„Babcia zostawiła ci dom, teraz twoja kolej się nią zająć” – historia, która podzieliła moją rodzinę

– „Ola, musisz się nią zająć. Babcia zostawiła ci dom, teraz twoja kolej.”

Słowa mamy dźwięczały mi w uszach jeszcze długo po zakończeniu rozmowy. Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Przez okno widziałam ogród babci – ten sam, w którym jako dziecko biegałam boso po trawie, zrywając porzeczki prosto z krzaka. Teraz ten ogród był zaniedbany, a dom – mój dom – stał się symbolem ciężaru, którego nie byłam pewna, czy udźwignę.

Babcia Zofia miała już 87 lat. Od kilku miesięcy coraz trudniej było jej samodzielnie funkcjonować. Zapominała o lekach, czasem nie zamykała drzwi na noc. Sąsiedzi dzwonili do mnie, kiedy widzieli ją błąkającą się po podwórku w kapciach zimą. Wiedziałam, że coś trzeba zrobić. Ale nie spodziewałam się, że cała odpowiedzialność spadnie na mnie.

– „Mamo, przecież to twoja mama. Nie możemy tego rozwiązać razem?” – próbowałam jeszcze raz, głos mi drżał.

– „Ola, ja mam swoje życie w Warszawie. Ty masz dom po babci, to sprawiedliwe. Poza tym ona zawsze była ci najbliższa.”

Zamilkłam. Wiedziałam, że mama nie wróci do rodzinnej wsi pod Toruniem. Zawsze uciekała od tego miejsca – od wspomnień, od odpowiedzialności. Ale ja? Ja tu zostałam. Po studiach wróciłam do domu babci, bo nie było mnie stać na własne mieszkanie w mieście. Pracowałam zdalnie jako graficzka, a dom po babci był moją przystanią… do tej pory.

Wieczorem usiadłam przy stole z kubkiem herbaty i patrzyłam na zdjęcie babci z młodości. Piękna kobieta o mocnym spojrzeniu. Przypomniałam sobie, jak opowiadała mi historie o wojnie, o tym jak sama wychowywała mamę po śmierci dziadka. Zawsze była silna. Teraz to ja miałam być silna dla niej.

Pierwsze dni były najtrudniejsze. Babcia nie rozumiała, dlaczego nie może już mieszkać sama.

– „Oluńka, przecież ja sobie radzę! Nie jestem jeszcze taka stara!” – krzyczała przez łzy.

– „Babciu, boję się o ciebie. Chcę tylko pomóc.”

Ale ona nie chciała pomocy. Chciała wolności. Każdego dnia czułam się coraz bardziej jak strażnik niż wnuczka. Musiałam pilnować leków, gotować obiady bez soli (bo serce), sprzątać po niej i znosić jej humory.

Z czasem zaczęły się konflikty z mamą. Dzwoniła raz na tydzień i pytała:

– „Jak tam babcia?”

– „A jak ma być? Jest coraz gorzej.”

– „No cóż… taka kolej rzeczy.”

Czułam narastającą złość. Mama traktowała mnie jak opiekunkę zatrudnioną za darmo. Kiedy poprosiłam ją o pomoc finansową – choćby na pampersy czy leki – powiedziała tylko:

– „Przecież masz dom po babci. To twoja inwestycja.”

Inwestycja? Każdego dnia czułam się coraz bardziej uwięziona w tym domu. Moje życie towarzyskie przestało istnieć. Znajomi przestali dzwonić – ile razy można odmawiać spotkania? Praca zaczęła cierpieć – trudno być kreatywnym, kiedy w tle słychać krzyki starszej osoby lub trzeba biec do apteki w środku dnia.

Pewnej nocy obudził mnie hałas. Babcia próbowała wyjść z domu w piżamie.

– „Muszę iść do sklepu! Mama czeka!” – powtarzała w kółko.

Z trudem zaprowadziłam ją do łóżka i płakałam razem z nią. Wtedy poczułam pierwszy raz prawdziwą bezsilność.

Wkrótce zaczęły się plotki we wsi.

– „Ola zamknęła babcię w domu.”
– „Nie daje jej wyjść nawet do kościoła.”
– „Pewnie czeka aż babcia umrze i sprzeda dom.”

Każde takie słowo bolało jak cios w brzuch. Przestałam wychodzić do sklepu, zamawiałam zakupy przez internet. Czułam się osaczona.

Któregoś dnia odwiedziła mnie ciotka Basia.

– „Ola, ty się wykończysz! Może trzeba pomyśleć o domu opieki?”

– „Babcia by tego nie przeżyła…”

– „A ty? Ty przeżyjesz?”

Nie spałam tej nocy ani minuty. Myślałam o tym, jak bardzo zmieniło się moje życie przez ostatni rok. Jak bardzo jestem samotna w tej walce.

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do mamy.

– „Mamo, ja już nie daję rady.”

– „Ola… ja naprawdę nie mogę wrócić.”

– „Ale możesz mi pomóc! Chociaż finansowo albo przyjechać na weekend raz na miesiąc!”

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– „Dobrze… postaram się coś wymyślić.”

To był pierwszy raz, kiedy mama przyznała, że coś jest nie tak.

Dziś babcia śpi spokojnie w swoim pokoju. Ja siedzę przy oknie i patrzę na ogród, który powoli zarasta chwastami. Zastanawiam się, ile jeszcze wytrzymam i czy kiedykolwiek będę mogła żyć własnym życiem bez poczucia winy.

Czy dom po babci to naprawdę dar? Czy raczej przekleństwo? Czy ktoś z was też musiał wybierać między sobą a rodziną? Co byście zrobili na moim miejscu?