Zazdrość, plot i przyjaźń: Jak decyzja o ukryciu marzeń zniszczyła mój świat

– Nie mów nikomu, proszę cię, Aniu – szeptał Bartek, gdy siedzieliśmy przy kuchennym stole, a za oknem padał pierwszy jesienny deszcz. – Wiesz, jak to jest. Zacznie się gadanie, ktoś rzuci złe słowo, a potem wszystko się posypie.

Patrzyłam na niego, próbując zrozumieć, skąd w nim tyle niepokoju. Przecież to była dobra wiadomość! Po latach wynajmowania kawalerki na Mokotowie wreszcie mieliśmy szansę na własny dom. Nie pałac, nie willę – zwykły domek pod Warszawą, z ogródkiem i miejscem na grilla. Marzenie, które wydawało się tak odległe, teraz było niemal na wyciągnięcie ręki.

Ale Bartek miał rację. W naszej paczce przyjaciół – Magda z Piotrem, Ola z Michałem – temat pieniędzy zawsze był drażliwy. Każdy miał swoje problemy: kredyty, wieczne remonty, niepewność jutra. Baliśmy się ich reakcji. Czy będą się cieszyć? Czy raczej poczują ukłucie zazdrości?

– Może powiemy tylko Magdzie? – zaproponowałam cicho. – Ona zawsze była po naszej stronie.

Bartek pokręcił głową.

– Lepiej nie. Im mniej osób wie, tym lepiej. Zresztą… wiesz, jak Piotr potrafi wszystko przekręcić.

Zgodziłam się niechętnie. I tak zaczęła się nasza gra w ukrywanie prawdy.

Przez kolejne tygodnie żyliśmy w dwóch światach. W jednym – pełnym ekscytacji i planów: przeglądaliśmy projekty domów, jeździliśmy oglądać działki, kłóciliśmy się o kolor elewacji i miejsce na kominek. W drugim – udawaliśmy przed przyjaciółmi, że nic się nie zmieniło. Spotykaliśmy się na piwie, narzekaliśmy na ceny mieszkań i udawaliśmy, że nie mamy żadnych nowych perspektyw.

Pamiętam jedno spotkanie u Oli i Michała. Siedzieliśmy przy stole, a Magda opowiadała o kolejnej podwyżce czynszu.

– Chyba nigdy nie wyjdziemy z tego wynajmu – westchnęła ciężko. – A wy? Nie myśleliście o czymś swoim?

Poczułam, jak Bartek ściska moją dłoń pod stołem. Uśmiechnęłam się wymijająco.

– My? Gdzie tam… Przecież to nierealne przy tych cenach.

Kłamałam. I czułam się podle.

W końcu znaleźliśmy działkę – małą, ale z pięknym widokiem na las. Podpisaliśmy umowę przedwstępną. Byłam szczęśliwa jak nigdy wcześniej. Chciałam krzyczeć całemu światu: „Mamy to! Udało się!” Ale zamiast tego milczałam.

W domu coraz częściej dochodziło do spięć.

– Nie mogę już tego znieść – wybuchłam pewnego wieczoru. – Czuję się jak oszustka!

Bartek spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Robimy to dla naszego dobra. Zobaczysz, jeszcze nam podziękujesz.

Ale ja już wtedy wiedziałam, że coś we mnie pęka.

Wiosną zaczęliśmy załatwiać formalności. Każdy weekend spędzaliśmy na działce: mierzyliśmy teren, planowaliśmy ogród, snuliśmy wizje przyszłości. Przyjaciele coraz częściej pytali, czemu nie mamy dla nich czasu.

– Co wy tak ciągle zajęci? – dopytywała Ola przez telefon. – Może coś ukrywacie?

Zaśmiałam się nerwowo.

– Skądże! Po prostu dużo pracy…

W końcu prawda wyszła na jaw w najgorszy możliwy sposób. Spotkaliśmy Magdę i Piotra przypadkiem w markecie budowlanym pod Warszawą. Staliśmy przy regale z farbami, dyskutując o odcieniach bieli.

– Anka? Bartek? Co wy tu robicie? – Magda patrzyła na nas szeroko otwartymi oczami.

Zamarłam.

Bartek próbował ratować sytuację:

– Eee… remontujemy mieszkanie.

Ale Piotr już wiedział swoje.

– Działkę kupiliście? No proszę! Gratulacje! Szkoda tylko, że nie powiedzieliście…

Magda milczała przez chwilę, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła bez słowa.

Wieczorem zadzwoniła Ola.

– Anka… czemu nam nie powiedziałaś? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi.

Nie potrafiłam odpowiedzieć. Siedziałam na podłodze w pustym salonie i płakałam jak dziecko.

Od tamtej pory nic już nie było takie samo. Spotkania stały się rzadsze, rozmowy krótsze i pełne niezręczności. Magda przestała odbierać telefony. Ola unikała mnie w pracy. Nawet Bartek zaczął zamykać się w sobie.

Czasem stoję na naszej działce i patrzę na rosnące fundamenty domu. Powinnam być szczęśliwa – przecież spełniło się nasze marzenie. Ale czuję pustkę. Straciłam coś ważniejszego niż pieniądze czy komfort: zaufanie najbliższych ludzi.

Czy naprawdę warto było ukrywać prawdę? Czy lęk przed zazdrością usprawiedliwia kłamstwo? Może powinnam była zaufać przyjaciołom…

A wy? Czy też kiedyś baliście się podzielić swoim szczęściem? Jaką cenę zapłaciliście za spokój?