Wesele, które nigdy nie miało się odbyć – historia o rodzinnych tajemnicach i wyborach, których nie da się cofnąć

– Michał, proszę cię, odbierz… – szepnęła moja narzeczona, patrząc na migający ekran telefonu. To była mama. Zawsze odbierałem od niej telefon, ale tym razem coś w jej głosie sprawiło, że serce mi zamarło.

– Michał… synku… – usłyszałem cichy, zachrypnięty szept. – Przyjedź… do szpitala… weź moje papiery od ubezpieczenia…

Nie pytałem o szczegóły. Rzuciłem klucze na stół, przeprosiłem Kasię i wybiegłem z kawiarni. W głowie miałem tylko jedno: muszę być przy mamie. Wsiadłem do auta i jechałem jak w transie przez zatłoczone ulice Warszawy. W radiu leciała piosenka, którą mieliśmy zatańczyć na weselu. Teraz brzmiała jak żart.

Szpital był szary i zimny. Na oddziale ratunkowym czułem się jak intruz. Pielęgniarka spojrzała na mnie z politowaniem.

– Pani Zofia Nowak? – zapytałem, ledwo łapiąc oddech.

– Sala 12. Ale proszę się przygotować…

Nie dokończyła. Wszedłem do sali i zobaczyłem mamę – bladą, drobną, jakby mniejszą niż zwykle. Uśmiechnęła się słabo.

– Michałku…

Usiadłem przy niej, ściskając jej dłoń.

– Co się stało? – zapytałem, czując jak gardło mi się zaciska.

– Lekarze mówią… że to rak. Zaawansowany. – Jej głos był spokojny, jakby mówiła o pogodzie.

Zamarłem. Przez chwilę nie mogłem oddychać.

– Ale przecież… przecież nic mi nie mówiłaś! – wykrztusiłem.

– Nie chciałam cię martwić przed ślubem…

Wtedy poczułem złość. Jak mogła ukrywać przede mną coś takiego? Przecież jestem jej synem! Zawsze byliśmy tylko we dwoje – tata odszedł, gdy miałem dziesięć lat. Mama była moim światem.

– Michał… jest jeszcze coś…

Spojrzała na mnie tak, jakby chciała zapamiętać moją twarz na zawsze.

– Musisz wiedzieć… Twój ojciec… on nie odszedł dlatego, że nie chciał być z nami. On był chory. Psychicznie. Bałam się, że cię skrzywdzi. Dlatego go wyrzuciłam. Ale on wrócił… kilka lat temu. Prosił o kontakt z tobą. Nie powiedziałam ci.

Poczułem, jak świat wali mi się na głowę.

– Dlaczego? – wyszeptałem.

– Bałam się, że mnie znienawidzisz. Że wybierzesz jego…

W tej chwili do sali weszła Kasia. Zobaczyła moją twarz i od razu wiedziała, że stało się coś strasznego.

– Michał? Co się dzieje?

Nie potrafiłem odpowiedzieć. Mama patrzyła na nas oboje.

– Synku… proszę cię tylko o jedno. Nie zostawiaj mnie teraz samej…

Kasia usiadła obok mnie i objęła mnie ramieniem.

Przez kolejne dni żyliśmy w zawieszeniu. Mama słabła z każdym dniem. Ślub miał być za dwa tygodnie. Wszystko było już gotowe: sala w Wilanowie, orkiestra, lista gości. Ale ja nie potrafiłem myśleć o niczym innym niż o mamie i ojcu, którego nigdy nie znałem naprawdę.

Pewnej nocy usiadłem przy łóżku mamy i zapytałem:

– Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś?

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach.

– Bo chciałam cię chronić. Ale może zrobiłam ci krzywdę…

Wyszedłem na korytarz i zadzwoniłem do ojca. Numer znalazłem w starych dokumentach mamy.

– Halo? – odezwał się męski głos.

– Tu Michał… twój syn.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

Spotkaliśmy się następnego dnia w parku przy szpitalu. Ojciec był starszy, niż go zapamiętałem z dzieciństwa, ale miał ten sam smutny uśmiech.

– Przepraszam cię za wszystko – powiedział cicho. – Byłem chory, nie radziłem sobie ze sobą… Ale zawsze cię kochałem.

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciałem go znienawidzić, ale czułem tylko pustkę.

Wróciłem do mamy i powiedziałem jej o spotkaniu.

– Dziękuję ci – wyszeptała. – Teraz mogę odejść spokojnie.

Mama zmarła tydzień później. Na pogrzebie byliśmy razem: ja, ojciec i Kasia. Po wszystkim usiedliśmy w domu mamy i milczeliśmy długo.

Ślub odwołaliśmy. Nie potrafiłem świętować w takiej chwili. Kasia była przy mnie cały czas, ale widziałem w jej oczach rozczarowanie i smutek.

Minęły miesiące. Z ojcem spotykaliśmy się coraz częściej, próbując odbudować coś, czego nigdy nie było. Kasia zaczęła się ode mnie oddalać – nie potrafiła znieść mojego zamknięcia w sobie i żałoby po mamie.

Pewnego wieczoru powiedziała:

– Michał, ja też cierpię. Chciałam być twoją rodziną, ale ty ciągle żyjesz przeszłością…

Nie potrafiłem jej zatrzymać. Odeszła bez słowa pożegnania.

Dziś siedzę w pustym mieszkaniu mamy i patrzę na stare zdjęcia: ja jako dziecko, mama uśmiechnięta, ojciec gdzieś w tle wspomnień. Zastanawiam się: czy można przebaczyć przeszłość? Czy można zacząć wszystko od nowa?

Może wy mi powiecie: czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę? Czy lepiej czasem pozwolić odejść temu, co boli najbardziej?