Niespodziewane odkrycie: Czy dzieci naprawdę troszczą się o mnie?

Siedziałam przy oknie, patrząc na szare niebo, które zdawało się być odbiciem mojego nastroju. Telefon zadzwonił po raz kolejny tego dnia. To była Ania, moja najstarsza córka. „Mamo, jak się czujesz? Wszystko w porządku?” – zapytała z nutą troski w głosie, która wydawała mi się nieco wymuszona. „Dziękuję, kochanie, wszystko dobrze” – odpowiedziałam, choć w moim sercu czułam coś zupełnie innego.

Od jakiegoś czasu dzieci dzwoniły do mnie codziennie. Na początku myślałam, że to miłe, że się mną interesują. Ale z czasem zaczęłam dostrzegać pewien schemat. Każda rozmowa kończyła się pytaniem o moje zdrowie i subtelnym przypomnieniem o moim testamencie. Czyżby naprawdę chodziło im tylko o spadek?

Pamiętam, jak mój mąż zostawił mnie z trójką małych dzieci. Było to jedno z najtrudniejszych doświadczeń w moim życiu. Musiałam pracować na dwa etaty, by zapewnić im godne życie. Byłam dla nich matką i ojcem jednocześnie. Często zastanawiałam się, czy kiedykolwiek docenią moje poświęcenie.

„Mamo, może powinnaś pomyśleć o przeprowadzce do domu opieki?” – zaproponował mój syn, Marek, podczas jednej z naszych rozmów. „Tam będziesz miała stałą opiekę i towarzystwo.” Wiedziałam, że Marek zawsze był praktyczny i myślał o przyszłości, ale ta propozycja była dla mnie ciosem prosto w serce.

„Nie jestem jeszcze gotowa na takie zmiany” – odpowiedziałam stanowczo. „Mam swoje mieszkanie, swoje wspomnienia tutaj.”

Zaczęłam przypominać sobie chwile z przeszłości, kiedy to ja byłam dla nich całym światem. Jak Ania płakała w nocy po pierwszym dniu w przedszkolu i jak Marek złamał rękę na placu zabaw. Byłam przy nich zawsze, bez względu na wszystko.

„Mamo, wiesz, że chcemy dla ciebie jak najlepiej” – mówiła Kasia, moja najmłodsza córka, podczas kolejnej rozmowy telefonicznej. „Ale musisz pomyśleć o przyszłości.”

Czy naprawdę chodziło im o moją przyszłość? A może raczej o to, co po sobie zostawię? Te myśli nie dawały mi spokoju.

Postanowiłam porozmawiać z moją przyjaciółką Zofią, która zawsze miała dla mnie dobre rady. Spotkałyśmy się w naszej ulubionej kawiarni na rogu ulicy. „Agato, musisz być szczera z dziećmi” – powiedziała Zofia, mieszając swoją kawę. „Powiedz im, co czujesz i jakie masz obawy.”

Zdecydowałam się na ten krok. Zaprosiłam dzieci na obiad do siebie. Chciałam spojrzeć im w oczy i dowiedzieć się prawdy.

„Dziękuję wam za to, że przyszliście” – zaczęłam niepewnie. „Chciałabym porozmawiać o czymś ważnym.”

Ania spojrzała na mnie z zaciekawieniem, Marek unikał mojego wzroku, a Kasia bawiła się serwetką.

„Ostatnio często pytacie o moje zdrowie i przyszłość” – kontynuowałam. „Czy naprawdę chodzi wam o mnie? Czy może o coś innego?”

Zapadła cisza. W końcu Ania odezwała się pierwsza: „Mamo, martwimy się o ciebie. Chcemy tylko wiedzieć, że jesteś bezpieczna.”

„Ale dlaczego teraz?” – zapytałam z bólem w głosie.

„Bo zdajemy sobie sprawę, że nie będziemy wiecznie młodzi” – odpowiedział Marek. „Chcemy mieć pewność, że masz wszystko, czego potrzebujesz.”

Ich słowa były dla mnie jak balsam na duszę. Może rzeczywiście chodziło im o moje dobro? A może po prostu dobrze ukrywali swoje prawdziwe intencje?

Po tej rozmowie poczułam ulgę, ale i pewną niepewność. Czy mogę im zaufać? Czy naprawdę troszczą się o mnie? A może to tylko gra pozorów?

Zastanawiam się teraz nad tym każdego dnia. Czy miłość do rodziny powinna być bezwarunkowa? Czy powinnam wierzyć w ich słowa? A może powinnam przygotować się na najgorsze?