Cień Samotności: Opowieść Matki z Warszawy
– Aniu, proszę cię, zostań jeszcze chwilę – mówię drżącym głosem, patrząc na jej zniecierpliwioną twarz. Wiem, że zaraz wstanie, zarzuci torebkę na ramię i wyjdzie, zostawiając mnie z ciszą, która boli bardziej niż jakiekolwiek słowa.
– Mamo, muszę już iść. Michał czeka z dziećmi. – Jej głos jest chłodny, a spojrzenie utkwione gdzieś za moim ramieniem. Już dawno przestała patrzeć mi w oczy.
Zostaję sama w kuchni, w której jeszcze unosi się zapach jej perfum i świeżo zaparzonej kawy. Słyszę jej kroki na klatce schodowej, potem trzask drzwi wejściowych. Cisza. Znowu.
Czasem zastanawiam się, kiedy to się zaczęło. Kiedy przestałyśmy być sobie bliskie? Czy wtedy, gdy po śmierci męża rzuciłam się w wir pracy, żeby utrzymać nasz mały świat na powierzchni? Czy może wtedy, gdy nie pozwoliłam jej jechać na studniówkę z tym chłopakiem z Pragi, bo wydawał mi się nieodpowiedni? A może wtedy, gdy nie potrafiłam zaakceptować jej wyborów?
Pamiętam tamten wieczór sprzed lat. Ania wróciła późno, a ja czekałam na nią w kuchni.
– Gdzie byłaś? – zapytałam ostro.
– Mamo, mam osiemnaście lat! – krzyknęła. – Nie możesz mnie kontrolować!
– Martwię się o ciebie! – odpowiedziałam, ale ona już wyszła do swojego pokoju, trzaskając drzwiami.
Od tamtej pory coraz częściej zamykała się przede mną. Zaczęła studiować psychologię na UW, poznała Michała i szybko zaszła w ciążę. Byłam wściekła – nie tak miało wyglądać jej życie! Miała być kimś więcej niż tylko matką i żoną! Chciałam dla niej lepszego losu niż mój.
Kiedy urodził się Staś, próbowałam być obecna. Przynosiłam obiady, kupowałam ubranka, radziłam. Ale Ania coraz częściej mówiła: „Mamo, poradzimy sobie sami.”
Pewnego dnia przyszłam bez zapowiedzi. Michał otworzył drzwi i spojrzał na mnie z niechęcią.
– Dzień dobry pani Barbaro. Ania jest zmęczona, może innym razem?
Poczułam się jak intruz we własnej rodzinie. Wróciłam do pustego mieszkania i płakałam całą noc.
Od tamtej pory widujemy się rzadko. Czasem w święta, czasem na urodzinach wnuków. Rozmowy są powierzchowne: „Jak w pracy?”, „Co u dzieci?” Nikt nie pyta: „Jak się czujesz?”
Czasem dzwonię do Ani bez powodu.
– Cześć mamo – odbiera po kilku sygnałach.
– Chciałam tylko zapytać, jak się czujesz…
– Wszystko dobrze. Muszę kończyć.
Znowu cisza.
W pracy też nie jest łatwo. Pracuję jako księgowa w małej firmie budowlanej na Ochocie. Szef coraz częściej daje mi do zrozumienia, że jestem za stara na nowe programy komputerowe. Młodsze koleżanki śmieją się po kątach z moich pomyłek.
– Pani Basia znowu coś pomyliła – słyszę za plecami.
Wracam do domu zmęczona i coraz częściej zastanawiam się, po co to wszystko. Wieczorami siadam przy oknie z herbatą i patrzę na światła miasta. Wspominam czasy, gdy Ania była mała i tuliła się do mnie po koszmarach sennych.
Pewnego dnia dostaję wiadomość od Ani: „Mamo, Staś ma przedstawienie w przedszkolu. Przyjdziesz?”
Serce bije mi szybciej. Może to szansa? Idę do sklepu, kupuję nową sukienkę i czekoladki dla wnuka. W przedszkolu widzę Anię z Michałem – rozmawiają z innymi rodzicami. Podchodzę nieśmiało.
– Dzień dobry – mówię cicho.
Ania uśmiecha się blado.
– Cześć mamo.
Staś biegnie do mnie z rysunkiem.
– Babciu! To dla ciebie!
Przytulam go mocno i czuję łzy pod powiekami. Przez chwilę czuję się potrzebna.
Po przedstawieniu Ania podchodzi do mnie.
– Mamo… przepraszam, że tak rzadko dzwonię. Mam tyle spraw na głowie…
Chcę powiedzieć jej wszystko – o samotności, o tęsknocie, o tym jak bardzo mi jej brakuje. Ale tylko kiwam głową.
– Rozumiem – mówię cicho.
Wracam do domu z rysunkiem Stasia w torebce. Wieszam go na lodówce i patrzę na niego codziennie rano.
Czasem myślę o tym wszystkim, co mogłam zrobić inaczej. Czy powinnam była mniej wymagać? Bardziej słuchać? Czy jeszcze jest szansa naprawić naszą relację?
Wieczorem siadam przy oknie i patrzę na rozświetlone bloki Mokotowa. W głowie kołacze mi jedno pytanie: czy samotność to kara za moje błędy? A może jeszcze mogę coś zmienić? Co wy byście zrobili na moim miejscu?