Ślubu nie będzie – historia o tym, jak życie potrafi złamać serce i nauczyć odwagi
Wszystko zaczęło się od krzyku. Nie takiego zwykłego, codziennego – ten był przeszywający, pełen rozpaczy i gniewu. Wpadłam do kuchni, gdzie mama stała z roztrzęsionymi rękami, a tata, siedząc na wózku inwalidzkim, rzucał w nią szklanką. Szkło rozprysło się o ścianę. – Znowu nie słuchasz! – wrzeszczał. – Ile razy mam ci mówić?!
Miałam wtedy dziewiętnaście lat i nazywam się Lena Nowak. Moje życie jeszcze rok wcześniej wydawało się zwyczajne: liceum z czerwonym paskiem, marzenia o psychologii na Uniwersytecie Warszawskim, pierwsza miłość, przyjaciółki, plany na przyszłość. Ale wypadek taty wszystko przekreślił. Pracował jako kierowca TIR-a. Pewnej nocy, wracając z Niemiec, zasnął za kierownicą. Przeżył cudem, ale już nigdy nie wstał z łóżka o własnych siłach.
Mama rzuciła pracę w sklepie spożywczym i została przy nim. Ja musiałam wybrać: studia czy rodzina? Zostałam. Nie mogłam ich zostawić samych. Znalazłam pracę w przedszkolu na pół etatu. Każdego dnia wracałam do domu z bólem głowy i serca.
Tata po wypadku zmienił się nie do poznania. Z pogodnego człowieka stał się zgorzkniały, podejrzliwy i agresywny. Najbardziej obrywało się mamie. – Po co ci taki kaleka? – powtarzał jej codziennie. – Jeszcze jesteś młoda, znajdź sobie kogoś normalnego! – A potem płakał jak dziecko.
Wieczorami słyszałam ich kłótnie przez cienką ścianę. Mama coraz częściej płakała po cichu w łazience. Ja udawałam, że śpię.
Pewnego dnia wróciłam do domu przemoczona do suchej nitki – autobus nie przyjechał, lało jak z cebra. W progu czekała na mnie mama z zapuchniętymi oczami.
– Lena, musisz mi pomóc…
– Co się stało?
– Twój ojciec… On… On chce, żebym go oddała do domu opieki.
– Mamo! Przecież to nasz dom!
– On już nie chce żyć…
Wtedy pierwszy raz poczułam prawdziwą złość na ojca. Wpadłam do jego pokoju.
– Tato! Przestań! My tu jesteśmy! Ja i mama! Nie możesz nas tak traktować!
On spojrzał na mnie pustym wzrokiem.
– Ty nic nie rozumiesz…
Wtedy zadzwonił mój chłopak – Paweł. Poznałam go jeszcze w liceum. Był moim pierwszym wszystkim: pocałunkiem, randką, wyznaniem miłości. Ostatnio coraz rzadziej się widywaliśmy. Czułam, że coś jest nie tak.
– Lena, musimy pogadać – powiedział przez telefon.
Spotkaliśmy się pod blokiem.
– Słuchaj… Ja nie dam rady tak żyć. Twoja rodzina… Ty ciągle masz problemy…
– Paweł…
– Przepraszam. Poznałem kogoś.
Poczułam się jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Stałam na deszczu i nie wiedziałam, czy płaczę przez Pawła czy przez to wszystko naraz.
Wróciłam do domu i zamknęłam się w łazience. Mama zapukała.
– Córeczko…
– Daj mi spokój!
Następnego dnia w pracy dzieciaki biegały wokół mnie jak szalone. Jedna z dziewczynek – Zosia – podeszła i przytuliła się do mnie.
– Pani Leno, dlaczego pani płacze?
Zamurowało mnie. Nawet dzieci widziały mój ból.
Wieczorem mama usiadła ze mną przy stole.
– Lena… Ja już nie mam siły. Twój tata… On mnie niszczy.
– To odejdź od niego!
– Jak mam odejść? Przysięgałam mu przed Bogiem…
Wtedy zadzwoniła moja ciotka Halina z Gdańska.
– Lena, przyjedź do mnie na kilka dni. Odpoczniesz.
Mama popatrzyła na mnie błagalnie.
– Jedź… Ja sobie poradzę.
Pojechałam. W Gdańsku poczułam pierwszy raz od miesięcy powiew wolności. Ciotka zabrała mnie nad morze, poszłyśmy na lody, śmiałyśmy się jak dzieci.
– Lena, ty musisz żyć dla siebie! – powiedziała ciotka pewnego wieczoru.
– Ale jak? Przecież oni mnie potrzebują…
– A kto ciebie potrzebuje?
Po powrocie do domu zastałam mamę jeszcze bardziej zmęczoną niż zwykle. Tata był pijany.
– Gdzie byłaś?! – wrzasnął na mnie.
– U cioci Haliny!
– A kto mi podał nocnik?!
Mama zaczęła płakać.
Wtedy wybuchłam:
– Dość! Nie będę twoją służącą! Ani ja, ani mama!
Tata spojrzał na mnie z nienawiścią:
– Wynoś się! Nie jesteś już moją córką!
Spakowałam walizkę i poszłam do ciotki Haliny. Mama dzwoniła codziennie:
– Lena, wróć… Tata jest coraz gorszy…
Ale ja nie mogłam wrócić. Po raz pierwszy w życiu pomyślałam o sobie.
Znalazłam pracę w kawiarni nad morzem. Poznałam tam Michała – baristę z tatuażami i smutnymi oczami.
– Uciekasz przed czymś? – zapytał pewnego wieczoru.
Opowiedziałam mu wszystko.
On tylko pokiwał głową:
– Czasem trzeba uciec, żeby móc wrócić silniejszym.
Po kilku miesiącach mama zadzwoniła:
– Lena… Tata trafił do szpitala…
Wróciłam natychmiast. W szpitalu zobaczyłam go jakby pierwszy raz: był mały, słaby, przerażony.
Usiadłam przy jego łóżku.
– Tato…
On spojrzał na mnie ze łzami w oczach:
– Przepraszam…
Wróciłam do domu z mamą. Przez kilka tygodni opiekowałyśmy się tatą razem. Było ciężko, ale inaczej – jakby coś pękło w nim i we mnie też.
Któregoś dnia Michał przyjechał do naszego miasta.
– Chodź ze mną do Warszawy – zaproponował niespodziewanie.
Mama spojrzała na mnie ze smutkiem:
– Jeśli chcesz być szczęśliwa… jedź.
Ale ja nie mogłam zostawić jej samej z tatą.
Michał odszedł bez słowa wyrzutu. Zostałam z rodzicami. Tata powoli odchodził – choroba zabierała go kawałek po kawałku. Kiedy umarł, poczułam ulgę i żal jednocześnie.
Po pogrzebie mama usiadła ze mną przy stole:
– Lena… Teraz możesz żyć dla siebie.
Ale ja już nie umiałam żyć inaczej niż dla innych.
Minęły lata. Pracuję jako psycholog szkolny w naszym mieście. Mama mieszka ze mną – jest coraz słabsza. Czasem patrzę w lustro i widzę w oczach tamtą dziewczynę sprzed lat: pełną marzeń i planów na przyszłość.
Czy mogłam wtedy postąpić inaczej? Czy można być szczęśliwym, gdy wszystko wokół się rozpada? Może szczęście to tylko chwile między jednym dramatem a drugim? Co wy o tym myślicie?