Zadzwoniła była partnerka mojego syna. Powiedziała tylko: „Nie mogę dłużej milczeć”. Wszystko, co wiedziałam o swoim synu, przestało mieć sens po tej rozmowie

– Pani Aniu… nie mogę już dłużej milczeć – głos Mai drżał, jakby miała zaraz się rozpłakać. Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Za oknem ciemniało, a w domu panowała cisza, którą przerwały tylko te słowa.

– Maju, co się stało? – spytałam, choć serce już waliło mi jak młotem. Przez chwilę słyszałam tylko jej oddech. Potem padło jedno zdanie, które roztrzaskało mój świat:

– Bartek… on nie jest tym człowiekiem, za jakiego go pani uważa.

Zamarłam. Bartek – mój syn, mój jedyny syn. Zawsze był moją dumą. Pracowity, opiekuńczy, troskliwy ojciec dla małej Julki. Odkąd rozstał się z Mają, tłumaczył mi, że to przez jej humory i wieczne pretensje. Wierzyłam mu. Przecież to mój syn.

– Maju, proszę… powiedz mi wszystko – wyszeptałam.

Usłyszałam szloch. – On mnie bił, pani Aniu. Bił i poniżał przez dwa lata. Bałam się mówić… bałam się, że nikt mi nie uwierzy.

Poczułam, jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przemoc? Bartek? To niemożliwe. Przecież widziałam ich razem tyle razy – uśmiechniętych na zdjęciach, na rodzinnych obiadach. Ale potem przypomniałam sobie te ciche dni po kłótniach, siniaki na rękach Mai, które tłumaczyła upadkiem ze schodów.

– Dlaczego teraz? – spytałam głucho.

– Bo Julka zaczęła pytać. Boję się o nią. On jest coraz bardziej nerwowy…

Rozłączyła się nagle. Zostałam sama z telefonem w ręku i tysiącem myśli w głowie. Przez całą noc nie zmrużyłam oka. Rano zadzwoniłam do Bartka.

– Synku, musimy porozmawiać.

– O czym? – był zirytowany.

– O Mai. O tym, co się działo między wami.

Zamilkł na chwilę. – Znowu ona? Mamo, ona jest chora psychicznie. Wymyśla niestworzone rzeczy.

– Bartek… przysięgnij mi, że nigdy jej nie uderzyłeś.

Usłyszałam tylko ciszę. Potem rzucił: – Nie mam czasu na te bzdury.

Rozłączył się.

Przez kolejne dni żyłam jak w letargu. Nie mogłam jeść ani spać. W głowie miałam obraz mojego syna – małego chłopca z rozbitym kolanem, który tulił się do mnie po upadku z roweru. Jak to możliwe, że ten sam chłopiec mógłby skrzywdzić kobietę?

Spotkałam się z Mają w kawiarni na rynku. Była blada, chuda, z podkrążonymi oczami.

– Nie chcę wojny – powiedziała cicho. – Chcę tylko chronić Julkę.

– Wiem – odpowiedziałam łamiącym się głosem. – Ale musisz zrozumieć… to dla mnie niewyobrażalne.

Wyciągnęła telefon i pokazała mi zdjęcia – siniaki na ramionach, rozcięta warga, nagranie kłótni pełnej wyzwisk i gróźb. Poczułam mdłości.

Wróciłam do domu i płakałam przez godzinę. Potem zadzwoniłam do Bartka jeszcze raz.

– Synku… widziałam zdjęcia. Słyszałam nagranie.

– Ona cię zmanipulowała! – krzyczał do słuchawki. – Chcesz mnie zniszczyć? Własną matkę przeciwko mnie nastawiasz?

– Bartek… ja cię kocham, ale nie mogę udawać, że nic się nie stało.

Przestał odbierać moje telefony.

W pracy byłam cieniem samej siebie. Koleżanki pytały: „Coś się stało?” – kiwałam tylko głową i uciekałam do łazienki płakać w samotności.

Wieczorami patrzyłam na zdjęcia Julki – mojej wnuczki, która zawsze śmiała się do mnie szeroko i tuliła mocno na pożegnanie. Czy ona też widziała to wszystko? Czy będzie pamiętać krzyki i płacz matki?

Mąż próbował mnie pocieszać:

– Może to tylko nieporozumienie…

Ale ja już wiedziałam prawdę.

Po tygodniu Bartek przyszedł do nas niespodziewanie. Był blady i roztrzęsiony.

– Mamo… przepraszam – wyszeptał i rozpłakał się jak dziecko.

Objęłam go i płakaliśmy razem długo w ciszy.

– Co teraz będzie? – spytał cicho.

Nie wiedziałam. Wiedziałam tylko jedno: już nigdy nie spojrzę na niego tak samo.

Dziś patrzę na naszą rodzinę i widzę rysy, których nie da się już naprawić. Czy można kochać dziecko i jednocześnie potępiać jego czyny? Czy można być matką i nie stanąć po stronie prawdy?

Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między miłością a sumieniem?