Cześć, jestem Zuzanna. Moje życie rozpadło się w jeden wieczór – a potem musiałam je poskładać na nowo

Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż echo odbiło się po całym bloku. Stałam w przedpokoju z walizką w ręku, a mój syn, Michał, patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami. „Mamo, dlaczego tata krzyczy?” – zapytał cicho, ściskając pluszowego misia. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, jak odpowiedzieć. Sama nie rozumiałam, jak to się stało, że moje życie – poukładane, przewidywalne, bezpieczne – rozpadło się w jeden wieczór.

Nazywam się Zuzanna Majewska. Mam trzydzieści sześć lat i przez piętnaście z nich byłam żoną człowieka, którego kochałam bardziej niż siebie. Myślałam, że to wystarczy. Że jeśli będę dobrą żoną, matką i córką – świat odwdzięczy mi się spokojem. Ale świat nie zna wdzięczności.

Wszystko zaczęło się od telefonu. „Zuzka, musisz przyjechać do mamy. Jest źle” – głos mojej siostry, Magdy, był roztrzęsiony. Mama miała kolejny atak serca. Zostawiłam wszystko – dom, pracę w bibliotece, nawet niedokończony obiad – i pojechałam do rodzinnego domu w Radomiu. Mąż został z Michałem.

Gdy wróciłam po trzech dniach, w mieszkaniu panowała cisza. W kuchni stały dwa kubki po kawie – jeden z nich nie był nasz. Na stole leżała szminka w kolorze, którego nigdy nie używałam. W łazience znalazłam damską szczoteczkę do zębów. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, Andrzej wyszedł z sypialni. „Musimy porozmawiać” – powiedział bez emocji.

Nie pamiętam dokładnie tej rozmowy. Pamiętam tylko zimno w brzuchu i dźwięk własnego głosu: „To koniec?”. On skinął głową. „Zakochałem się w kimś innym. Przepraszam”.

Przepraszam? Za co? Za piętnaście lat wspólnego życia? Za dziecko? Za to, że przez tyle lat byłam dla niego wszystkim?

Michał miał wtedy siedem lat. Nie rozumiał, dlaczego tata nagle przestał z nami mieszkać. Przez pierwsze tygodnie spał ze mną w łóżku i płakał przez sen. Ja też płakałam – ale tylko wtedy, gdy był w szkole albo u babci.

Moja mama nie potrafiła mi pomóc. Sama była schorowana i zgorzkniała po śmierci taty. „Wiedziałam, że Andrzej cię zostawi” – powtarzała z satysfakcją. „Za dobra byłaś dla niego. Faceci tego nie lubią”.

Magda miała swoje życie – męża i dwójkę dzieci. Próbowała mnie wspierać, ale jej rady były jak plaster na otwartą ranę: „Zajmij się sobą, idź do fryzjera, poznaj kogoś nowego”.

Nie chciałam nikogo poznawać. Chciałam tylko przestać czuć ten ból.

W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku. Uśmiechałam się do czytelników, polecałam książki dzieciom i rozmawiałam o nowościach z koleżankami z biblioteki. Ale wystarczyło jedno pytanie: „Jak tam w domu?”, żebym musiała uciekać do toalety i tłumić szloch.

Najgorzej było wieczorami. Michał zasypiał przy bajkach, a ja siadałam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Czułam się niewidzialna. Jakby moje życie skończyło się razem z małżeństwem.

Pewnego dnia zadzwoniła do mnie teściowa. „Zuzanno, Andrzej jest głupi. Ale ty musisz być silna dla Michała” – powiedziała cicho. Zaskoczyło mnie to wsparcie – zawsze była chłodna i zdystansowana.

Nie byłam silna. Byłam wrakiem człowieka.

Któregoś popołudnia Michał wrócił ze szkoły smutny i zamknął się w pokoju. Po godzinie poszłam do niego.
– Co się stało?
– Kuba powiedział, że jak rodzice się rozwodzą, to dzieci są gorsze.
– To nieprawda – przytuliłam go mocno. – Jesteś najwspanialszym chłopcem na świecie.
– A tata już nas nie kocha?
– Tata zawsze będzie cię kochał – skłamałam.

