Powrót do pustego domu: List zamiast rodziny

Drzwi trzasnęły za mną z głuchym echem, kiedy weszłam do mieszkania, które kiedyś było moim domem. Klucz w dłoni drżał, jakby nie chciał pasować do zamka – jakby sam dom próbował mnie od siebie odepchnąć. Pachniało kurzem i starymi książkami, a cisza była tak gęsta, że aż bolały mnie uszy. Wróciłam po siedmiu latach. Siedmiu latach milczenia, kłótni przez telefon i nieodebranych wiadomości. Wróciłam, bo tata zmarł nagle na zawał, a mama… Mama nawet nie zadzwoniła. Dowiedziałam się od sąsiadki.

Przeszłam przez przedpokój, zostawiając walizkę na podłodze. W salonie stała stara kanapa, na której kiedyś z bratem oglądaliśmy „Czarne chmury”. Teraz leżała na niej tylko koperta – biała, z moim imieniem: „Karolina”.

Serce waliło mi jak oszalałe. Usiadłam ciężko i otworzyłam list.

„Karolino,
Nie wiem, czy powinnam Cię wpuścić do tego domu. Po tym wszystkim, co zrobiłaś. Po tym, jak zostawiłaś nas dla tego człowieka i wyjechałaś do Warszawy, jakbyśmy byli nikim. Twój ojciec nie zasłużył na takie pożegnanie. Ja też nie. Nie szukaj mnie – wyjechałam do ciotki Ireny do Gdańska. Nie wiem, czy wrócę.
Mama”

Zacisnęłam pięści. Przecież miałam dwadzieścia dwa lata! Chciałam żyć po swojemu, kochać kogo chciałam – nawet jeśli Bartek był starszy ode mnie o piętnaście lat i rozwiedziony. Mama nigdy tego nie zaakceptowała. „On cię skrzywdzi” – powtarzała. „Zostaniesz sama z dzieckiem.”

A jednak to ona zostawiła mnie samą.

Wstałam i zaczęłam chodzić po mieszkaniu. W kuchni stał kubek z niedopitą herbatą – jej ulubiony, z napisem „Najlepsza Mama na świecie”. W łazience wisiał jej szlafrok. W sypialni… W sypialni leżały stare zdjęcia – ja z bratem na wakacjach w Ustce, tata z uśmiechem od ucha do ucha.

Nagle usłyszałam klucz w zamku. Zamarłam.

Do mieszkania wszedł mój brat – Michał. Zobaczył mnie i na chwilę stanął jak wryty.

– Ty tu? – zapytał cicho.
– Michał… Tata nie żyje. Nawet mi nie powiedzieliście.
– Mama nie chciała…
– A ty? Też mnie skreśliłeś?

Patrzył na mnie długo, jakby próbował rozpoznać twarz siostry sprzed lat.

– Karolina, tu się dużo zmieniło. Mama bardzo przeżyła twoje odejście. Tata chorował… Nie chciała cię widzieć.
– A ty? – powtórzyłam.
– Ja… Nie wiedziałem, co robić. Bałem się jej sprzeciwić.

Łzy napłynęły mi do oczu. Przez chwilę miałam ochotę go uderzyć – za to tchórzostwo, za to milczenie. Ale tylko opadłam na krzesło.

– Bartek mnie zostawił dwa lata temu – powiedziałam nagle. – Zostałam sama z córką. Próbowałam wrócić, ale mama nie odbierała telefonu.

Michał spuścił głowę.

– Wiem… Ale ona jest uparta. Mówiła, że jeśli wrócisz, to tylko po coś. Że chcesz pieniędzy albo mieszkania.
– A ty w to uwierzyłeś?
– Nie wiem już, w co wierzyć…

Siedzieliśmy w tej ciszy długo. Potem Michał wyjął z kieszeni telefon.

– Mama dzwoniła rano. Powiedziała, że nie wróci przez kilka dni. Żebym ci przekazał klucze do mieszkania po tacie – bo tobie się należą.
– Należą? To wszystko, co zostało z naszej rodziny?

Nie odpowiedział.

Wieczorem zadzwoniła do mnie córka – Zosia. Miała siedem lat i była całym moim światem.

– Mamo, kiedy wrócisz?
– Niedługo, kochanie. Muszę coś załatwić u babci…
– Babcia mnie nie lubi?

Zacięłam się.

– Babcia jest smutna po dziadku. Ale wszystko się ułoży.

Czy naprawdę w to wierzyłam?

Następnego dnia poszłam na cmentarz. Stałam nad grobem ojca i płakałam tak, jak nie płakałam od lat dzieciństwa. Przepraszałam go w myślach za wszystko – za ucieczkę, za kłótnie przy stole, za to, że nie zdążyłam się pożegnać.

Wieczorem przyszła sąsiadka – pani Danuta.

– Karolinko… Twoja mama bardzo cierpiała po twoim wyjeździe. Ale ona zawsze była dumna… Nigdy nie umiała przeprosić pierwsza.
– A ja? Ile razy mam przepraszać?
– Może czasem trzeba zrobić ten pierwszy krok jeszcze raz…

Tej nocy napisałam mamie list:
„Mamo,
Nie wiem już, jak do Ciebie dotrzeć. Zostałam sama – tak jak przewidywałaś. Ale Zosia jest szczęśliwa i kochana. Chciałabym wrócić do domu – choćby na chwilę. Czy możemy spróbować jeszcze raz?”

Nie odpisała przez tydzień.

W końcu zadzwoniła.

– Karolina? Możesz przyjechać do Gdańska z Zosią… Chciałabym ją poznać.

Głos jej drżał – pierwszy raz od lat słyszałam w nim czułość.

Pojechałyśmy tam razem z Zosią kilka dni później. Mama była starsza, drobniejsza niż zapamiętałam – ale kiedy zobaczyła wnuczkę, rozpłakała się i przytuliła ją mocno.

Nie rozmawiałyśmy o przeszłości przez długi czas. Ale powoli zaczęłyśmy budować coś nowego – kruchego jak porcelana, ale prawdziwego.

Czasem patrzę na Zosię i myślę: ile razy można wracać do rodziny? Czy naprawdę da się naprawić to, co zostało złamane? Co wy byście zrobili na moim miejscu?