Zanim odejdę na zawsze… Historia Pawła i jego ojca

Zanim odejdę na zawsze…

Zanim odszedł i nie wrócił… Paweł wyszedł z budynku dworca na peron, lekko przechylony pod ciężarem dużej torby sportowej z napisem Adidas przewieszonej przez ramię. Krople potu błyszczały na jego skroniach. Rozejrzał się po peronie. Wzdłuż ściany dworca ciągnęły się ławki, zajęte przez pasażerów i osoby czekające na przyjazd pociągu. Na jednej z nich siedział mój ojciec, Andrzej. Patrzył gdzieś w dal, jakby nie chciał mnie zauważyć, jakby już dawno pogodził się z moim odejściem.

Podszedłem powoli. Każdy krok wydawał się cięższy od poprzedniego. W głowie miałem tysiące myśli, ale żadna nie chciała się ułożyć w sensowne zdanie. Przysiadłem obok niego, torba z hukiem opadła na beton.

– Spóźnisz się – rzucił beznamiętnie, nie patrząc mi w oczy.

– Pociąg ma jeszcze dziesięć minut – odpowiedziałem cicho.

Cisza między nami była gęsta jak mgła nad Wartą o świcie. Słyszałem tylko stukot własnego serca i szum rozmów innych ludzi. Przez chwilę miałem ochotę po prostu wstać i odejść, zostawić go tu samego, tak jak on zostawił mnie wiele razy w dzieciństwie.

Ale zostałem. Bo przecież to ostatni raz.

– Mama mówiła, że wrócisz na święta – powiedział nagle ojciec. Jego głos był szorstki, zmęczony.

– Nie wiem jeszcze – odpowiedziałem wymijająco. – Wszystko zależy od pracy.

Wiedziałem, że to kłamstwo. Nie chciałem wracać. Nie po tym wszystkim, co się wydarzyło w naszym domu przez ostatnie lata. Po tych wszystkich kłótniach o studia, o wybory życiowe, o to, że nie jestem taki jak on chciał.

Pamiętam tamten dzień, kiedy pierwszy raz powiedział mi wprost: „Z ciebie nic nie będzie”. Miałem wtedy szesnaście lat i marzyłem o zostaniu muzykiem. On chciał, żebym był inżynierem jak on. „Muzyka to nie zawód, Paweł” – powtarzał z uporem maniaka. „To hobby dla dzieciaków”.

Od tamtej pory coraz rzadziej rozmawialiśmy. Każda rozmowa kończyła się awanturą lub milczeniem. Mama próbowała nas godzić, ale jej łzy tylko pogłębiały moją frustrację.

Teraz siedzieliśmy obok siebie jak dwaj obcy ludzie, których łączy tylko wspólna przeszłość i nazwisko.

– Wiesz… – zacząłem niepewnie – Dostałem propozycję zagrania koncertu w Berlinie.

Ojciec spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– I co z tego? Myślisz, że to ci da przyszłość? Że będziesz miał za co żyć?

Poczułem znajome ukłucie w sercu. Znowu to samo. Znowu ta sama ściana niezrozumienia.

– Może nie rozumiesz, ale to dla mnie ważne – odpowiedziałem spokojnie, choć w środku wrzałem ze złości.

– Ważne? Ważne jest mieć stabilną pracę! Rodzinę! Dom! Nie jakieś tam koncerty po świecie!

Zacisnąłem pięści. Chciałem mu powiedzieć wszystko: o tym, jak bardzo mnie rani swoimi słowami, jak bardzo brakuje mi jego wsparcia, jak bardzo boję się przyszłości bez niego. Ale nie potrafiłem. Słowa ugrzęzły mi w gardle.

Wtedy zadzwonił mój telefon. To była Magda, moja dziewczyna. Chciała wiedzieć, czy już wsiadłem do pociągu. Odpisałem tylko krótkie: „Jeszcze nie”.

Ojciec patrzył na mnie uważnie.

– To ona? – zapytał niespodziewanie łagodnym tonem.

– Tak. Martwi się o mnie.

Przez chwilę wydawało mi się, że coś drgnęło w jego oczach. Może żal? Może tęsknota za czasami, kiedy sam był młody i zakochany?

– Paweł… – zaczął cicho – Ja… Ja też się martwię.

Spojrzałem na niego zaskoczony. Pierwszy raz od lat powiedział coś takiego.

– Wiem – odpowiedziałem równie cicho.

Na peronie rozległ się dźwięk nadjeżdżającego pociągu. Ludzie zaczęli zbierać swoje rzeczy, podchodzili bliżej krawędzi peronu. Ja wciąż siedziałem obok ojca, niepewny, czy powinienem już iść.

– Może… może kiedyś zrozumiesz – powiedział nagle ojciec – że wszystko robiłem dla twojego dobra.

Uśmiechnąłem się smutno.

– Może kiedyś ty zrozumiesz, że moje szczęście wygląda inaczej niż twoje.

Wstałem powoli, zarzuciłem torbę na ramię. Ojciec patrzył na mnie bez słowa. Przez chwilę miałem ochotę go przytulić, powiedzieć mu, że mimo wszystko go kocham. Ale nie potrafiłem.

Ruszyłem w stronę pociągu. Za plecami słyszałem jeszcze jego głos:

– Paweł! Uważaj na siebie!

Nie obejrzałem się. Wsiadłem do wagonu i usiadłem przy oknie. Patrzyłem, jak ojciec stoi na peronie, coraz mniejszy i mniejszy… aż zniknął za zakrętem.

Czy można naprawić to wszystko? Czy kiedyś będziemy potrafili rozmawiać bez bólu i żalu? A może są rzeczy, których nigdy już sobie nie wybaczymy?