Teściowa pod jednym dachem: Jak jeden gość zmienił całe moje życie

– Naprawdę zamierzasz tak zostawić ten zlew? – głos teściowej przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałam z gąbką w ręku, patrząc na resztki piany i kilka talerzy, które zostawiłam „na potem”. Moje serce zabiło szybciej. Znowu.

Nie minął nawet tydzień, odkąd pani Halina wprowadziła się do naszego dwupokojowego mieszkania na warszawskim Mokotowie. Pięć lat małżeństwa z Pawłem nauczyło mnie cierpliwości, ale nic nie przygotowało mnie na ten codzienny test nerwów.

– Zrobię to za chwilę, muszę jeszcze zadzwonić do pracy – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku gotowałam się ze złości.

– U nas w domu nigdy nie zostawiało się brudnych naczyń. Twoja matka cię tego nie nauczyła? – dodała, kręcąc głową z dezaprobatą.

Poczułam, jak zaciska mi się gardło. Moja mama nie żyła od trzech lat. Nie miała już szansy niczego mnie nauczyć. Ale tego pani Halina nie chciała słyszeć.

Paweł wszedł do kuchni, spojrzał na mnie pytająco. Wiedział, co się dzieje, ale od tygodnia unikał konfliktów jak ognia.

– Mamo, daj spokój, Ania pracuje zdalnie, ma dużo na głowie – próbował załagodzić sytuację.

– Praca pracą, ale porządek musi być! – nie odpuszczała teściowa.

Wróciłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Usiadłam przy biurku, ale nie mogłam się skupić. W głowie dudniły mi jej słowa. Czy naprawdę jestem taką nieudacznicą? Czy Paweł żałuje, że mnie poślubił?

Wieczorem usiedliśmy razem do kolacji. Pani Halina nakryła stół – wszystko musiało być „po jej myśli”. Sztućce równo ułożone, serwetki złożone w trójkąty. Nawet chleb pokrojony w idealne kromki.

– Aniu, powinnaś częściej gotować zupę. Paweł zawsze lubił rosół – rzuciła nagle.

– Gotuję wtedy, kiedy mam czas – odpowiedziałam cicho.

– Kiedyś kobiety miały czas na wszystko – westchnęła ciężko.

Paweł spojrzał na mnie przepraszająco. Wiedziałam, że jest mu głupio. Ale nie potrafił się postawić własnej matce.

Nocami leżałam bezsennie i myślałam o tym, jak bardzo zmieniło się nasze życie. Przedtem mieliśmy swoje rytuały: sobotnie śniadania w łóżku, wieczorne spacery po parku, spontaniczne wyjścia do kina. Teraz wszystko było podporządkowane jej planowi dnia.

Pewnego ranka usłyszałam rozmowę w kuchni.

– Pawełku, nie rozumiem tej twojej żony. Cały dzień siedzi przy komputerze, a w domu bałagan – mówiła teściowa szeptem.

– Mamo, Ania ciężko pracuje…

– Ja w jej wieku miałam dwójkę dzieci i dom na głowie! – przerwała mu ostro.

Zacisnęłam pięści. Ile jeszcze wytrzymam?

Tego dnia wróciłam później z pracy (musiałam pojechać do biura). W drzwiach czekała na mnie teściowa z listą zakupów.

– Skoro już byłaś na mieście, mogłaś kupić ziemniaki i mleko – powiedziała tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Odpowiedziałam tylko: – Następnym razem proszę napisać mi SMS-a.

Wieczorem wybuchła awantura.

– Twoja matka traktuje mnie jak służącą! – krzyknęłam do Pawła.

– Aniu, ona jest starsza, musimy jej pomóc…

– Pomóc? A kto mi pomoże? Kto mnie wysłucha?

Paweł milczał długo. W końcu wyszedł z pokoju i zamknął się w łazience.

Przez kolejne dni atmosfera była gęsta jak śmietana. Teściowa chodziła obrażona, Paweł unikał rozmów. Ja czułam się coraz bardziej samotna we własnym domu.

W pracy zaczęłam popełniać błędy. Szef zwrócił mi uwagę: – Co się z tobą dzieje, Aniu? Zawsze byłaś taka sumienna…

Nie miałam siły tłumaczyć. Wróciłam do domu i rozpłakałam się w łazience.

Któregoś wieczoru zadzwoniła moja przyjaciółka Magda.

– Anka, musisz coś zrobić! Nie możesz tak żyć!

– Ale co? To matka Pawła…

– A ty jesteś jego żoną! Masz prawo do szacunku!

Tej nocy długo rozmawialiśmy z Pawłem. Powiedziałam mu wszystko: o bólu, o poczuciu winy, o tym, że czuję się jak intruz we własnym domu.

– Kocham cię – powiedział cicho. – Ale nie wiem, co robić…

– Musisz wybrać: albo będziemy rodziną partnerską, albo ja się wyprowadzam.

Następnego dnia Paweł porozmawiał z matką. Słyszałam podniesione głosy za ścianą:

– Mamo, musisz przestać krytykować Anię! To nasz dom!

– Ja tylko chcę dobrze…

– Ale robisz nam krzywdę!

Pani Halina płakała przez pół dnia. Potem przyszła do mnie do pokoju.

– Przepraszam – powiedziała cicho. – Nie chciałam cię zranić. Po prostu boję się być sama…

Patrzyłam na nią długo. Widziałam w jej oczach strach i samotność. Może nigdy nie była nauczona okazywać uczuć inaczej niż przez kontrolę?

Od tamtej pory próbujemy budować nowe zasady współżycia pod jednym dachem. Nie jest łatwo – czasem znów wybuchają kłótnie o drobiazgi. Ale uczymy się rozmawiać i słuchać siebie nawzajem.

Czasem zastanawiam się: ile kobiet w Polsce przeżywa to samo? Ile z nas tłumi swoje potrzeby dla „dobra rodziny”? Czy naprawdę musimy wybierać między sobą a bliskimi?

Może warto czasem zapytać siebie: czy potrafię walczyć o siebie bez ranienia innych? Czy jestem gotowa zawalczyć o własne szczęście?