Między młotem a kowadłem: Historia rozdarcia, zdrady i wyboru

Wszystko zaczęło się od krzyku. „Ile jeszcze będziesz mnie okłamywał, Michał?!” – głos mojej żony, Justyny, odbił się echem po naszym trzypokojowym mieszkaniu na warszawskim Bródnie. Stałem w przedpokoju z kluczami w ręku, gotowy wyjść pod pretekstem wieczornego dyżuru w pracy. Ale wiedziałem, że ona już wie. Czułem to w jej spojrzeniu – mieszankę rozpaczy i furii, której nie widziałem u niej nigdy wcześniej.

Nie odpowiedziałem. Po prostu zamknąłem za sobą drzwi i zjechałem windą na parter, gdzie czekała na mnie Ola – kobieta, która przewróciła moje życie do góry nogami. Gdy tylko wsiadłem do jej auta, poczułem ulgę i jednocześnie obrzydzenie do samego siebie. „Znowu się pokłóciliście?” – zapytała cicho, nie patrząc na mnie. Skinąłem głową. „Nie wiem, ile jeszcze wytrzymam…” – wyszeptałem.

Mam 42 lata. Pracuję jako informatyk w jednej z warszawskich korporacji. Z Justyną jesteśmy małżeństwem od piętnastu lat. Mamy dwójkę dzieci: Zosię (13 lat) i Antka (9 lat). Nasze życie było zwyczajne – kredyt na mieszkanie, wakacje nad Bałtykiem, sobotnie zakupy w Lidlu. Wszystko zmieniło się dwa lata temu, kiedy do naszego zespołu dołączyła Ola. Była świeżo po rozwodzie, z siedmioletnią córką Mają. Miała w sobie coś magnetycznego – nie tylko urodę, ale też pewność siebie i dystans do świata, którego mi brakowało.

Początkowo to była zwykła koleżeńska relacja – kawa w kuchni, wspólne narzekanie na szefa, żarty z open space’u. Ale szybko przerodziło się to w coś więcej. Pamiętam ten pierwszy raz, gdy zostaliśmy sami po godzinach. „Wiesz, Michał… czasem mam wrażenie, że duszę się w tym mieście” – powiedziała wtedy Ola, patrząc przez okno na rozświetlone wieżowce. „Ja też” – odpowiedziałem i zanim zdążyłem się zastanowić, pocałowałem ją.

Od tamtej pory żyłem jak na dwóch planetach. W domu byłem mężem i ojcem – pomagałem dzieciom w lekcjach, gotowałem rosół w niedzielę, oglądałem z Justyną seriale na Netfliksie. Ale wystarczyła jedna wiadomość od Oli: „Spotkajmy się dziś?”, bym rzucał wszystko i pędził do niej przez pół miasta. Z nią czułem się młody, pożądany, wolny od rutyny i obowiązków.

Przez rok udawało mi się ukrywać wszystko przed Justyną. Ale ona nie była głupia. Zaczęła zauważać moje spóźnienia, tajemnicze rozmowy przez telefon, coraz częstsze delegacje do Krakowa (gdzie nigdy nie byłem). Zacząłem się gubić we własnych kłamstwach.

Pewnego wieczoru wróciłem do domu później niż zwykle. Justyna siedziała przy stole z moim laptopem otwartym na Facebooku. „Kto to jest Aleksandra Nowicka?” – zapytała zimno. Zamarłem. „To koleżanka z pracy…” – zacząłem nieudolnie tłumaczyć, ale ona już wiedziała. „Widziałam wasze wiadomości. Wszystko wiem.” Przez chwilę miałem ochotę uciec z domu i nigdy nie wrócić.

Następne tygodnie były piekłem. Justyna płakała nocami, dzieci patrzyły na mnie jak na obcego człowieka. „Tata już nas nie kocha?” – zapytała pewnego dnia Zosia. Nie umiałem jej odpowiedzieć.

