W cieniu nowej żony: Moja walka o syna i własną wartość
– Nie pozwolę, żebyś znowu decydowała za niego! – głos Magdy odbił się echem w mojej głowie, gdy zamykałam za sobą drzwi mieszkania byłego męża. Stałam na klatce schodowej, zaciskając dłonie na pasku torebki, czując jak łzy cisną mi się do oczu. Mój syn, Bartek, miał dziś podpisać umowę na swoje pierwsze mieszkanie. Miałam być przy nim, wspierać go, ale zamiast tego zostałam wyproszona z własnego życia przez kobietę, która pojawiła się w nim zaledwie dwa lata temu.
Pamiętam ten dzień, kiedy Piotr – mój były mąż – po raz pierwszy przyprowadził Magdę na rodzinny obiad. Bartek miał wtedy 17 lat i patrzył na nią z nieufnością. Ja próbowałam być uprzejma, choć serce ściskało mi się z bólu. Po rozwodzie starałam się zachować godność, nie pokazywać, jak bardzo mnie to wszystko boli. Ale kiedy zobaczyłam, jak Magda poprawia Piotrowi krawat i mówi Bartkowi, że „teraz będzie miał prawdziwą rodzinę”, coś we mnie pękło.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło. Każda decyzja dotycząca Bartka – szkoła, studia, nawet wybór psa – była przedmiotem sporów. Magda zawsze miała inne zdanie niż ja. Piotr coraz częściej stawał po jej stronie. Czułam się coraz bardziej zbędna, jakby ktoś powoli wymazywał mnie z życia własnego dziecka.
Najgorsze przyszło kilka miesięcy temu, gdy Bartek oznajmił, że chce kupić mieszkanie. Byłam dumna – odkładałam pieniądze przez lata, żeby mu pomóc. Ale kiedy usiedliśmy do rozmowy o szczegółach, Magda nagle zaczęła mówić o „lepszych lokalizacjach”, „nowoczesnych osiedlach” i „inwestycji na przyszłość”. Piotr kiwał głową, a ja czułam się coraz mniejsza.
– Mamo, może Magda ma rację? – powiedział Bartek któregoś wieczoru. – Ona zna się na rynku nieruchomości.
Zabolało mnie to bardziej niż cokolwiek innego. Przecież to ja przez lata prowadziłam dom, dbałam o rachunki, remontowałam mieszkanie po nocach, kiedy Piotr pracował za granicą. To ja uczyłam Bartka oszczędzać i planować przyszłość. A teraz miałam być tylko widzem?
Próbowałam rozmawiać z Piotrem. – To nasz syn – powiedziałam cicho. – Chcę mieć wpływ na jego decyzje.
– Przesadzasz – odpowiedział chłodno. – Bartek jest dorosły. Magda tylko doradza.
Ale wiedziałam, że to nieprawda. Magda przejęła kontrolę nad wszystkim: organizowała spotkania z agentami nieruchomości, wybierała kolory ścian, nawet sugerowała Bartkowi, jak urządzić kuchnię. Ja mogłam co najwyżej przynieść ciasto na parapetówkę.
Wczoraj doszło do kulminacji. Bartek zadzwonił do mnie wieczorem.
– Mamo, czy możesz nie przychodzić jutro na podpisanie umowy? Magda mówi, że to będzie stresujące dla wszystkich.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.
– Bartek… To twoje życie! To ja cię wychowałam! – krzyknęłam przez łzy.
– Wiem… Ale nie chcę kłótni. Proszę cię.
Całą noc nie spałam. Przewracałam się z boku na bok, wspominając pierwsze lata po rozwodzie: samotne wieczory, kiedy Bartek tulił się do mnie i pytał, czy tata jeszcze nas kocha; wspólne wypady nad jezioro; rozmowy o przyszłości. Wszystko to wydawało się teraz tak odległe.
Dziś rano poszłam pod blok Piotra mimo wszystko. Stałam pod drzwiami i słyszałam podniesione głosy.
– To twoja matka zawsze wszystko psuje! – syknęła Magda.
– Przestań! – odpowiedział Bartek drżącym głosem.
Chciałam wejść, ale nie mogłam się ruszyć. Stałam jak sparaliżowana, słuchając jak moje dziecko jest rozdzierane między dwie kobiety: matkę i nową żonę ojca.
W końcu wyszli razem: Piotr z miną zwycięzcy, Magda uśmiechnięta triumfalnie, a Bartek blady i przygaszony.
– Mamo… – zaczął cicho. – Przepraszam.
Objęłam go mocno, czując jak łzy spływają mi po policzkach.
– Nic się nie stało – skłamałam. – Najważniejsze, żebyś był szczęśliwy.
Ale w środku czułam pustkę i gniew. Czy naprawdę jestem już nikim w jego życiu? Czy jedna kobieta może tak łatwo wymazać lata miłości i poświęcenia?
Wieczorem siedziałam sama w kuchni i patrzyłam na zdjęcia Bartka z dzieciństwa. Zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd. Czy powinnam była walczyć mocniej? Czy może lepiej odpuścić i pozwolić mu dorosnąć na własnych warunkach?
Czasem myślę: ile jestem warta jako matka? Czy miłość naprawdę wystarczy, by zatrzymać przy sobie dziecko? A może trzeba nauczyć się odchodzić wtedy, gdy najbardziej boli?