Sprawiedliwy układ – historia, która rozdarła moją rodzinę

Zimny, styczniowy wieczór. Siedziałam przy kuchennym stole, wpatrując się w parującą herbatę. Mama krzątała się nerwowo, a ja czułam, że coś wisi w powietrzu. Nagle drzwi trzasnęły i do mieszkania wszedł ojciec – spóźniony, jak zwykle ostatnio.

– Gdzie byłeś? – zapytała mama, głos jej drżał.

– W pracy, przecież mówiłem – odburknął, nie patrząc jej w oczy.

Wiedziałam, że kłamie. Od miesięcy czułam, że coś jest nie tak. Telefon chował do kieszeni, wychodził na balkon niby po papierosa, ale rozmawiał szeptem. Mama udawała, że nic nie widzi, ale jej oczy były coraz bardziej podkrążone.

Tego wieczoru nie wytrzymałam.

– Tata ma kogoś – powiedziałam cicho, patrząc na mamę.

Zamarła. Ojciec spojrzał na mnie z wściekłością.

– Co ty wygadujesz?!

– Wiem o wszystkim. Widziałam cię z tą kobietą pod szkołą. I z chłopcem…

Mama osunęła się na krzesło. Przez chwilę w kuchni panowała cisza tak gęsta, że słyszałam własne serce.

Ojciec milczał. W końcu wyszedł trzaskając drzwiami.

Tamtej nocy mama płakała do rana. Ja siedziałam przy niej, głaskałam ją po włosach i czułam się winna, że powiedziałam prawdę. Ale czy miałam wybór?

Następnego dnia wszystko się zmieniło. Ojciec nie wrócił na noc. Mama zadzwoniła do babci – jej głos był pusty:

– Mamo… on nas zostawił.

Babcia przyjechała natychmiast. Przyniosła rosół i swoje dobre rady:

– Weronika, musisz być silna dla mamy. On wróci z podkulonym ogonem, zobaczysz.

Ale nie wrócił. Przyszedł po tygodniu tylko po ubrania. Nie patrzył mi w oczy.

– Tato…

– Weronika, to nie twoja wina – powiedział szorstko. – Tak musiało być.

Chciałam go zatrzymać, ale nie umiałam. Zabrał walizkę i wyszedł na zawsze.

Mama zamknęła się w sobie. Przestała gotować obiady, przestała rozmawiać ze mną o szkole. Ja musiałam dorosnąć w ciągu jednej nocy. Zaczęłam robić zakupy, gotować zupę pomidorową według przepisu babci i odrabiać lekcje przy kuchennym stole, żeby nie zostawiać mamy samej.

Po kilku tygodniach zadzwoniła do nas ciocia Anka – siostra mamy.

– Słuchaj, on mieszka teraz z tą kobietą na osiedlu przy dworcu. Ludzie gadają…

Mama wybuchła:

– Nie chcę tego słuchać! Niech sobie żyje jak chce!

Ale ja chciałam wiedzieć. Poszłam tam po szkole. Stałam pod blokiem i patrzyłam na okna na trzecim piętrze. Widziałam go – śmiał się z jakąś kobietą i chłopcem w wieku mojego brata. Poczułam wściekłość i żal.

Wróciłam do domu i rzuciłam plecak w kąt.

– Byłaś tam? – zapytała mama bez podnoszenia wzroku znad gazety.

– Tak.

– I co?

– On jest szczęśliwy.

Mama zaczęła płakać. Przytuliłam ją mocno.

Przez kolejne miesiące żyłyśmy jakby obok siebie. Ja zamknęłam się w nauce i pracy dorywczej w sklepie spożywczym u pana Zbyszka. Mama coraz częściej znikała wieczorami – mówiła, że idzie na spotkania AA, choć nigdy nie piła.

Pewnego dnia wróciła późno i powiedziała:

– Weronika… musimy sprzedać mieszkanie.

– Co? Dlaczego?

– Nie stać mnie na kredyt. Tata przestał płacić alimenty…

Poczułam się jakby ktoś wyciągnął mi grunt spod nóg.

Zadzwoniłam do ojca:

– Tato, nie mamy za co żyć! Musisz nam pomóc!

– Weronika… mam teraz nową rodzinę. Musisz to zrozumieć.

Krzyczałam do słuchawki:

– A my co?! Przestałeś być moim ojcem?!

Rozłączył się.

Babcia próbowała interweniować:

– Ja z nim pogadam! To skandal!

Ale ojciec był nieugięty. Mama sprzedała mieszkanie i przeprowadziłyśmy się do babci na wieś pod Łodzią. Musiałam zmienić szkołę, zostawić przyjaciół i wszystko, co znałam.

Na wsi było ciężko. Babcia była surowa:

– U mnie każdy ma obowiązki! Weronika, idź nakarmić kury!

Mama zamknęła się jeszcze bardziej w sobie. Zaczęłyśmy się kłócić o drobiazgi:

– Znowu wracasz późno! – krzyczałam.
– Pracuję! – odpowiadała mama z płaczem.
– A ja? Ja też mam swoje życie!
– Ty nic nie rozumiesz!

Pewnego dnia usłyszałam rozmowę babci z mamą:

– Ona cię nienawidzi za to wszystko…
– Nie mów tak… Ona jest jeszcze dzieckiem…
– Dzieckiem?! Musiała dorosnąć przez twojego męża!

Wybiegłam z domu i długo siedziałam nad stawem za domem. Myślałam o tym wszystkim: o zdradzie ojca, o bezsilności mamy, o tym jak bardzo chciałabym cofnąć czas.

Po kilku miesiącach mama zaczęła się podnosić. Znalazła pracę w sklepie spożywczym we wsi, zaczęła się uśmiechać do ludzi. Ja zaprzyjaźniłam się z Magdą z sąsiedztwa – ona też miała rozbitą rodzinę i rozumiała mnie jak nikt inny.

Któregoś dnia ojciec zadzwonił:

– Weronika… chciałbym cię zobaczyć.

Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Poszłam na spotkanie z duszą na ramieniu.
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie w kawiarni przy Piotrkowskiej w Łodzi.

– Przepraszam cię – powiedział cicho. – Wiem, że cię zawiodłem.
– To za mało – odpowiedziałam przez łzy.
– Chciałbym naprawić nasze relacje…
– A mama? A ja?
– Wiem… zawiodłem was obie.
– Nie wiem czy potrafię ci wybaczyć…

Wyszedł pierwszy. Zostałam sama przy pustej filiżance kawy i poczułam ulgę – pierwszy raz od miesięcy mogłam oddychać pełną piersią.

Dziś mieszkam już sama w Łodzi, studiuję psychologię i próbuję poukładać swoje życie na nowo. Mama wróciła do miasta i powoli odbudowujemy naszą relację. Ojciec czasem dzwoni – nie odbieram za każdym razem.
Czasem zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć zdradę najbliższej osoby? Czy rodzina to tylko więzy krwi? A może to coś więcej?