Ola też zaczęła naciskać. „Ile jeszcze będziesz żył na dwa fronty? Albo zostajesz ze mną i Mają, albo kończymy to raz na zawsze.” Była stanowcza – nie chciała być tą drugą do końca życia.

W pracy plotki rozchodziły się błyskawicznie. Ktoś widział mnie z Olą na mieście, ktoś inny podsłuchał naszą rozmowę w kuchni. Szef wezwał mnie na rozmowę: „Michał, ogarnij swoje sprawy prywatne, bo zaczyna to wpływać na zespół.” Czułem się jak szczur zapędzony w kozi róg.

W domu Justyna zaczęła konsultować się z prawnikiem. „Jeśli chcesz rozwodu – powiedz to wprost!” – krzyczała podczas jednej z wielu awantur. „Nie chcę rozwodu… chcę tylko trochę spokoju!” – wybuchnąłem któregoś dnia i wtedy pierwszy raz zobaczyłem w jej oczach pogardę.

Moja matka dowiedziała się o wszystkim od siostry Justyny. Zadzwoniła do mnie roztrzęsiona: „Michałku, co ty wyprawiasz? Myślisz tylko o sobie! A dzieci? A rodzina?” Ojciec milczał przez kilka tygodni, aż w końcu przyszedł do mnie do pracy i powiedział: „Synu, facet odpowiada za swoje błędy. Nie uciekaj jak tchórz.” Te słowa bolały bardziej niż wszystkie kłótnie z Justyną.

Ola coraz częściej płakała przez telefon: „Nie mogę już dłużej być sama… Maja pyta o ciebie codziennie!” Widziałem jej zmęczenie i rozczarowanie – obiecywałem jej nowy początek, a dawałem tylko ukradzione godziny i niepewność.

W pewnym momencie zacząłem mieć problemy zdrowotne – bezsenność, ataki paniki, bóle brzucha. Lekarz rodzinny zapisał mi leki uspokajające i zalecił terapię: „Panie Michale, musi pan podjąć decyzję. Tak dalej się nie da.” Ale jak wybrać między dwiema rodzinami?

Justyna przestała ze mną rozmawiać o czymkolwiek poza dziećmi i rachunkami. W domu panowała lodowata atmosfera – nawet pies przestał merdać ogonem na mój widok. Zosia zamknęła się w sobie i zaczęła mieć problemy w szkole; Antek przestał przychodzić do mnie na dobranoc.

W tym samym czasie Ola zaczęła szukać mieszkania poza Warszawą – chciała zacząć wszystko od nowa bez mojego udziału. „Nie będę czekać wiecznie” – napisała mi pewnego dnia SMS-a.

Któregoś wieczoru usiadłem sam w samochodzie pod blokiem i płakałem jak dziecko. Czułem się rozdarty na pół – każda decyzja oznaczała czyjeś złamane serce: mojej żony, moich dzieci albo Oli i Mai.

Pewnej nocy Justyna przyszła do mnie do sypialni i powiedziała: „Musisz wybrać. Albo my, albo ona.” Patrzyła mi prosto w oczy – nie było już w niej ani grama czułości czy nadziei.

Następnego dnia poszedłem do Oli i powiedziałem jej prawdę: „Nie potrafię zostawić dzieci… Ale nie potrafię też żyć bez ciebie.” Płakała długo; potem powiedziała tylko: „Musisz być uczciwy wobec siebie i wobec nas wszystkich.” Wróciłem do domu pusty jak wydmuszka.

Od tamtej pory minęły trzy miesiące. Mieszkam sam w wynajętej kawalerce na Targówku; dzieci widuję co drugi weekend, Ola wyjechała do Gdańska z Mają i nie odpisuje już na moje wiadomości. Justyna powoli układa sobie życie bez mojego udziału.

Czasem patrzę na swoje odbicie w lustrze i pytam: czy można kochać dwie osoby naraz? Czy zdrada zawsze musi oznaczać koniec wszystkiego? A może najgorsza jest właśnie ta niemoc wyboru?

Co wy byście zrobili na moim miejscu?