Kiedy prawda boli: Wyznanie polskiej żony po zdradzie męża
— Aniu, musimy porozmawiać — usłyszałam głos Ewy, koleżanki mojego męża, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi mieszkania. Stała w progu, z oczami pełnymi łez i czymś jeszcze — może wstydem? Moje serce zaczęło bić szybciej. Przez chwilę miałam ochotę zamknąć jej drzwi przed nosem, ale coś mnie powstrzymało. Może intuicja, może strach.
— O co chodzi? — zapytałam chłodno, choć czułam, jak drżą mi ręce.
Ewa spojrzała na mnie z rozpaczą. — Przepraszam, Aniu. Musisz wiedzieć… Ja i Marek… To nie powinno się wydarzyć. — Jej głos załamał się.
W tej chwili świat się zatrzymał. Przez głowę przetoczyły mi się obrazy: śluby dzieci, wspólne wakacje nad Bałtykiem, śmiech przy stole wigilijnym. Wszystko to nagle straciło sens. Poczułam się jakby ktoś wyrwał mi serce.
— Wyjdź — powiedziałam cicho, ale stanowczo. — Po prostu wyjdź.
Ewa odeszła, a ja osunęłam się na podłogę w przedpokoju. Siedziałam tam długo, nie wiedząc, czy płaczę, czy tylko nie mogę oddychać. Marek wrócił późnym wieczorem. Unikał mojego wzroku. Przez chwilę miałam nadzieję, że powie: „To nieprawda”, „To pomyłka”. Ale on tylko spuścił głowę.
— Przepraszam — wyszeptał.
— Dlaczego? — zapytałam. — Dlaczego ona miała odwagę mi to powiedzieć, a ty nie?
Nie odpowiedział. Wyszedł do drugiego pokoju i zamknął drzwi. Siedziałam sama w kuchni, słuchając tykania zegara i próbując zrozumieć, gdzie popełniłam błąd.
Przez kolejne dni żyliśmy obok siebie jak obcy ludzie. Nasza córka Ola zauważyła napiętą atmosferę. — Mamo, co się dzieje? — pytała z troską.
Nie potrafiłam jej odpowiedzieć. Jak powiedzieć dziecku, że świat, który budowaliśmy przez lata, właśnie się rozsypuje?
W pracy nie mogłam się skupić. Koleżanki patrzyły na mnie z litością — plotki rozchodziły się szybko. Czułam się upokorzona i samotna. Nawet moja matka, która zawsze była dla mnie wsparciem, powiedziała: — Może powinnaś mu wybaczyć? W końcu tyle lat razem…
Ale jak wybaczyć coś takiego? Jak zaufać komuś, kto przez miesiące żył podwójnym życiem?
Marek próbował naprawić sytuację. Przynosił kwiaty, gotował obiady, proponował wspólne wyjścia do kina. Ale ja nie potrafiłam już patrzeć na niego tak samo. Każde jego słowo wydawało mi się fałszywe.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole. — Aniu, wiem, że cię zraniłem. Nie potrafię sobie tego wybaczyć. Ale proszę cię… spróbujmy jeszcze raz.
Spojrzałam mu w oczy i zobaczyłam w nich strach. Strach przed samotnością? Przed utratą wygodnego życia?
— Marek, czy ty naprawdę mnie jeszcze kochasz? Czy po prostu boisz się być sam?
Milczał długo. W końcu powiedział: — Nie wiem.
To była najgorsza odpowiedź z możliwych.
Zaczęłam chodzić na długie spacery po parku. Tam spotkałam panią Zofię z sąsiedztwa. — Pani Aniu, życie czasem daje nam kopniaka po to, żebyśmy w końcu zaczęli żyć dla siebie — powiedziała pewnego dnia.
Jej słowa długo dźwięczały mi w głowie. Zaczęłam myśleć o sobie — o tym, co lubię robić, czego pragnę. Zapisałam się na kurs malarstwa w domu kultury. Po raz pierwszy od lat poczułam radość z czegoś własnego.
Ola wspierała mnie jak mogła. — Mamo, jesteś silniejsza niż myślisz — mówiła.
Marek próbował wrócić do normalności, ale ja już nie chciałam tej starej normalności. Pewnego dnia spakowałam jego rzeczy i poprosiłam go, żeby się wyprowadził.
— To koniec? — zapytał z niedowierzaniem.
— Tak — odpowiedziałam spokojnie. — Muszę nauczyć się żyć na nowo.
Pierwsze tygodnie były trudne. Samotność bolała bardziej niż zdrada. Ale z czasem nauczyłam się cieszyć ciszą w domu i własnym towarzystwem.
Dziś mam 55 lat i czuję się silniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. Zdrada bolała jak nic innego w moim życiu, ale dała mi też szansę na nowy początek.
Czy można naprawdę wybaczyć zdradę? Czy lepiej walczyć o małżeństwo za wszelką cenę, czy pozwolić sobie odejść i zacząć od nowa? Może każda z nas musi znaleźć własną odpowiedź.