Sprzedaję mieszkanie, ale nie pomagam córce – egoizm czy sprawiedliwość? Moja historia pełna bólu i wątpliwości
– Mamo, nie możesz mi tego zrobić! – głos Darii drżał, a jej oczy błyszczały łzami. Stała w progu mojego mieszkania, tego samego, w którym stawiała pierwsze kroki, uczyła się czytać i płakała po pierwszym złamanym sercu. Teraz patrzyła na mnie jak na obcą osobę.
Upalne słońce wpadało przez okno, rozświetlając kurz tańczący w powietrzu. Siedziałam na kanapie, ściskając w dłoni akt notarialny. Mój dom – moje życie – miał przejść w obce ręce. A ja miałam zamieszkać w domu spokojnej starości na obrzeżach miasta. Decyzja była ostateczna. Ale to nie sprzedaż mieszkania bolała mnie najbardziej.
– Daria, rozmawiałyśmy o tym setki razy – powiedziałam cicho. – Musisz nauczyć się radzić sobie sama. Nie mogę ciągle cię ratować.
– Ale przecież to jest też mój dom! – krzyknęła. – Przecież zawsze mówiłaś, że rodzina jest najważniejsza!
Zacisnęłam powieki. W głowie dudniły mi słowa mojej matki: „Dzieci trzeba kochać, ale nie można ich wyręczać”. Przez lata pomagałam Darii we wszystkim – płaciłam za studia, wynajmowałam jej mieszkanie, ratowałam z długów po nieudanym biznesie. Ile jeszcze miałam dawać? Ile jeszcze miałam poświęcać?
Pamiętam dzień, kiedy Daria przyszła do mnie z kolejnym problemem finansowym. Siedziała przy kuchennym stole, bawiąc się łyżeczką od herbaty.
– Mamo, potrzebuję tylko trochę… Tylko na chwilę. Obiecuję, że oddam.
Oddała raz. Potem już nigdy.
Teraz patrzyłam na nią i widziałam kobietę trzydziestoletnią, która wciąż czekała na cud. Na to, że ktoś ją uratuje.
– Sprzedaję mieszkanie i przeprowadzam się do domu opieki – powiedziałam stanowczo. – Pieniądze przeznaczam na siebie. Chcę mieć spokój na starość.
Daria wybuchła płaczem.
– Jesteś samolubna! Jak możesz zostawić mnie bez niczego? Przecież jestem twoją córką!
Wstałam powoli z kanapy i podeszłam do okna. Na placu zabaw dzieci śmiały się i biegały za piłką. Przez chwilę zapragnęłam cofnąć czas do tych dni, gdy Daria była mała i wszystko wydawało się proste.
– Dario – zaczęłam łagodnie – przez całe życie starałam się dawać ci wszystko, co najlepsze. Ale teraz muszę pomyśleć o sobie. Nie chcę być ciężarem ani dla ciebie, ani dla siebie.
Odwróciła się gwałtownie.
– To nie jest sprawiedliwe! Inne matki pomagają swoim dzieciom do końca życia!
Zacisnęłam pięści. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: jak sama musiałam walczyć o każdy grosz po śmierci ojca; jak matka powtarzała mi, że życie nie jest sprawiedliwe; jak obiecywałam sobie, że moja córka będzie miała lepiej.
Ale czy naprawdę miała lepiej? Czy nie zrobiłam z niej osoby niezdolnej do samodzielności?
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Wpatrywałam się w sufit i słuchałam tykania zegara. W myślach wracałam do rozmowy z Darią. Czy byłam złą matką? Czy powinnam była oddać jej pieniądze ze sprzedaży mieszkania?
Następnego dnia zadzwoniła moja siostra, Teresa.
– Słyszałam, co się stało – powiedziała bez zbędnych wstępów. – Daria do mnie dzwoniła. Jest załamana.
Westchnęłam ciężko.
– Może rzeczywiście przesadziłam… Ale ile można pomagać? Ona nigdy nie stanie na własnych nogach, jeśli ciągle będę ją ratować.
– Może masz rację – przyznała Teresa. – Ale pamiętaj, że rodzina to rodzina. Może znajdziecie jakiś kompromis?
Przez kolejne dni Daria nie odzywała się do mnie. Czułam się rozdarta – z jednej strony wiedziałam, że muszę zadbać o siebie; z drugiej – serce matki krwawiło na myśl o cierpieniu własnego dziecka.
Przeprowadzka do domu opieki była trudniejsza, niż przypuszczałam. Obce twarze, zapach lekarstw i cisza przerywana tylko odgłosami telewizora w świetlicy. Czułam się samotna jak nigdy dotąd.
Pewnego wieczoru usłyszałam pukanie do drzwi pokoju.
– Mamo? – głos Darii był cichy i niepewny.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
– Przyszłam przeprosić – powiedziała, siadając na krześle obok łóżka. – Zrozumiałam, że muszę zacząć żyć po swojemu. Ale to boli… Boję się przyszłości.
Objęłam ją delikatnie.
– Ja też się boję – wyszeptałam. – Ale wierzę w ciebie. Musisz tylko uwierzyć w siebie.
Siedziałyśmy tak długo w milczeniu, trzymając się za ręce. Wiedziałam, że przed nami trudna droga. Ale może właśnie tak miało być?
Czasem zastanawiam się, czy zrobiłam dobrze. Czy matka ma prawo postawić siebie na pierwszym miejscu? Czy egoizm może być formą miłości? A wy… co byście zrobili na moim miejscu?