Wieczorem zadzwoniłam do Andrzeja.
– Michał cierpi przez naszą sytuację – powiedziałam drżącym głosem.
– Wiem… Przepraszam… Staram się być dobrym ojcem.
– To nie wystarczy! On potrzebuje rodziny!
– Zuzanna… Nie wrócę już…

Rzuciłam telefon na łóżko i rozpłakałam się jak dziecko.

Kilka dni później mama trafiła do szpitala po kolejnym zawale. Musiałam jechać do Radomia i zostawić Michała u Magdy na weekend. W szpitalu mama była słaba i rozgoryczona.
– Widzisz? Wszystko przez twojego ojca… Zawsze myślał tylko o sobie…
– Mamo, proszę…
– Ty też jesteś za miękka! Pozwalasz ludziom po sobie jeździć!

Wróciłam do Warszawy wykończona psychicznie i fizycznie. W domu czekała na mnie Magda.
– Musisz coś zmienić – powiedziała stanowczo. – Zacznij od siebie.
– Nie umiem…
– To się naucz! Dla Michała!

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok i myślałam o tym, kim byłam przed ślubem. Lubiłam malować, chodzić na spacery po Starym Mieście, czytać poezję… Gdzie podziała się tamta Zuzanna?

Postanowiłam spróbować ją odnaleźć.

Zaczęłam od małych rzeczy: kupiłam sobie nową sukienkę (czerwoną!), poszłam sama do kina (na film o miłości), zapisałam się na zajęcia z jogi w pobliskim domu kultury. Michał patrzył na mnie zdziwiony:
– Mamo, dlaczego jesteś taka uśmiechnięta?
– Bo chcę być szczęśliwa – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Nie było łatwo. Każdy dzień był walką z samotnością i poczuciem winy. Czasem budziłam się w nocy z lękiem: co będzie dalej? Czy dam radę utrzymać mieszkanie? Czy Michał poradzi sobie bez ojca?

Pewnego dnia Andrzej przyszedł odebrać Michała na weekend i zobaczył mnie w nowej fryzurze.
– Wyglądasz inaczej…
– Bo jestem inna – odpowiedziałam spokojnie.
Patrzył na mnie długo, jakby widział mnie pierwszy raz od lat.
– Przepraszam za wszystko…
Nie odpowiedziałam. Już nie potrzebowałam jego przeprosin.

Najtrudniejsze były święta Bożego Narodzenia. Michał chciał być z obojgiem rodziców naraz. Wigilię spędził ze mną i moją rodziną; pierwszy dzień świąt z Andrzejem i jego nową partnerką (która okazała się być koleżanką z jego pracy). Bolało mnie to strasznie – ale udawałam przed synem, że wszystko jest w porządku.

Po Nowym Roku mama zmarła nagle we śnie. To był kolejny cios – tym razem ostateczny. Czułam się zupełnie sama na świecie.
Magda pomogła mi załatwić formalności pogrzebowe; potem wróciła do swojego życia.
Zostałyśmy tylko ja i Michał.

Któregoś wieczoru usiedliśmy razem przy stole i zaczęliśmy rysować nasze marzenia na kartkach papieru.
– Chciałbym mieć psa – powiedział Michał nieśmiało.
Uśmiechnęłam się przez łzy:
– To może czas na nowego członka rodziny?

Adoptowaliśmy ze schroniska kundelka – nazwaliśmy go Fuks.
Od tego dnia powoli zaczęliśmy budować nasze nowe życie: ja, Michał i Fuks.

Czasem jeszcze boli mnie serce na myśl o tym wszystkim, co straciłam: miłość, rodzinę, poczucie bezpieczeństwa… Ale nauczyłam się żyć od nowa – dla siebie i dla syna.

Często zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć komuś zdradę? Czy da się odbudować siebie po takim upadku? A może najważniejsze jest to, żeby nauczyć się kochać siebie – nawet wtedy, gdy cały świat przestaje cię kochać?