Za każdym razem, gdy mój zięć wraca do domu, muszę się ukrywać: Historia polskiej babci z rozdartym sercem
— Jadwiga, proszę cię, schowaj się do pokoju, Marek zaraz wróci — wyszeptała moja córka Ania, zerkając nerwowo przez okno. Siedziałam przy kuchennym stole, trzymając w dłoniach kubek herbaty, która już dawno wystygła. Wnuczek, mały Staś, tulił się do mnie, nieświadomy napięcia unoszącego się w powietrzu.
— Ale dlaczego, Aniu? Przecież to mój dom… — głos mi się załamał. Czułam się jak intruz we własnym życiu. Od kiedy Marek pojawił się w naszej rodzinie, wszystko się zmieniło. Kiedyś byłam dla Ani wszystkim — jej powierniczką, wsparciem, opoką. Teraz byłam tylko problemem.
Ania spuściła wzrok. — Wiesz, jaki on jest… Nie chce, żebyś tu była, kiedy wraca z pracy. Mówi, że potrzebuje spokoju.
Z trudem powstrzymałam łzy. Staś spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami. — Babciu, pobawimy się potem w chowanego? — zapytał cicho.
— Oczywiście, kochanie — odpowiedziałam drżącym głosem i pogłaskałam go po głowie. Wstałam i skierowałam się do swojego pokoju na końcu korytarza. Zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku. Słyszałam, jak Marek wraca do domu: jego ciężkie kroki, szelest kurtki rzucanej na wieszak, krótki pocałunek dla Ani.
— Była tu twoja matka? — zapytał chłodno.
— Nie… — odpowiedziała Ania cicho. Zawsze kłamała w tej sprawie. Wiedziała, że jeśli Marek dowie się, że rozmawiałam ze Stasiem albo że gotowałam obiad, będzie awantura.
Leżałam na łóżku i patrzyłam w sufit. Przez ścianę słyszałam śmiech Stasia i głos Marka: — Nie biegaj po domu! Ile razy mam powtarzać?
W moim sercu narastała rozpacz. Czułam się jak cień — obecna, ale niewidzialna. Kiedyś dom tętnił życiem: wspólne obiady, rozmowy przy herbacie, śmiech Ani i Stasia. Teraz wszystko było podporządkowane humorom Marka.
Pamiętam dzień, kiedy Ania przyprowadziła go po raz pierwszy. Był uprzejmy, nawet uśmiechnięty. Ale już wtedy coś mi nie pasowało: jego spojrzenie pełne wyższości, sposób, w jaki poprawiał Ani włosy albo przerywał jej w pół zdania. Próbowałam ją ostrzec: — Uważaj na niego, Aniu. On cię nie szanuje.
— Mamo, przesadzasz! — oburzyła się wtedy. — Marek jest dobrym człowiekiem.
Nie chciałam się wtrącać. Po śmierci męża zostałyśmy same i wiedziałam, jak bardzo Ania pragnie mieć własną rodzinę. Ale teraz widziałam, jak bardzo się myliła.
Z czasem Marek zaczął coraz częściej podkreślać swoją dominację. Najpierw drobne uwagi: „Twoja matka za dużo się wtrąca”, „Nie chcę jej tu codziennie”. Potem zakazy: „Niech nie gotuje obiadu”, „Niech nie rozmawia ze Stasiem o szkole”.
Ania próbowała lawirować między nim a mną. Często płakała wieczorami w kuchni, gdy myślała, że nie słyszę.
Pewnego dnia Staś przyszedł do mojego pokoju z rysunkiem: narysował nas razem na placu zabaw. — Babciu, dlaczego nie chodzimy już razem na spacer?
Zacisnęłam usta. — Bo tatuś nie chce… — wyszeptał i spuścił głowę.
Serce mi pękło. Chciałam krzyczeć, walczyć o swoje miejsce w tej rodzinie. Ale wiedziałam, że jeśli spróbuję się przeciwstawić Markowi, Ania będzie miała jeszcze gorzej.
Któregoś wieczoru usłyszałam ich kłótnię:
— Marek, ona jest moją matką! Nie mogę jej tak traktować!
— To mój dom! Albo ona się dostosuje, albo niech się wyprowadzi!
Siedziałam za drzwiami i płakałam cicho do poduszki. Czułam się bezsilna jak nigdy dotąd.
Zaczęłam rozważać wyprowadzkę do siostry na wieś pod Lublinem. Ale wtedy straciłabym kontakt ze Stasiem zupełnie. A przecież to dla niego tu jestem — żeby miał kogoś bliskiego poza rodzicami.
Czasem marzę o tym, żeby powiedzieć Markowi prosto w twarz wszystko to, co czuję: że niszczy rodzinę, że odbiera mi wnuka i córkę. Ale wiem też, że Ania by tego nie zniosła.
Ostatnio Staś coraz częściej pyta: — Babciu, dlaczego jesteś smutna?
Nie umiem mu odpowiedzieć. Bo jak powiedzieć pięcioletniemu dziecku prawdę o dorosłych konfliktach?
Czasem myślę o tym wszystkim nocami i pytam samą siebie: czy to ja zawiniłam? Czy powinnam była być bardziej stanowcza wobec Ani? Czy mogłam jakoś zapobiec temu wszystkiemu?
Dziś znów siedzę zamknięta w swoim pokoju i słyszę przez ścianę śmiech Stasia oraz podniesiony głos Marka. Czuję się jak duch we własnym domu.
Czy naprawdę na tym polega starość? Na ukrywaniu się przed własną rodziną? Czy kiedyś odzyskam swoje miejsce przy stole?
Może ktoś z was zna odpowiedź…