Złamane serca i sekretna miłość: Historia Małgorzaty z podpoznańskiego miasteczka
— Mamo, starczy już tych kazań! Mam dość! — Kacper rzucił zeszyt na biurko, a jego oczy błyszczały gniewem i rozpaczą. Stałam w drzwiach jego pokoju, jeszcze z kluczami w dłoni, czując jak cała energia zebrania rodzicielskiego ulatuje ze mnie jak powietrze z przebitej opony.
— Co masz dość? Dopiero zaczęłam! Pani Genowefa jest tobą bardzo niezadowolona — zaczęłam, ale głos mi się załamał. Widziałam, jak Kacper zaciska szczęki, jakby chciał połknąć wszystkie słowa, które cisną mu się na usta. Był taki podobny do swojego ojca…
— Może pani Genowefa powinna zająć się swoim życiem, a nie moim! — wybuchł. — Ciągle tylko szkoła, oceny, zachowanie! Nigdy nie pytasz, co u mnie!
Zamilkłam. Przez chwilę w pokoju było słychać tylko tykanie starego zegara na ścianie. Przypomniałam sobie własne dzieciństwo w tym samym domu — te same ściany, te same pretensje mojej matki. Czy ja naprawdę powtarzam jej błędy?
— Kacper… — zaczęłam łagodniej. — Ja po prostu się martwię. Chcę dla ciebie dobrze.
— To przestań mnie kontrolować! — krzyknął i wybiegł z pokoju, trzaskając drzwiami tak mocno, że aż drgnęły szyby w oknach.
Zostałam sama. Usiadłam na jego łóżku i schowałam twarz w dłoniach. W głowie miałam mętlik: czy naprawdę jestem taką matką-potworem? Czy nie widzę, jak bardzo Kacper cierpi?
Mój mąż, Andrzej, od dawna był tylko cieniem w naszym domu. Pracował w Poznaniu, wracał późno, często spał na kanapie w salonie. Nasze rozmowy ograniczały się do wymiany informacji o rachunkach i zakupach. Czułam się coraz bardziej samotna.
Wieczorem usiadłam przy kuchennym stole z kubkiem herbaty. Przez okno patrzyłam na ciemniejące podwórko. Wtedy zadzwonił telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię: „Marta” — moja przyjaciółka z liceum.
— Małgośka, słyszałam, że wrócił…
Zamarłam. Wiedziałam, o kim mówi. Michał. Mój pierwszy chłopak, moja wielka miłość sprzed lat. Wyjechał do Niemiec zaraz po maturze. Przez lata nie dawał znaku życia.
— I co z tego? — próbowałam brzmieć obojętnie.
— Podobno rozwiedziony. Podobno zamieszkał u matki na tej samej ulicy co wy…
Serce zaczęło mi bić szybciej. Przez chwilę poczułam się jak nastolatka — znowu miałam siedemnaście lat i czekałam na Michała pod starym dębem za szkołą.
— Małgośka… — Marta zawahała się. — Może powinnaś z nim pogadać? Wiem, że nie jesteś szczęśliwa z Andrzejem.
— Przestań — przerwałam jej ostro. — Mam rodzinę.
Ale tej nocy nie mogłam zasnąć. Wspomnienia wracały falami: pierwszy pocałunek, listy pisane na lekcjach matematyki, obietnice wiecznej miłości… I ten dzień, kiedy Michał powiedział mi, że wyjeżdża. „Poczekaj na mnie” — prosił wtedy. „Wrócę po ciebie”.
Nie wrócił.
Następnego dnia spotkałam go przypadkiem w sklepie spożywczym. Stał przy półce z kawą, trochę siwiejący, ale ten sam uśmiech, te same ciepłe oczy.
— Małgosiu… — powiedział cicho.
Zabrakło mi tchu.
— Michał…
Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Ludzie mijali nas z koszykami pełnymi zakupów, a ja czułam się jakby świat zatrzymał się tylko dla nas.
— Słyszałem, że masz syna…
— Tak. Kacper ma szesnaście lat.
— I męża?
Skinęłam głową.
— Ale chyba nie jesteś szczęśliwa? — zapytał nagle.
Zacisnęłam palce na uchwycie torebki.
— To nie twoja sprawa — odpowiedziałam chłodno i wyszłam ze sklepu szybkim krokiem.
Wieczorem długo rozmawiałam z Andrzejem. Próbowałam mu powiedzieć o problemach Kacpra, o tym jak bardzo się oddaliliśmy od siebie jako rodzina. On tylko wzruszył ramionami.
— Każdy ma swoje życie, Małgosiu. Ja pracuję, ty zajmujesz się domem i synem. Tak to już jest.
Poczułam się niewidzialna.
Kacper wrócił późno. Pachniał papierosami i tanimi perfumami. Znowu pokłóciliśmy się o szkołę. W końcu wykrzyczał:
— Może gdybyś była szczęśliwa, nie czepiałabyś się mnie!
Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego.
Przez kolejne dni unikałam Michała jak ognia. Ale pewnego popołudnia znalazłam w skrzynce list bez znaczka:
„Małgosiu,
Nie chcę burzyć Twojego świata. Chciałem tylko powiedzieć, że nigdy o Tobie nie zapomniałem.
Michał”
Czytałam ten list dziesięć razy pod rząd. W końcu zadzwoniłam do Marty.
— Co mam robić? — zapytałam szeptem.
— Zadaj sobie pytanie: czego ty chcesz? Nie Andrzej, nie Kacper… Ty sama.
Po raz pierwszy od lat pomyślałam o sobie. O tym, czego pragnę naprawdę.
Spotkałam się z Michałem nad jeziorem za miastem. Rozmawialiśmy godzinami o wszystkim i o niczym. Śmialiśmy się i płakaliśmy jednocześnie. Poczułam się wolna.
Ale wiedziałam też, że nie mogę tak po prostu zostawić rodziny. Kacper potrzebował mnie bardziej niż kiedykolwiek.
Wróciłam do domu późno w nocy. Kacper czekał na mnie w kuchni.
— Gdzie byłaś? — zapytał cicho.
Usiadłam naprzeciwko niego i po raz pierwszy od dawna powiedziałam prawdę:
— Byłam z kimś, kogo kiedyś bardzo kochałam. Ale teraz jestem tutaj dla ciebie.
Kacper spojrzał na mnie inaczej niż zwykle — jakby zobaczył we mnie człowieka, nie tylko matkę.
Od tamtej pory zaczęliśmy rozmawiać inaczej. O marzeniach, o strachu przed dorosłością, o tym jak trudno być sobą w świecie pełnym oczekiwań innych ludzi.
Z Michałem spotykam się czasem na kawie. Nie wiem, co przyniesie przyszłość. Może kiedyś będę miała odwagę zawalczyć o własne szczęście?
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można być dobrą matką i jednocześnie szczęśliwą kobietą? Czy musimy zawsze wybierać między sobą a innymi?
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?