Nie powiedziałam nikomu – historia, która mogła wydarzyć się obok ciebie

Nie powiedziałam nikomu. Nawet kiedy ojciec walił pięścią w drzwi mojego pokoju, krzycząc: „Natalia! Otwieraj natychmiast!”, nawet wtedy nie zdobyłam się na słowo. Siedziałam skulona na podłodze, z telefonem w dłoni, patrząc na wyświetlacz, na którym od kilku minut migało imię „Bartek”. Nie odebrałam. Nie mogłam. W głowie miałam tylko jedno: co ja teraz zrobię?

Mama płakała w kuchni. Słyszałam jej cichy szloch, gdy próbowała udawać przed babcią, że wszystko jest w porządku. Babcia, jak zawsze, komentowała: „Dzisiejsza młodzież to tylko w telefonach siedzi, a potem płaczą”. Gdyby wiedziała… Gdyby wiedziała, co się stało naprawdę.

Wszystko zaczęło się niewinnie. Bartek był moim pierwszym chłopakiem. Poznaliśmy się na studniówce – on z technikum mechanicznego, ja z liceum ogólnokształcącego. Przystojny, pewny siebie, z tym swoim uśmiechem łobuza. Mama od początku go nie lubiła. „On cię tylko wykorzysta” – powtarzała. Ale ja byłam zakochana po uszy. Wierzyłam mu bardziej niż komukolwiek.

Pewnego wieczoru wróciłam do domu później niż zwykle. Ojciec już spał, mama czekała w kuchni z herbatą. „Gdzie byłaś?” – zapytała chłodno. „U Bartka” – odpowiedziałam, nie patrząc jej w oczy. „Znowu? Natalia, ty się opamiętaj. On nie jest dla ciebie”.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że za kilka tygodni moje życie wywróci się do góry nogami.

Pierwsze mdłości zrzuciłam na stres przed maturą. Potem spóźniający się okres. W końcu kupiłam test ciążowy w aptece na rogu – tej, gdzie pracuje pani Jola, sąsiadka mojej mamy. Bałam się, że mnie rozpozna, więc założyłam kaptur i mówiłam szeptem. W domu zamknęłam się w łazience i patrzyłam na dwie kreski jak na wyrok.

Chciałam zadzwonić do Bartka. Napisałam mu SMS-a: „Musimy pogadać”. Odpisał dopiero po kilku godzinach: „Jestem u kumpla, co się stało?”. Nie odpisałam już nic.

Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Mama zauważyła, że coś jest nie tak. „Jesteś chora? Wyglądasz jak śmierć” – rzuciła któregoś ranka. Chciałam jej powiedzieć, ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

W końcu zebrałam się na odwagę i poszłam do Bartka pod blok. Stał z kolegami, śmiali się głośno. Zawołałam go na bok.
– Bartek… ja… jestem w ciąży.
Zbladł. Przez chwilę patrzył na mnie jak na obcą osobę.
– Żartujesz chyba?
– Nie żartuję.
– To nie mój problem – rzucił i odwrócił się na pięcie.

Stałam tam jeszcze długo po tym, jak odszedł. Czułam się jak śmieć.

W domu zamknęłam się w pokoju i nie wychodziłam przez dwa dni. Mama próbowała mnie wyciągnąć na obiad, ojciec groził, że wywali drzwi z zawiasów. W końcu przyszła moja młodsza siostra, Zuzka.
– Natalia… co się dzieje? Boję się o ciebie.
Popatrzyłam na nią i pierwszy raz od tygodni poczułam łzy pod powiekami.
– Nic się nie dzieje – skłamałam.

Czas płynął powoli. Brzuch rósł, a ja coraz bardziej zapadałam się w sobie. W szkole zaczęły krążyć plotki – ktoś widział mnie w aptece, ktoś inny zauważył, że przytyłam. Koleżanki zaczęły mnie unikać. Nawet nauczycielka polskiego spojrzała na mnie kiedyś z litością.

