„To już nie jest mój dom” – Historia Marii z Poznania
– Mamo, czy możesz przestać przesuwać te garnki? Ania śpi, a Ty robisz hałas jakbyś remont zaczęła! – głos Michała rozległ się z korytarza, a ja poczułam, jak krew uderza mi do głowy.
Przecież to moja kuchnia, mój dom. Przez czterdzieści lat gotowałam tu zupę pomidorową, smażyłam schabowe dla mojego męża, a teraz muszę się tłumaczyć własnemu synowi? Oparłam się o blat i spojrzałam na zegar – była dopiero ósma rano. W moim domu zawsze wstawało się wcześnie. Tak mnie wychowano.
Michał wszedł do kuchni, ubrany w dresy, z telefonem w ręku. – Mamo, mówiłem Ci już tyle razy: Ania ma teraz trudny czas. Musisz być bardziej wyrozumiała.
Zacisnęłam dłonie na ściereczce. – Michał, ja naprawdę się staram. Ale to jest mój dom. Ja tu żyję od zawsze. Nie mogę chodzić na palcach.
Westchnął ciężko i wyszedł, trzaskając drzwiami. Znowu poczułam się jak intruz we własnych czterech ścianach.
Kiedy Michał i Ania przyszli do mnie z prośbą o tymczasowe zamieszkanie – bo „na chwilę”, bo „szukają mieszkania”, bo „Ania straciła pracę” – nie miałam serca odmówić. Przecież to mój syn. Zawsze był moją dumą: skończył politechnikę, dostał dobrą pracę w IT. Ale życie bywa przewrotne. Pandemia, zwolnienia, kredyty…
Na początku było nawet miło. Kolacje przy stole, rozmowy o dawnych czasach. Ale z każdym tygodniem czułam, jak coś się zmienia. Ania zaczęła przestawiać rzeczy w kuchni – „bo tak wygodniej”. Moje ulubione kubki powędrowały na najwyższą półkę. W łazience pojawiły się jej kosmetyki, a moje ręczniki lądowały w koszu na pranie bez pytania.
Najgorsze były jednak wieczory. Siedziałam sama w salonie, słysząc zza drzwi ich śmiechy i rozmowy. Czułam się jak gość w swoim domu.
Pewnego dnia wróciłam z zakupów i zobaczyłam, że w moim pokoju stoi łóżeczko dziecięce. Zamarłam.
– Mamo! – Michał wybiegł z pokoju Ani. – Chcieliśmy Ci powiedzieć… Ania jest w ciąży! To będzie Twój pierwszy wnuk!
Powinnam była się cieszyć. Ale poczułam tylko strach. Czy to znaczy, że zostaną tu na zawsze?
Wieczorem próbowałam porozmawiać z Anią.
– Aniu, czy nie powinniście już szukać czegoś swojego? Wiesz… dla dziecka?
Spojrzała na mnie chłodno.
– Maria, przecież Michał mówił: teraz nie mamy pieniędzy. Poza tym… Ty przecież jesteś sama. Dobrze Ci zrobi towarzystwo wnuka.
Zatkało mnie. Czy naprawdę myślą, że jestem tylko dodatkiem do ich życia?
Zaczęły się drobne konflikty: o pranie, o telewizor, o to, kto sprząta łazienkę. Michał coraz częściej stawał po stronie Ani.
– Mamo, nie możesz być taka uparta! Ania jest w ciąży! Musisz jej pomagać!
A ja czułam się coraz bardziej niewidzialna.
Pewnego wieczoru usłyszałam ich rozmowę przez uchylone drzwi:
– Twoja matka jest niemożliwa! Wszystko musi być po jej myśli!
– Daj spokój, Ania… To jej dom…
– No właśnie! Może czas go trochę unowocześnić!
Łzy napłynęły mi do oczu. Czy naprawdę jestem już tylko przeszkodą?
Zadzwoniłam do mojej siostry, Krystyny.
– Krysiu… Ja już nie daję rady…
– Maria, musisz postawić granice! To Twój dom! Nie pozwól im sobą rządzić!
– Ale jak? Przecież to mój syn…
– Syn czy nie syn – nie mogą Cię tak traktować!
Następnego dnia zebrałam się na odwagę.
– Michał… Musimy porozmawiać.
– O co chodzi?
– Chciałabym, żebyście zaczęli szukać mieszkania. Potrzebuję trochę spokoju…
Spojrzał na mnie z wyrzutem.
– Mamo… Jak możesz być taka samolubna? Ania jest w ciąży! Myślałem, że będziesz się cieszyć wnukiem!
Poczułam się winna. Może rzeczywiście jestem egoistką?
Ale potem zobaczyłam, jak Ania przestawia moje książki na regale.
– Aniu, zostaw to proszę! To są moje rzeczy!
– Maria, nie przesadzaj! Trochę porządku nikomu nie zaszkodzi!
Wybuchłam:
– To jest mój dom! Moje rzeczy! Jeśli wam się nie podoba – możecie się wyprowadzić!
Zapadła cisza. Michał patrzył na mnie z niedowierzaniem.
Wieczorem usiadłam sama przy stole i płakałam. Czy naprawdę musiałam wybierać między spokojem a rodziną?
Minęły dwa tygodnie pełne napięcia. Michał prawie się do mnie nie odzywał. Ania chodziła obrażona.
W końcu przyszli do mnie razem.
– Mamo… Znaleźliśmy mieszkanie do wynajęcia. Wyprowadzamy się za miesiąc.
Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.
Ostatniego dnia ich pobytu Michał podszedł do mnie i przytulił mnie mocno.
– Przepraszam, mamo… Chyba za bardzo się pogubiliśmy.
Pogładziłam go po głowie jak za dawnych lat.
Teraz siedzę sama w swoim salonie. Cisza aż dzwoni w uszach. Czasem tęsknię za ich obecnością… Ale odzyskałam swój dom.
Czy można kochać rodzinę i jednocześnie chcieć być od niej daleko? Czy jestem złą matką, bo postawiłam granice? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?