wieczoru podsłuchałam rozmowę rodziców.

– To moja wina – szeptała mama przez łzy. – Za dużo pracowałam… Nie zauważyłam, kiedy dorosła.

– Przestań się obwiniać – odpowiedział tata zmęczonym głosem. – To Adam jest winny. On ją zmanipulował.

– A jeśli ona naprawdę go kocha?

Tata milczał długo.

– Nie pozwolę na to małżeństwo – powiedział w końcu stanowczo.

Następnego dnia Zuzka spakowała walizkę i wyszła z domu bez słowa. Mama wybiegła za nią na klatkę schodową, ale drzwi windy zamknęły się tuż przed jej nosem.

Przez kilka dni nie mieliśmy od niej żadnych wieści. Mama chodziła po domu jak cień, tata zamknął się w sobie jeszcze bardziej niż zwykle.

W końcu Zuzka zadzwoniła do mnie późnym wieczorem.

– Martyna… Potrzebuję cię.

Spotkałyśmy się w kawiarni na Starym Mieście. Była blada i zmęczona, ale w oczach miała ten sam upór co zawsze.

– Adam chce wyjechać za granicę – powiedziała cicho. – Do Niemiec. Chce żebym pojechała z nim.

– I co zamierzasz?

Zuzka spojrzała na mnie bezradnie.

– Nie wiem… Boję się.

Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam w niej moją małą siostrzyczkę sprzed lat. Przytuliłam ją mocno i obiecałam, że zawsze będę przy niej, niezależnie od wszystkiego.

Kilka dni później Adam przyszedł do naszego domu porozmawiać z rodzicami. Rozmowa była długa i burzliwa. W końcu tata powiedział:

– Jeśli naprawdę ją kochasz, zostaw ją w spokoju. Daj jej czas dorosnąć.

Adam spojrzał na Zuzkę i zobaczyłam w jego oczach łzy.

– Kocham cię – powiedział cicho do mojej siostry. – Ale jeśli to dla ciebie za dużo… odejdę.

Zuzka długo milczała. W końcu zdjęła pierścionek i położyła go na stole przed Adamem.

– Przepraszam…

Adam wyszedł bez słowa.

Zuzka płakała całą noc wtulona we mnie jak kiedyś, gdy była małą dziewczynką bojącą się burzy.

Minęły miesiące zanim wszystko wróciło do względnej normalności. Nasza rodzina już nigdy nie była taka sama jak wcześniej. Zuzka zamknęła się w sobie na długi czas, a ja próbowałam być dla niej wsparciem, choć sama nie wiedziałam jak żyć dalej po tym wszystkim.

Czasem zastanawiam się: czy można kochać za bardzo? Czy miłość zawsze musi ranić? A może szczęście to tylko iluzja, za którą gonimy całe życie?