Nasz Syn Wynajął Nasz Dom Bez Naszej Wiedzy: Teraz Walczymy o Przetrwanie w Leśnej Chatce

– Jak mogłeś to zrobić, Michał? – mój głos drżał, a dłonie ściskały się w pięści. Stałam naprzeciwko syna, patrząc mu prosto w oczy. W jego spojrzeniu nie było skruchy, tylko chłodna obojętność.

– Mamo, przecież i tak nie potrzebujecie tak dużego domu. Poza tym, pieniądze się przydadzą – odpowiedział, wzruszając ramionami.

Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Jeszcze kilka tygodni temu żyliśmy spokojnie w naszym domu na obrzeżach Lublina. Dom był stary, ale pełen wspomnień – ślady dziecięcych rączek na ścianach, skrzypiące schody, zapach świeżo pieczonego chleba. Teraz wszystko to miało należeć do obcych ludzi.

Michał zawsze był naszym oczkiem w głowie. Urodziłam go zaraz po studiach, mając zaledwie dwadzieścia cztery lata. Zrezygnowałam z urlopu macierzyńskiego, bo nie było nas stać na luksus odpoczynku. Pracowałam w szkole jako nauczycielka polskiego, a mój mąż, Tomek, uczył matematyki w tej samej podstawówce. Nasze życie nie było łatwe – kredyty, wieczne oszczędzanie, marzenia odkładane na później. Ale byliśmy razem i to dawało nam siłę.

Michał dorastał wśród książek i rozmów o wartościach. Chciałam go nauczyć uczciwości i szacunku do ludzi. Może za bardzo go chroniłam? Może za bardzo chciałam mu ułatwić życie? Teraz patrzyłam na niego i widziałam obcego człowieka.

– Wynająłem dom na rok. Umowa już podpisana – powiedział spokojnie Michał, jakby mówił o czymś zupełnie zwyczajnym.

– A my? Gdzie mamy się podziać? – zapytał Tomek, próbując zachować spokój.

– Możecie zamieszkać w tej starej chatce po dziadku. Przecież stoi pusta od lat – odparł syn bez cienia emocji.

W tamtej chwili poczułam się zdradzona. Nie przez los, nie przez świat – przez własne dziecko. Przez kogoś, komu oddałam całe swoje serce.

Pakowaliśmy się w milczeniu. Każda rzecz wrzucana do kartonu bolała jak cios nożem. Zostawialiśmy za sobą nie tylko dom, ale całe nasze dotychczasowe życie. Chatka po dziadku stała na skraju lasu, kilka kilometrów od miasta. Była zimna, wilgotna i pełna wspomnień z dzieciństwa Tomka.

Pierwsze noce były najgorsze. Słyszeliśmy każdy szelest myszy pod podłogą, każdy podmuch wiatru za oknem. Spałam w ubraniu, bo piec ledwo dawał radę ogrzać dwa pokoje. Tomek próbował naprawić dach, ale przeciekał coraz bardziej.

– Przepraszam cię za to wszystko – powiedział pewnej nocy Tomek, gdy leżeliśmy obok siebie na starym tapczanie.

– To nie twoja wina – odpowiedziałam cicho. – Może po prostu źle go wychowaliśmy?

– Nie mów tak…

Ale ja wiedziałam swoje. Każdego dnia zadawałam sobie pytanie: gdzie popełniłam błąd? Czy powinnam była być bardziej stanowcza? Czy powinnam była pozwolić mu ponosić konsekwencje własnych decyzji?

Michał przestał się odzywać. Raz przysłał SMS-a: „Mam nadzieję, że się urządziliście”. Nic więcej.

W chatce czas płynął inaczej. Rano parzyłam herbatę na starej kuchni węglowej i patrzyłam przez okno na las spowity mgłą. Tomek chodził do miasta dorabiać przy remontach – szkoła nie przedłużyła mu umowy z powodu cięć budżetowych. Ja próbowałam pisać korepetycje online, ale internet był słaby i często przerywało połączenie.

Pewnego dnia przyszła do nas sąsiadka, pani Zofia.

– Słyszałam, że Michał wynajął wasz dom…

Poczułam rumieniec wstydu na policzkach.

– Tak…

– Dzieci potrafią być okrutne – westchnęła pani Zofia. – Mój syn też kiedyś mnie zawiódł… Ale potem wrócił.

Jej słowa nie przyniosły mi ulgi. Każdego dnia czułam coraz większą gorycz. Zaczęliśmy się z Tomkiem kłócić o drobiazgi: o to, kto zapomniał zamknąć drzwi do drewutni, kto nie wylał wody z wiadra.

– To wszystko przez niego! – krzyczałam pewnego wieczoru. – Przez Michała straciliśmy wszystko!

Tomek milczał długo.

– Może powinniśmy spróbować z nim porozmawiać…

Ale ja nie chciałam już rozmawiać. Czułam się upokorzona i zdradzona.

Zimą było jeszcze gorzej. Mróz wciskał się przez szpary w oknach, a drewno kończyło się szybciej niż zwykle. Pewnej nocy Tomek wrócił z miasta z rozciętą dłonią – skaleczył się przy pracy.

– Musimy coś zrobić – powiedziałam stanowczo następnego dnia. – Nie możemy tak żyć.

Zadzwoniłam do Michała. Odebrał dopiero po trzecim razie.

– Czego chcesz? – zapytał chłodno.

– Chcę wiedzieć dlaczego… Dlaczego nam to zrobiłeś?

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Potrzebowałem pieniędzy… Mam długi…

Zatkało mnie.

– Dlaczego nie powiedziałeś?

– Bo wiedziałem, że nie zrozumiecie…

Rozłączył się.

Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko. Tomek objął mnie ramieniem.

– Musimy mu pomóc – powiedział cicho.

Ale jak pomóc komuś, kto cię zdradził?

Wiosną chatka zaczęła tętnić życiem. Wróciły ptaki, zakwitły pierwsze kwiaty pod oknem. Zaczęliśmy powoli przyzwyczajać się do nowej rzeczywistości. Tomek znalazł stałą pracę w pobliskim sklepie budowlanym, ja zaczęłam prowadzić zajęcia online dla dzieci z okolicy.

Czasem myślę o naszym domu – czy nowi lokatorzy dbają o ogród? Czy ktoś podlewa moje róże? Czy Michał kiedyś zrozumie, ile nas to kosztowało?

Pewnego dnia dostałam list od syna:
„Mamo, Tato,
Przepraszam za wszystko. Nie umiałem sobie poradzić z problemami i uciekłem przed odpowiedzialnością. Jeśli kiedyś mi wybaczycie… Proszę, dajcie znać.”

Czy można wybaczyć taką zdradę? Czy rodzina jest silniejsza niż ból i rozczarowanie? Czasem patrzę na stare zdjęcia i pytam siebie: czy naprawdę można zacząć wszystko od nowa?