W cieniu mojego ojca: Opowieść z Poznania
– Znowu wracasz tak późno? – głos mamy przeszył ciszę kuchni, gdy tylko przekroczyłem próg mieszkania. W jej oczach widziałem zmęczenie i coś jeszcze – może rozczarowanie? Może lęk?
– Pracowałem, mamo. Ktoś musi… – zacząłem, ale przerwała mi gwałtownym ruchem ręki.
– Twój ojciec też zawsze pracował. I co mu z tego przyszło?
Zamilkłem. W powietrzu zawisło jego imię – Stanisław Nowak, legenda poznańskich związków zawodowych, człowiek, którego bali się nawet dyrektorzy największych zakładów. Dla mnie był po prostu tatą. A teraz… teraz nie było go już od trzech miesięcy.
Wciąż pamiętam tamten dzień. Telefon zadzwonił o świcie. Głos ciotki Zosi drżał:
– Michał… Twój tata… On nie żyje.
Nie wierzyłem. Przecież jeszcze wczoraj rozmawialiśmy o tym, jak bardzo chciałby, żebym przejął po nim schedę w związku. Mówił: „Michał, ty masz w sobie ogień. Nie daj się złamać tym ludziom.”
Ale ja nie chciałem być jak on. Nie chciałem żyć wiecznie w konflikcie, walczyć z wiatrakami i patrzeć, jak matka płacze po nocach, bo znów ktoś groził ojcu przez telefon.
Po pogrzebie wszystko się zmieniło. Mama zamknęła się w sobie. Młodsza siostra, Kasia, zaczęła znikać na całe noce. A ja… ja próbowałem zrozumieć, co się właściwie stało.
Pewnego wieczoru usłyszałem rozmowę mamy z ciotką Zosią:
– Myślisz, że to był wypadek? – zapytała cicho ciotka.
– Nie wiem… On ostatnio był taki niespokojny. Mówił, że ktoś go śledzi.
Serce mi zamarło. Przez kolejne dni nie mogłem spać. Zacząłem przeglądać rzeczy ojca – notatki, stare kalendarze, listy. W jednym z zeszytów znalazłem kartkę z nazwiskami i datami. Przy jednym nazwisku – „Kowalczyk” – był dopisek: „Uważać!”
Postanowiłem dowiedzieć się więcej. Poszedłem do siedziby związku, gdzie wszyscy patrzyli na mnie jak na ducha. Przewodniczący, pan Marek, poklepał mnie po ramieniu:
– Michał, twój ojciec był wielkim człowiekiem. Ale nie mieszaj się w to. To nie dla ciebie.
– Co masz na myśli?
– Po prostu… nie szukaj kłopotów.
Ale ja już nie mogłem przestać szukać.
Wkrótce odkryłem, że ojciec prowadził własne śledztwo w sprawie nielegalnych zwolnień w dużej fabryce pod Poznaniem. Ktoś groził mu przez telefon. W notatkach znalazłem numery rejestracyjne samochodu, który często parkował pod naszym blokiem.
Zacząłem rozmawiać z dawnymi przyjaciółmi ojca. Jeden z nich, pan Andrzej, powiedział mi:
– Twój tata miał rację, że się bał. Kowalczyk to niebezpieczny człowiek. Ale Stanisław nie umiał odpuścić.
Wróciłem do domu późno tej nocy. Mama czekała na mnie w kuchni.
– Michał… Proszę cię, zostaw to. Nie chcę stracić kolejnej osoby.
– Muszę wiedzieć prawdę – odpowiedziałem cicho.
Wtedy wybuchła:
– Prawda? A co ci da ta prawda? Ojca ci nie zwróci! A nas zostawisz same!
Patrzyliśmy na siebie długo w milczeniu. W jej oczach widziałem strach i rozpacz.
Następnego dnia spotkałem się z Kasią w parku Cytadela. Była blada i roztrzęsiona.
– Michał… Ja wiem coś jeszcze – wyszeptała. – Tata miał spotkanie z kimś z zarządu fabryki dzień przed śmiercią. Słyszałam, jak rozmawiał przez telefon… Powtarzał: „Nie dam się zastraszyć.”
Zacisnąłem pięści. Wiedziałem już, że muszę dotrzeć do Kowalczyka.
Z pomocą pana Andrzeja udało mi się zdobyć adres. Pojechałem tam wieczorem. Drzwi otworzył mi mężczyzna o zimnych oczach.
– Czego chcesz?
– Chcę wiedzieć, co stało się z moim ojcem.
Zaśmiał się krótko:
– Twój ojciec był naiwny. Myślał, że może wygrać z systemem.
– Groziliście mu?
– Każdy ma wybór. On wybrał walkę.
Wyszedłem stamtąd roztrzęsiony i wściekły. Wiedziałem już, że nigdy nie dowiem się całej prawdy – ale wiedziałem też, że ojciec nie zginął przypadkiem.
Przez kolejne tygodnie próbowałem żyć normalnie – pracować, opiekować się mamą i Kasią. Ale cień ojca wciąż wisiał nad nami wszystkimi.
Pewnego dnia mama usiadła obok mnie na kanapie i powiedziała:
– Michał… Przepraszam za wszystko. Bałam się o ciebie tak samo jak o niego. Ale widzę, że musisz iść własną drogą.
Objąłem ją mocno i po raz pierwszy od miesięcy poczułem ulgę.
Dziś wiem jedno: prawda ma swoją cenę. Czasem jest nią samotność, czasem strach o bliskich… Ale czy można żyć inaczej?
Czy lepiej żyć w kłamstwie i spokoju czy walczyć o prawdę i ryzykować wszystko? Co wy byście wybrali?