Wybrałam wnuczkę zamiast syna: decyzja, która złamała mi serce

– Mamo, nie możesz mi tego zrobić! – głos Piotra drżał od gniewu i rozpaczy. Stał w progu mojego mieszkania, zaciśnięte pięści, oczy przekrwione. – To ja jestem twoim synem!

Patrzyłam na niego i czułam, jak serce rozdziera mi się na kawałki. Ile razy już widziałam go w takim stanie? Ile razy obiecywał, że to ostatni raz, że już nigdy nie sięgnie po butelkę? Ile razy wierzyłam, że wróci mój Piotruś – ten sprzed lat, z szerokim uśmiechem i błyskiem w oku?

Ale ten Piotr już dawno zniknął. Został tylko cień człowieka, którego wychowałam. Alkohol zabrał mi syna, a ja przez lata próbowałam go odzyskać. Najpierw były rozmowy, potem groźby, potem łzy. W końcu – rezygnacja.

– Piotrze… – zaczęłam cicho, ale przerwał mi gwałtownie.

– To przez nią, prawda? Przez tę małą gówniarę! – krzyknął, wskazując palcem na drzwi pokoju, za którymi spała moja wnuczka, Zosia.

Zosia. Moje światło w tunelu. Córka Piotra i Magdy. Dziewczynka o oczach tak podobnych do moich – pełnych smutku i nadziei jednocześnie. Miała dopiero dwanaście lat, a już widziała więcej niż niejeden dorosły. Jej matka odeszła, nie wytrzymała życia z Piotrem. Zosia została ze mną.

Przypomniałam sobie tamten wieczór sprzed trzech lat. Piotr wrócił do domu pijany, rzucał rzeczami, krzyczał na Magdę i Zosię. Magda spakowała walizkę i wyszła. Zosia została – nie chciała zostawić ojca samego. Ale to ja byłam tą, która przytuliła ją w nocy, kiedy płakała w poduszkę.

– To nie jej wina – powiedziałam stanowczo. – To twoje wybory doprowadziły nas tutaj.

Piotr spojrzał na mnie z nienawiścią.

– Ty zawsze ją faworyzowałaś! Nigdy nie byłem dla ciebie wystarczająco dobry!

Zacisnęłam usta. Ile razy słyszałam te słowa? Ile razy próbowałam mu tłumaczyć, że kocham go najbardziej na świecie? Ale miłość matki nie wystarczyła, żeby wygrać z jego demonami.

– Chciałam ci pomóc – wyszeptałam. – Ale ty nigdy nie chciałeś tej pomocy.

Piotr odwrócił się gwałtownie i kopnął w krzesło.

– Oddasz jej wszystko? Dom? Oszczędności? Nawet pierścionek po babci?

Poczułam łzy napływające do oczu.

– Tak – odpowiedziałam drżącym głosem. – Zosia potrzebuje bezpieczeństwa. Ty… ty musisz najpierw pomóc sobie.

Wybiegł trzaskając drzwiami tak mocno, że aż zatrzęsły się szyby.

Usiadłam ciężko na kanapie i ukryłam twarz w dłoniach. Przez chwilę miałam ochotę pobiec za nim, przytulić go jak wtedy, gdy był małym chłopcem i rozbił kolano na podwórku. Ale wiedziałam, że to już nie działa.

Zosia przyszła cicho do pokoju.

– Babciu…

Spojrzałam na nią – drobna sylwetka w za dużej piżamie, włosy rozczochrane po śnie.

– Słyszałam was… Tata znowu był zły?

Przytuliłam ją mocno.

– Tak, kochanie. Ale wszystko będzie dobrze.

Nie wiedziałam, czy mówię to jej, czy sobie.

Następne dni były jak życie w zawieszeniu. Piotr nie dzwonił. Ja chodziłam do pracy w bibliotece miejskiej, Zosia do szkoły. Wieczorami czytałyśmy razem książki albo oglądałyśmy stare polskie filmy. Czasem śmiałyśmy się tak głośno, że sąsiedzi pukali w ścianę.

Ale zawsze gdzieś w tle była cisza po Piotrze. Pustka po synu, którego straciłam przez alkohol.

Pewnego dnia dostałam wezwanie do sądu. Piotr chciał podważyć testament. Twierdził, że jestem niepoczytalna, że zmanipulowałam Zosię przeciwko niemu. Przyszłam na rozprawę z drżącymi rękami. On siedział po drugiej stronie sali – nieogolony, z podkrążonymi oczami.

– Proszę sądu – powiedział mój adwokat – pani Maria działała w pełni świadomie. Chciała zabezpieczyć przyszłość wnuczki.

Piotr patrzył na mnie z wyrzutem.

– Ona zawsze była przeciwko mnie – powiedział cicho do sędziego.

Sędzia spojrzał na mnie pytająco.

– Czy chce pani coś dodać?

Wstałam powoli.

– Kocham mojego syna – powiedziałam drżącym głosem. – Ale nie mogę pozwolić, żeby jego uzależnienie zniszczyło życie mojej wnuczki. Próbowałam wszystkiego…

Głos mi się załamał.

– …ale czasem trzeba wybrać mniejsze zło.

Po rozprawie Piotr podszedł do mnie na korytarzu.

– Nigdy ci tego nie wybaczę – syknął przez zaciśnięte zęby.

Patrzyłam na niego i widziałam już tylko obcego człowieka.

Zosia była moją nadzieją. Chciałam jej dać dom bez strachu, bez krzyków i awantur. Chciałam jej dać szansę na lepsze życie niż to, które miał jej ojciec.

Ale każdej nocy budziłam się zlana potem i pytałam siebie: czy zrobiłam dobrze? Czy mogłam jeszcze coś zrobić dla Piotra? Czy matka powinna wybierać między dzieckiem a wnuczką?

Czasem Zosia przychodziła do mnie wieczorem i pytała:

– Babciu… czy tata kiedyś wróci?

Nie umiałam odpowiedzieć. Może kiedyś…

Dziś Zosia jest już dorosła. Studiuje psychologię na Uniwersytecie Warszawskim. Często powtarza mi:

– Babciu, uratowałaś mi życie.

Ale ja wciąż czuję ciężar tej decyzji. Wciąż pytam siebie: czy można być dobrą matką i jednocześnie dobrą babcią? Czy ktoś z was musiał kiedyś wybrać między bliskimi? Jak żyć z takim wyborem?