Spotkanie po latach: Kiedy dawna miłość wraca w najmniej oczekiwanym momencie
— To naprawdę ty? — mój głos zadrżał, gdy patrzyłam na mężczyznę stojącego przede mną na przystanku tramwajowym. Był pochylony, jakby cały ciężar świata spoczywał na jego barkach. W jego oczach zobaczyłam cień dawnego Jakuba, tego, którego kochałam tak bardzo, że aż bolało.
Nie odpowiedział. Jego usta drgnęły, ale nie padło ani jedno słowo. Przez chwilę miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę — nie z żalu, lecz z szoku. Przecież przez tyle lat próbowałam zapomnieć, wymazać z pamięci tamten czas, kiedy byliśmy razem. Ale on stał tuż przede mną, jakby los chciał mi przypomnieć o wszystkim, co bolało najbardziej.
Pamiętam tamten dzień, kiedy się poznaliśmy. Byłam wtedy studentką polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, nieśmiałą i zakompleksioną dziewczyną z małego miasta pod Radomiem. On studiował architekturę — pewny siebie, dowcipny, zawsze otoczony ludźmi. Nie wiem, co we mnie zobaczył. Może spodobała mu się moja nieporadność? Może szukał kogoś, kto nie będzie go oceniał?
Zakochałam się w nim bez pamięci. Każdy dzień był jak święto — wspólne śniadania w naszej kawalerce na Ochocie, długie spacery po Łazienkach, rozmowy do późna w nocy. Ale z czasem coś zaczęło się psuć. Jakub coraz częściej wracał późno do domu, coraz rzadziej się uśmiechał. Znikał na całe weekendy pod pretekstem pracy nad projektami.
— Czy ty mnie jeszcze kochasz? — zapytałam pewnego wieczoru, kiedy znów wrócił po północy.
— Przestań się czepiać — odburknął i zamknął się w łazience.
Wtedy zaczęły się kłótnie. O wszystko: o brudne naczynia, o pieniądze, o to, że nie rozumiem jego pasji. Czułam się coraz bardziej niewidzialna. Aż pewnego dnia znalazłam w jego telefonie wiadomości od innej dziewczyny — Magdy z jego roku.
— To nic nie znaczy — tłumaczył się potem. — Potrzebowałem tylko kogoś do rozmowy.
Ale ja już wiedziałam, że to koniec. Spakowałam swoje rzeczy i wróciłam do rodziców do Radomia. Przez wiele miesięcy nie wychodziłam z domu. Mama próbowała mnie pocieszać:
— Dziecko, jeszcze spotkasz kogoś lepszego.
Ale ja nie chciałam nikogo innego. Tylko jego.
Minęły lata. Skończyłam studia, znalazłam pracę w bibliotece miejskiej. Związałam się z Pawłem — spokojnym, dobrym człowiekiem, który nigdy nie podniósł na mnie głosu. Mamy dwójkę dzieci i dom na przedmieściach Warszawy. Powinnam być szczęśliwa.
A jednak tamto spotkanie z Jakubem wywróciło wszystko do góry nogami.
Stał przede mną jak cień człowieka. Zmarszczki wokół oczu zdradzały zmęczenie i ból. Chciałam go przytulić, zapytać, co się stało przez te wszystkie lata. Ale on tylko patrzył na mnie tymi swoimi smutnymi oczami.
— Jakub… — zaczęłam niepewnie. — Co się z tobą stało?
W odpowiedzi spuścił głowę i odwrócił się powoli, jakby bał się mojego dotyku.
— Przepraszam… — wyszeptał ledwo słyszalnie i ruszył w stronę tramwaju.
Stałam jak sparaliżowana. W głowie kłębiły mi się pytania: Czy powinno mi być go żal? Czy powinnam była go zatrzymać? Czy to ja byłam winna temu, co się między nami wydarzyło?
Przez kolejne dni nie mogłam spać. Każda rozmowa z Pawłem wydawała mi się sztuczna. Dzieci pytały:
— Mamo, dlaczego jesteś smutna?
Nie umiałam im odpowiedzieć.
W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do wspólnej znajomej z czasów studiów — Ani.
— Słyszałaś coś o Jakubie? — zapytałam drżącym głosem.
— Oj tak… — westchnęła Ania. — Po Magdzie długo nie mógł się pozbierać. Stracił pracę, potem ojciec mu zmarł… Podobno mieszka sam gdzieś na Pradze i ledwo wiąże koniec z końcem.
Poczułam ukłucie winy. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy gdybym wtedy została, byłoby lepiej?
Wieczorem usiadłam przy stole naprzeciwko Pawła.
— Muszę ci coś powiedzieć — zaczęłam cicho.
Opowiedziałam mu wszystko: o spotkaniu z Jakubem, o tym, jak bardzo mnie to poruszyło.
Paweł milczał przez dłuższą chwilę.
— Wiesz… — powiedział w końcu — każdy z nas ma swoją przeszłość. Ale to my wybieramy, co z nią zrobimy.
Tej nocy długo patrzyłam w sufit. Zrozumiałam wtedy jedno: przeszłość nigdy nie znika naprawdę. Możemy ją zakopać głęboko pod warstwami codzienności, ale wystarczy jedno spotkanie, by wszystko wróciło ze zdwojoną siłą.
Czasem myślę: czy warto było tak bardzo kochać? Czy można wybaczyć sobie własne błędy? A może każda miłość zostawia w nas ślad na zawsze?
Czy wy też czasem wracacie myślami do dawnych uczuć? Co byście zrobili na moim miejscu?