Samotność wśród bliskich: Historia Marii, która błagała dzieci o pomoc
– Mamo, nie możemy cię zabrać do siebie. Naprawdę, nie rozumiesz? – głos mojej córki, Agnieszki, drżał z irytacji. Stałam w kuchni, ściskając w dłoniach kubek z zimną już herbatą. Czułam, jak łzy napływają mi do oczu, ale nie chciałam, żeby to usłyszała. Przecież matka powinna być silna.
Mam 67 lat. Od pięciu lat jestem wdową. Mój mąż, Janek, odszedł nagle – zawał serca podczas spaceru po naszym ogrodzie. Od tamtej pory dom stał się pusty i cichy. Dzieci – Agnieszka i Tomek – mają swoje życie. Myślałam, że kiedy będę ich potrzebować, będą przy mnie. Ale rzeczywistość okazała się inna.
– Agnieszko, ja już nie daję sobie rady… – wyszeptałam do słuchawki. – Wiesz, jak ciężko mi samej? Każdy dzień jest taki sam. Rano budzę się i nie mam po co wstawać z łóżka. Nawet pies już nie żyje…
– Mamo, przecież możesz iść do klubu seniora albo zapisać się na jakieś zajęcia. My naprawdę mamy za mało miejsca w mieszkaniu. Dzieci mają szkołę, ja pracuję po godzinach…
Słuchałam jej wymówek i czułam, jak coś we mnie pęka. Przecież nie chcę być ciężarem! Chcę tylko… być blisko nich. Chcę czuć się potrzebna.
Po rozmowie długo siedziałam przy stole. Wpatrywałam się w zdjęcie Janka – uśmiechał się z niego tak ciepło, jakby chciał powiedzieć: „Dasz radę, Marysiu”. Ale czy dam radę?
Tomek też nie chciał mnie przyjąć. – Mamo, Asia jest w ciąży, mamy remont… Nie damy rady teraz. Może za jakiś czas…
Za jakiś czas. Wszyscy mówią: „za jakiś czas”. Ale co jeśli tego czasu już nie będzie?
Wieczorami chodzę po pustym mieszkaniu i słyszę echo własnych kroków. Czasem wydaje mi się, że słyszę głos Janka z sąsiedniego pokoju. Ale to tylko wyobraźnia.
Zaczęłam pisać listy do dzieci – takie prawdziwe, papierowe listy. Może kiedy zobaczą moje pismo, poczują coś więcej niż irytację? Pisałam o tym, jak bardzo mi ich brakuje. Jak bardzo tęsknię za śmiechem wnuków, za zapachem obiadu gotowanego dla całej rodziny.
Odpowiedzi nie było.
Pewnego dnia zadzwoniła sąsiadka, pani Zofia. – Mario, może przyjdziesz na herbatę? – zaproponowała ciepło. Poszłam. Rozmawiałyśmy długo o dawnych czasach, o dzieciach, które wyjechały do Warszawy czy za granicę i zostawiły rodziców samych.
– Wiesz – powiedziała Zofia – ja też błagałam córkę, żeby mnie zabrała do siebie. Ale ona ma swoje życie…
Czy to już taki los nas wszystkich? Czy starość musi oznaczać samotność?
Któregoś wieczoru zadzwoniła Agnieszka. – Mamo, przepraszam, że tak rzadko dzwonię… Ale naprawdę mam dużo na głowie.
– Rozumiem – odpowiedziałam cicho. – Ale czasem mam wrażenie, że już nikomu nie jestem potrzebna.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
– Mamo… Nie mów tak. Kochamy cię przecież.
– Miłość to nie tylko słowa – powiedziałam odważniej niż zwykle. – To obecność. To pomoc wtedy, kiedy jest potrzebna.
Agnieszka westchnęła ciężko.
– Spróbuję częściej przyjeżdżać – obiecała.
Ale tygodnie mijały i nic się nie zmieniało.
Zaczęłam coraz częściej myśleć o tym, żeby sprzedać mieszkanie i zamieszkać w domu opieki. Może tam ktoś poda mi herbatę bez proszenia? Może tam ktoś zapyta: „Jak się dziś czujesz?”
Ale czy to nie byłaby ostateczna porażka? Czy naprawdę na tym polega starość w Polsce? Że dzieci mają swoje życie i dla rodziców zostaje tylko samotność?
Pewnego dnia przyszła do mnie wnuczka, Ola. Miała 12 lat i była ciekawa świata.
– Babciu, dlaczego jesteś smutna?
Spojrzałam na nią i poczułam łzy pod powiekami.
– Bo tęsknię za rodziną – odpowiedziałam szczerze.
Ola przytuliła mnie mocno.
– Ja cię kocham, babciu.
To jedno zdanie rozgrzało moje serce bardziej niż cokolwiek innego przez ostatnie miesiące.
Ale czy jedno przytulenie wystarczy na całą zimę samotności?
Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: gdzie popełniłam błąd? Czy za bardzo ich rozpieszczałam? Czy za mało wymagałam? A może po prostu takie są czasy?
Dziś znów siedzę przy oknie i patrzę na przechodzących ludzi. Każdy gdzieś się spieszy, każdy ma swoje sprawy. A ja? Ja czekam na telefon od dzieci albo na wizytę wnuczki.
Czy starość musi boleć aż tak bardzo? Czy naprawdę nie zasługujemy na więcej od tych, którym daliśmy wszystko?
Może ktoś z was zna odpowiedź…