Tam, gdzie cichnie hałas – opowieść o rodzinnych tajemnicach i samotności

Tej nocy obudziłam się o czwartej nad ranem — jakby od nagłego szarpnięcia, jakby ktoś wyrwał mnie ze snu za ramię. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem. W pokoju panowała cisza. Nienaturalna, przerażająca cisza. Nie słychać było szumu ulicy za oknem, nie bulgotała stara lodówka, nie tupali sąsiedzi z góry, a nawet kot nie żądał jedzenia, nie drapał pazurami w drzwi. Leżałam nieruchomo, wpatrując się w ciemność, i czułam, jak serce bije mi coraz szybciej.

— Mamo? — wyszeptałam w pustkę, choć wiedziałam, że mama śpi w drugim pokoju. Ale nie odpowiedziała mi nawet cisza. Była tak gęsta, że miałam wrażenie, że zaraz mnie udusi.

Wstałam z łóżka i powoli przeszłam przez korytarz. Każdy krok wydawał mi się zbyt głośny, jakby naruszał świętość tej nocy. Zajrzałam do pokoju mamy — spała zwinięta w kłębek, z twarzą odwróconą do ściany. Chciałam ją obudzić, powiedzieć jej o tej dziwnej ciszy, ale przypomniałam sobie jej słowa sprzed kilku dni:

— Kinga, musisz się nauczyć radzić sobie sama. Nie zawsze będę przy tobie.

Zacisnęłam pięści. Miała rację — od kiedy tata odszedł dwa lata temu, wszystko musiałyśmy robić same. Mama pracowała po dwanaście godzin dziennie w sklepie spożywczym na osiedlu, a ja… Ja próbowałam być niewidzialna. W szkole nie miałam przyjaciół, bo wszyscy wiedzieli o naszej sytuacji. „To ta dziewczyna, której ojciec zostawił rodzinę dla młodszej” — szeptali za moimi plecami.

Wróciłam do swojego pokoju i usiadłam na parapecie. Patrzyłam na puste ulice pod blokiem. Nawet latarnie wydawały się świecić słabiej niż zwykle. Przypomniałam sobie tamtą noc, kiedy tata pakował walizki. Mama płakała w kuchni, a ja siedziałam na schodach i słuchałam ich kłótni przez drzwi.

— Zawsze tylko praca i praca! — krzyczał tata. — Nigdy nie masz dla mnie czasu!

— A kto płaci rachunki?! — odkrzykiwała mama. — Myślisz, że wszystko samo się zrobi?

Potem trzasnęły drzwi i został po nim tylko zapach jego perfum i ta okropna cisza, która od tamtej pory zamieszkała z nami.

Tej nocy poczułam ją mocniej niż kiedykolwiek wcześniej. Zeszłam do kuchni i nalałam sobie wody. Wtedy usłyszałam cichy szelest — kot wszedł do pomieszczenia i spojrzał na mnie wielkimi oczami.

— Ty też czujesz tę ciszę? — zapytałam go szeptem.

Kot zamruczał cicho i wskoczył mi na kolana. Przytuliłam go mocno. W tej chwili przypomniałam sobie rozmowę z babcią sprzed kilku miesięcy:

— Kinga, czasem lepiej jest posłuchać ciszy niż hałasu ludzi. W ciszy można usłyszeć siebie.

Wtedy nie rozumiałam tych słów. Dziś zaczynały nabierać sensu.

Następnego dnia rano mama była już w pracy, a ja spóźniłam się do szkoły. Nauczycielka spojrzała na mnie z politowaniem:

— Kinga, wszystko w porządku?

Chciałam odpowiedzieć „tak”, ale głos ugrzązł mi w gardle. Wszyscy patrzyli na mnie jak na dziwadło. Po lekcjach wracałam do domu sama, mijając grupki śmiejących się dziewczyn. Zazdrościłam im tej lekkości bycia.

Wieczorem mama wróciła zmęczona i rozdrażniona.

— Znowu nie posprzątałaś kuchni! — rzuciła z wyrzutem.

— Przepraszam…

— Ciągle tylko przepraszasz! — krzyknęła i zatrzasnęła się w łazience.

Usiadłam na podłodze i rozpłakałam się cicho. Kot przyszedł i położył się obok mnie. Wtedy poczułam coś dziwnego — jakby ta cisza była moją jedyną przyjaciółką.

Kilka dni później dostałam list od taty. Napisał, że chciałby się ze mną zobaczyć. Bałam się powiedzieć o tym mamie, ale wiedziałam, że muszę to zrobić.

— Mamo… Tata napisał do mnie list.

Mama zamarła z talerzem w ręku.

— I co z tego? — zapytała chłodno.

— Chciałby się ze mną spotkać…

Przez chwilę patrzyła na mnie tak, jakby widziała mnie pierwszy raz w życiu.

— Jeśli chcesz iść, idź. Ale pamiętaj, kto był przy tobie przez te wszystkie lata.

Wyszłam z kuchni z poczuciem winy cięższym niż kiedykolwiek wcześniej.

Spotkanie z tatą było dziwne. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w kawiarni przy dworcu. On próbował żartować, opowiadać o swoim nowym życiu, ale ja czułam tylko pustkę.

— Kinga… Wiem, że cię zawiodłem — powiedział nagle poważnie. — Ale chciałbym to naprawić.

Spojrzałam mu prosto w oczy.

— Nie da się naprawić ciszy — odpowiedziałam cicho.

Po powrocie do domu mama już na mnie czekała.

— I jak było? — zapytała bez emocji.

— Nic się nie zmieniło — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Przez kolejne tygodnie żyłyśmy obok siebie jak dwie obce osoby pod jednym dachem. Każda zamknięta w swojej własnej ciszy.

Pewnej nocy znów obudziła mnie ta sama przerażająca cisza. Tym razem jednak nie bałam się jej tak bardzo jak wcześniej. Usiadłam na łóżku i zaczęłam pisać list do mamy:

„Mamo,
Nie wiem już, jak do Ciebie mówić. Może łatwiej będzie mi napisać…”

Nie wiem jeszcze, czy jej go dam. Ale wiem jedno: czasem największy hałas robi to, czego nie mówimy głośno.

Czy można nauczyć się żyć z ciszą? Czy ona kiedyś przestanie boleć? A może to właśnie ona pozwoli mi odnaleźć siebie?