Pewnego dnia mama znalazła test ciążowy w koszu na śmieci. Przyszła do mojego pokoju z twarzą białą jak kreda.
– Natalia… czy to twoje?
Nie odpowiedziałam.
– Natalia! Odpowiedz mi!
Milczałam.
– Boże…
Wybiegła z pokoju i zamknęła się w łazience.

Wieczorem ojciec wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Mama powiedziała mu wszystko. Słyszałam ich kłótnię przez cienką ścianę:
– To twoja wina! Zawsze byłaś dla niej za miękka!
– A ty co? Nigdy jej nie słuchałeś!
– I co teraz? Wstyd na całą rodzinę!

Następnego dnia ojciec nie odezwał się do mnie ani słowem. Mama chodziła po domu jak cień. Babcia przestała przychodzić na obiady.

Zuzka próbowała mnie pocieszać:
– Może pojedziesz do cioci Iwony do Krakowa? Tam nikt cię nie zna…
Ale ja nie chciałam uciekać.

W końcu mama zabrała mnie do lekarza. Siedziałam w poczekalni między kobietami dwa razy starszymi ode mnie i czułam się jak intruz. Lekarz był miły, ale patrzył na mnie z politowaniem.
– Masz wsparcie rodziny?
Nie odpowiedziałam.

Wróciłyśmy do domu w milczeniu. Wieczorem mama przyszła do mojego pokoju i usiadła na łóżku.
– Natalia… ja też byłam młoda i głupia. Ale musisz mi powiedzieć prawdę: chcesz to dziecko?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Nie wiem…
– Boję się o ciebie – powiedziała cicho i wyszła.

Ojciec przestał ze mną rozmawiać zupełnie. Zaczął pić więcej niż zwykle. Pewnego wieczoru wrócił pijany i zaczął krzyczeć:
– Przez ciebie całe życie mi się zawaliło! Ty niewdzięczna gówniaro!
Mama próbowała go uspokoić, ale dostała od niego w twarz pierwszy raz w życiu.
Zuzka płakała zamknięta w łazience.

Następnego dnia spakowałam torbę i wyszłam z domu o świcie. Pojechałam do Krakowa do cioci Iwony, tak jak radziła Zuzka. Ciocia przyjęła mnie bez pytań.
– Chcesz pogadać?
Pokręciłam głową.
– Dobrze… ale pamiętaj, że możesz mi powiedzieć wszystko.

Przez pierwsze tygodnie spałam całe dnie i noce. Ciocia gotowała mi obiady, próbowała wyciągnąć na spacer nad Wisłę, ale ja nie miałam siły nawet otworzyć okna.
W końcu zadzwoniła mama:
– Natalia… wróć do domu…
Ale ja nie mogłam wrócić tam, gdzie nikt mnie nie chciał.

Ciąża była coraz bardziej widoczna. Ciocia zabrała mnie do psychologa.
– Musisz zacząć mówić o tym, co czujesz – powiedziała pani psycholog.
Ale ja milczałam przez całą wizytę.

W końcu urodziłam syna – Michała – sama w szpitalu wojewódzkim w Krakowie. Bartek nigdy nawet nie zapytał o dziecko. Mama przyjechała dopiero po tygodniu:
– Przepraszam cię…
Ale było już za późno.

Dziś Michał ma pięć lat i jest całym moim światem. Ojciec nigdy go nie zobaczył – umarł na zawał dwa lata temu. Mama próbuje naprawić nasze relacje, ale między nami zawsze będzie ta cisza sprzed lat.

Nie powiedziałam nikomu o tym wszystkim przez lata – o strachu, samotności i bólu wyboru między rodziną a własnym życiem. Może gdybym wtedy zdobyła się na szczerość… Może gdybym komuś zaufała…

Czy milczenie naprawdę chroni nas przed cierpieniem? A może tylko sprawia, że jesteśmy jeszcze bardziej samotni? Co wy byście zrobili na moim miejscu?