Czy będę musiał przez całe życie udowadniać swoją niewinność? Historia Szymona z podwarszawskiej Pragi

Zacznę od końca, bo to właśnie wtedy, w szpitalnej poczekalni, zrozumiałem, że całe moje życie było jednym wielkim procesem udowadniania swojej niewinności. Siedziałem na plastikowym krześle, ściskając w dłoni telefon, na którym wyświetlało się imię mojej matki: „Mama dzwoni”. Nie odebrałem. Nie miałem już siły tłumaczyć się po raz kolejny.

Ale wróćmy do początku. Nazywam się Szymon Kaczmarek. Urodziłem się na Pradze, w starej kamienicy przy ulicy Targowej. Ojciec był kierowcą autobusu, matka pracowała w sklepie mięsnym. Miałem młodszą siostrę, Olę, która od zawsze była oczkiem w głowie rodziców. Ja byłem tym starszym – tym, który miał być odpowiedzialny, tym, który miał dawać przykład. Ale od dziecka czułem się jak intruz we własnym domu.

Pierwszy raz poczułem na sobie ciężar niesłusznych oskarżeń, gdy miałem dziewięć lat. Zginęły pieniądze z portfela ojca. Matka spojrzała na mnie z takim chłodem, jakiego nie zapomnę do końca życia.

– Szymon, powiedz prawdę. To ty?

– Nie! – krzyknąłem z płaczem. – Przysięgam!

Ale nikt mi nie uwierzył. Ojciec zamknął się w pokoju, matka przez tydzień nie odzywała się do mnie słowem. Ola patrzyła na mnie z mieszaniną strachu i pogardy. Dopiero po miesiącu okazało się, że pieniądze przypadkiem zabrała babcia, która pomyliła portfele. Przeprosiny? Nigdy ich nie usłyszałem.

To był początek.

W szkole podstawowej byłem raczej cichy i zamknięty w sobie. Koledzy czasem się ze mnie śmiali – „Szymon-złodziej” – bo plotki rozchodzą się szybko, a dzieci są okrutne. Nauczycielka matematyki, pani Wysocka, próbowała mnie bronić:

– Szymon to dobry chłopak! – mówiła do mojej mamy na wywiadówce.

Ale mama tylko wzruszała ramionami.

– Oby pani miała rację.

W liceum było trochę lepiej. Poznałem Magdę – dziewczynę z sąsiedztwa, która miała w sobie tyle światła, że przez chwilę uwierzyłem, że mogę być kimś innym niż tylko podejrzanym o wszystko synem Kaczmarków.

Zakochaliśmy się w sobie bez pamięci. Magda była moją pierwszą miłością i pierwszą osobą, która naprawdę mi ufała. Ale nawet wtedy cień rodzinnych podejrzeń nie opuszczał mnie ani na chwilę.

Pewnego dnia Magda przyszła do mnie zapłakana.

– Twoja mama była dziś u nas – powiedziała drżącym głosem. – Powiedziała mojej mamie, żeby uważała na mnie… że podobno masz „lepkie ręce”.

Poczułem, jakby ktoś uderzył mnie w twarz.

– Magda… ja nigdy niczego nie ukradłem! Przysięgam!

– Wiem – odpowiedziała cicho i przytuliła mnie mocno. – Ale boli mnie to wszystko.

Wtedy po raz pierwszy pomyślałem o ucieczce. O tym, żeby zostawić wszystko za sobą i zacząć gdzieś od nowa. Ale miałem dopiero siedemnaście lat i żadnych pieniędzy.

Po maturze dostałem się na Politechnikę Warszawską. Wynająłem pokój na Ochocie i przez chwilę poczułem się wolny. Magda została ze mną – przynajmniej do czasu.

W drugim roku studiów zadzwoniła Ola.

– Szymon, wróć do domu. Tata miał zawał.

Wróciłem bez wahania. Ojciec leżał w szpitalu, matka była rozbita jak nigdy wcześniej. Przez kilka tygodni mieszkałem z nimi i pomagałem we wszystkim. Myślałem, że może teraz coś się zmieni – że zobaczą we mnie syna, a nie podejrzanego.

Ale wtedy wydarzyło się coś, co przekreśliło wszystko.

Ola zaczęła spotykać się z chłopakiem z naszej dzielnicy – Patrykiem. Patryk był typem cwaniaka: szybkie samochody, drogie ciuchy, szemrane interesy. Pewnej nocy ktoś włamał się do sklepu mięsnego, w którym pracowała mama. Policja szybko ustaliła, że sprawcą był Patryk i jego koledzy.

Ale zanim prawda wyszła na jaw, cała rodzina patrzyła tylko na mnie.

– Szymon… powiedz prawdę – zaczęła matka znowu tym samym tonem co kiedyś.

– Mamo! Ja nawet nie byłem wtedy w Warszawie! Byłem na uczelni!

– Ola mówiła, że cię widziała wieczorem pod sklepem…

Ola spuściła wzrok i nic nie powiedziała.

Przez kilka dni byłem traktowany jak przestępca we własnym domu. Nawet ojciec patrzył na mnie z podejrzliwością.

Dopiero po tygodniu policja zatrzymała Patryka i jego kolegów na gorącym uczynku podczas kolejnego włamania. Ola płakała i przepraszała:

– Przepraszam… bałam się Patryka… on mi kazał tak powiedzieć…

Nie potrafiłem jej wybaczyć.

Po tym wszystkim wróciłem na studia i zerwałem kontakt z rodziną na kilka miesięcy. Magda próbowała mnie wspierać, ale widziałem, że coraz trudniej jej to przychodzi.

W końcu i ona odeszła.

– Szymon… ja ci wierzę, ale nie mogę żyć w ciągłym napięciu… Twoja rodzina mnie nienawidzi… Ja już nie mam siły…

Zostałem sam.

Po studiach znalazłem pracę jako inżynier w dużej firmie budowlanej. Wynająłem kawalerkę na Ursynowie i próbowałem zacząć od nowa. Ale przeszłość wracała do mnie jak bumerang.

Pewnego dnia zadzwonił telefon.

– Szymon? Tu mama… Ola jest w ciąży… Patryk ją zostawił… Możesz jej pomóc?

Zacisnąłem zęby.

– Mamo… a czemu nie poprosisz Patryka?

– Bo on… on groził Oli… Ona boi się wrócić do domu…

Przyjąłem Olę pod swój dach. Była rozbita psychicznie i fizycznie. Przez kilka miesięcy opiekowałem się nią jak ojciec własnym dzieckiem. Pomogłem jej znaleźć pracę i mieszkanie socjalne. Ale nawet wtedy matka potrafiła zadzwonić i powiedzieć:

– Szymon… czy ty naprawdę niczego od niej nie chcesz? Bo Ola mówiła…

Rzuciłem telefonem o ścianę.

Czy naprawdę przez całe życie będę musiał udowadniać swoją niewinność?

Dziś siedzę w tej szpitalnej poczekalni i zastanawiam się: czy to ja jestem winny temu wszystkiemu? Czy można kiedyś uwolnić się od cienia cudzych podejrzeń? A może każdy z nas nosi w sobie jakieś piętno, którego nigdy nie zmyje?

Czy wy też kiedyś musieliście walczyć o swoje dobre imię przed najbliższymi? Jak sobie z tym poradziliście?