Po śmierci ojca wyrzuciłam jego partnerkę z domu: rodzina mnie nienawidzi, ale nie żałuję

– Nie masz prawa! – krzyknęła ciotka Basia, trzaskając filiżanką o stół. – To był dom twojego ojca i jego wybór!

Siedziałam na końcu stołu, zaciśnięte pięści wbijały mi się w uda. W powietrzu wisiała cisza, którą przerywały tylko szlochy mojej młodszej siostry, Magdy. Wszyscy patrzyli na mnie jak na potwora. Ale ja nie mogłam inaczej.

Ojciec zmarł nagle, dwa tygodnie temu. Zawał. Miał 62 lata. Pamiętam ten telefon od partnerki ojca – Anny – o piątej rano. Jej głos był roztrzęsiony, a ja przez chwilę nie mogłam zrozumieć, co mówi. „Twój tata… już go nie ma…”. Potem wszystko potoczyło się jak w zwolnionym tempie: pogrzeb, stypa, rozmowy o spadku. I ta cisza w domu, która bolała bardziej niż jakiekolwiek słowa.

Anna mieszkała z ojcem od piętnastu lat. Nigdy jej nie zaakceptowałam. Moja mama odeszła od nas, gdy miałam dwanaście lat. Ojciec długo był sam, aż pojawiła się Anna – cicha, zawsze uśmiechnięta, z tym swoim przesadnym spokojem. Próbowała się do nas zbliżyć, ale ja i Magda trzymałyśmy ją na dystans. Dla mnie była zawsze „tą obcą”.

Po pogrzebie Anna została w naszym domu. Przechadzała się po kuchni w szlafroku ojca, parzyła sobie kawę w jego ulubionym kubku. Każdy jej gest drażnił mnie do granic możliwości. Czułam się jak intruz we własnym domu.

Pewnego wieczoru weszłam do salonu i zobaczyłam ją siedzącą na fotelu ojca, z jego książką w ręku. Nie wytrzymałam.

– Anna, musisz się wyprowadzić – powiedziałam zimno.

Spojrzała na mnie z niedowierzaniem.

– To był dom twojego ojca… i mój przez piętnaście lat. Gdzie mam pójść?

– To nie jest twój dom. Nigdy nie był – odpowiedziałam twardo.

Magda próbowała mnie powstrzymać:

– Ola, proszę cię… Tata by tego nie chciał.

Ale ja już podjęłam decyzję. Przez lata czułam się odsunięta na boczny tor, jakby ojciec wybrał Annę zamiast nas. Teraz chciałam odzyskać to, co moje.

Anna spakowała się w milczeniu. Ostatniej nocy słyszałam jej cichy płacz za ścianą. Rano zostawiła klucze na stole i wyszła bez słowa.

Od tamtej pory rodzina mnie unika. Ciotka Basia przestała odbierać telefony, kuzynka Kasia napisała mi w SMS-ie, że jestem bez serca. Magda zamknęła się w sobie i wyjechała do Krakowa pod pretekstem studiów.

Zostałam sama w wielkim domu pełnym wspomnień i pustych pokoi. Każdy zakamarek przypominał mi o ojcu – jego zapach w szafie, niedokończona krzyżówka na stole, zdjęcia z dzieciństwa na komodzie. Czułam ulgę, że Anna już tu nie mieszka… ale też coś dziwnego ściskało mnie w środku.

Pewnego dnia znalazłam list od ojca schowany w szufladzie biurka:

„Olu,
Wiem, że trudno ci zaakceptować Annę. Ale ona była dla mnie wsparciem przez te wszystkie lata. Proszę cię tylko o jedno: nie bądź dla niej okrutna po mojej śmierci. Każdy z nas nosi swoje rany – ty też. Wiem, że cię zawiodłem jako ojciec nieraz. Ale kocham cię najbardziej na świecie.
Tata”

Czytałam ten list dziesiątki razy, za każdym razem płacząc coraz bardziej. Czy byłam okrutna? Czy miałam prawo wyrzucić Annę? Przecież to ona trzymała ojca za rękę w ostatnich chwilach życia… A ja nawet nie zdążyłam się z nim pożegnać.

Wkrótce zaczęły się sprawy spadkowe. Okazało się, że ojciec zapisał dom mnie i Magdzie, ale Annę uwzględnił w testamencie – miała dostać pewną sumę pieniędzy i prawo do mieszkania przez rok. Ja jednak postanowiłam walczyć o wszystko dla siebie i siostry.

– To niesprawiedliwe! – krzyczałam do adwokata. – Ona nie jest rodziną!

Adwokat tylko wzruszył ramionami:

– Takie było życzenie pana Jerzego.

Nie mogłam tego znieść. Czułam się zdradzona przez własnego ojca nawet po jego śmierci.

W międzyczasie Anna zamieszkała u swojej siostry na drugim końcu miasta. Spotkałyśmy się przypadkiem w sklepie spożywczym. Wyglądała na zmęczoną i starszą niż pamiętałam.

– Olu… – zaczęła niepewnie.

– Nie chcę rozmawiać – przerwałam jej i wyszłam bez słowa.

Wieczorami siedziałam sama w kuchni i słuchałam ciszy. Czasem wydawało mi się, że słyszę głos ojca albo śmiech Anny zza ściany. Zaczęły mnie dręczyć koszmary: śniło mi się, że wracam do domu i widzę Annę siedzącą przy stole z moim ojcem, a oni patrzą na mnie z wyrzutem.

Z czasem dom stał się dla mnie więzieniem. Magda nie chciała ze mną rozmawiać:

– Nie rozumiesz niczego! – napisała mi w wiadomości. – Tata kochał Annę jak rodzinę!

Czułam się coraz bardziej samotna i zagubiona. Zaczęłam chodzić na długie spacery po parku, żeby uciec od wspomnień i własnych myśli.

Pewnego dnia spotkałam sąsiadkę panią Zofię.

– Olu, widzę cię codziennie samą… Może powinnaś porozmawiać z Anną? – zaproponowała delikatnie.

– Po co? Wszystko już zostało powiedziane – odpowiedziałam szorstko.

Ale jej słowa nie dawały mi spokoju.

W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do Anny. Umówiłyśmy się w małej kawiarni niedaleko rynku.

Siedziałyśmy naprzeciwko siebie przez długą chwilę w milczeniu.

– Przepraszam – powiedziałam cicho. – Może nie powinnam była tak postąpić…

Anna spojrzała na mnie ze łzami w oczach:

– Rozumiem twój ból, Olu. Ale twój tata chciałby, żebyśmy były dla siebie wsparciem, nie wrogami.

Nie umiałam odpowiedzieć. Wyszłam z kawiarni z poczuciem ulgi i jeszcze większego smutku jednocześnie.

Dziś mija rok od śmierci ojca. Dom nadal jest pusty, a relacje z rodziną pozostają napięte. Magda wróciła tylko raz – na rocznicę pogrzebu – i ledwo zamieniłyśmy kilka słów.

Często zastanawiam się nad tym wszystkim: czy miałam prawo postąpić tak wobec Anny? Czy można oceniać serce tego, kto zostaje sam po tragedii?

Może czasem nasze decyzje są próbą ochrony siebie przed bólem… Ale czy to usprawiedliwia krzywdzenie innych?

Czy Wy bylibyście w stanie wybaczyć komuś taką decyzję? A może sami kiedyś musieliście wybierać między lojalnością wobec rodziny a własnym poczuciem sprawiedliwości?