Moja mama odmówiła mi pomocy, gdy najbardziej jej potrzebowałam. Historia samotnej matki z Warszawy

– Mamo, błagam cię, nie zostawiaj mnie teraz samej! – mój głos drżał, a łzy spływały mi po policzkach. Stałam w kuchni, ściskając telefon tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. Po drugiej stronie słyszałam tylko ciężki oddech mojej mamy.

– Aniu, już ci mówiłam. Ja nie dam rady. Mam swoje życie, swoje sprawy. Nie mogę się teraz tobą zajmować – powiedziała zimno, jakby rozmawiała z obcą osobą.

To był ten moment, kiedy poczułam, że naprawdę zostałam sama. Mój mąż, Tomek, zginął dwa tygodnie wcześniej w wypadku samochodowym. Z dnia na dzień świat się zatrzymał. Zostałam z trójką dzieci: siedmioletnią Zosią, pięcioletnim Michałem i dwuletnią Marysią. Każdego dnia budziłam się z nadzieją, że to tylko koszmar, ale rzeczywistość była nieubłagana.

Mama zawsze była chłodna i zdystansowana. Po śmierci taty zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Ale nigdy nie sądziłam, że odmówi mi pomocy w takiej chwili. Potrzebowałam jej – nie tylko jako babci dla moich dzieci, ale jako matki dla mnie.

Przez pierwsze dni po pogrzebie żyliśmy jak w zawieszeniu. Dzieci płakały nocami, a ja próbowałam ukryć własny ból. Musiałam wrócić do pracy w urzędzie miasta, bo oszczędności topniały w oczach. Przedszkole dla Marysi kosztowało fortunę, a starsze dzieci potrzebowały opieki po lekcjach.

– Mamo, proszę… Chociaż kilka godzin dziennie? – próbowałam jeszcze raz tydzień później.

– Aniu, nie rozumiesz? Ja już swoje wychowałam. Nie mam siły na małe dzieci – odpowiedziała bez cienia współczucia.

Zaczęłam szukać pomocy gdzie indziej. Sąsiadka, pani Halina, czasem zajmowała się Marysią, ale sama była schorowana. Koleżanki z pracy miały własne rodziny i obowiązki. Czułam się jak intruz prosząc o wsparcie.

Wieczorami siadałam przy kuchennym stole i patrzyłam na zdjęcie Tomka. – Dlaczego mnie zostawiłeś? – szeptałam przez łzy. – Jak mam to wszystko udźwignąć sama?

Dzieci coraz częściej pytały o tatę. Zosia zamknęła się w sobie, Michał zaczął moczyć się w nocy. Marysia nie rozumiała, dlaczego tata już nie wraca z pracy.

Pewnego dnia odebrałam telefon z przedszkola:

– Pani Anno, Marysia ma gorączkę i płacze za mamą. Może pani ją odebrać?

W pracy szefowa spojrzała na mnie z irytacją:

– Pani Aniu, to już trzeci raz w tym miesiącu… Musi pani coś z tym zrobić.

Ale co miałam zrobić? Nie miałam nikogo. Czułam się jak w potrzasku – rozdarta między pracą a dziećmi, między obowiązkiem a bezsilnością.

W weekendy próbowałam stworzyć dzieciom namiastkę normalności: piekliśmy ciasta, chodziliśmy do parku na plac zabaw. Ale nawet wtedy czułam ciężar samotności.

Któregoś wieczoru zadzwoniła moja siostra Magda z Gdańska:

– Anka, mama mówiła mi o wszystkim… Może przyjedziesz do nas na kilka dni?

– Nie mogę rzucić pracy… A poza tym… czuję się tu uwięziona – odpowiedziałam cicho.

Magda milczała przez chwilę.

– Wiesz… Mama zawsze była taka. Ale ty jesteś silniejsza niż myślisz.

Nie czułam się silna. Czułam się zmęczona i opuszczona.

Najgorsze były wieczory. Dzieci spały, a ja siedziałam w ciemności i myślałam o tym, jak bardzo zawiodła mnie własna matka. Próbowałam zrozumieć jej motywy – może bała się odpowiedzialności? Może nigdy nie potrafiła kochać inaczej?

Pewnego dnia spotkałam ją przypadkiem na bazarze. Stała przy stoisku z warzywami. Zobaczyła mnie i odwróciła wzrok.

– Mamo… – zaczęłam niepewnie.

– Aniu, nie tutaj – przerwała mi szybko i ruszyła w stronę tramwaju.

Stałam tam chwilę oszołomiona. Poczułam gniew i żal jednocześnie. Czy naprawdę jestem dla niej ciężarem?

Wieczorem napisałam do niej wiadomość: „Mamo, jeśli kiedykolwiek będziesz mnie potrzebować, będę przy tobie. Ale dziś muszę nauczyć się żyć bez ciebie.”

Nie odpisała.

Minęły miesiące. Powoli nauczyłam się prosić o pomoc innych ludzi – sąsiadów, znajomych ze szkoły dzieci. Zaczęłam chodzić na terapię dla osób w żałobie. Dzieci powoli wracały do równowagi.

Czasem jeszcze budzę się w nocy z poczuciem pustki i strachu przed przyszłością. Ale wiem jedno: przetrwałam najgorsze.

Czy można wybaczyć matce taką obojętność? Czy samotność może nauczyć nas siły? Może ktoś z was przeżył coś podobnego? Podzielcie się swoimi historiami…