Synowa poprosiła mnie o pomoc przy wnuku. Ale to, co odkryłam w jej telefonie, nie dawało mi spać po nocach…
— Babciu, jeszcze bajkę! — synek mojego syna, mały Staś, patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, gdy próbowałam go ułożyć do snu. Przez chwilę zapomniałam o całym świecie — byłam tylko ja i on, jego ciepła rączka w mojej dłoni i miękki kocyk pachnący dzieciństwem. Synowa, Kasia, poprosiła mnie dziś rano, żebym została z nim na kilka godzin. „Muszę coś załatwić w mieście, mamo Haniu, bardzo mi zależy” — powiedziała przez telefon. Zawsze chętnie pomagam, bo Staś jest moją radością i sensem życia od śmierci mojego męża.
Kiedy Staś w końcu zasnął, zeszłam do kuchni zrobić sobie herbatę. Na stole leżał telefon Kasi — zostawiła go w pośpiechu. Nagle zawibrował i ekran rozświetlił się na chwilę. Nie jestem osobą, która zagląda w cudzą prywatność, ale nie mogłam nie zauważyć krótkiej wiadomości: „Kiedy znowu się zobaczymy? Tęsknię. — M.”
Serce zabiło mi mocniej. Przez chwilę stałam jak sparaliżowana. Próbowałam sobie wmówić, że to pewnie jakaś koleżanka albo kuzynka. Ale przecież żadna z jej przyjaciółek nie ma na imię zaczynające się na „M”. W głowie zaczęły mi się kłębić myśli. Czy to możliwe, że Kasia…? Nie, to niemożliwe! Przecież kocha mojego syna, są razem od liceum, mają cudownego synka…
Próbowałam się uspokoić, ale nie mogłam przestać myśleć o tej wiadomości. Zaparzyłam herbatę i usiadłam przy stole, patrząc na telefon jak na tykającą bombę. Wtedy zadzwonił domofon — Kasia wróciła szybciej niż się spodziewałam.
— I jak było? — zapytała z uśmiechem, zdejmując płaszcz.
— Staś śpi jak aniołek — odpowiedziałam, starając się ukryć drżenie głosu.
— Dziękuję ci, mamo Haniu. Jesteś niezastąpiona — powiedziała ciepło i przytuliła mnie. Poczułam ukłucie winy za to, że podejrzewam ją o coś takiego.
Przez kolejne dni nie mogłam znaleźć spokoju. Każda rozmowa z Kasią była dla mnie jak gra pozorów. Zaczęłam ją obserwować — czy jest bardziej nerwowa? Czy unika wzroku mojego syna? A może to tylko moja wyobraźnia?
W końcu nie wytrzymałam i zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Zosi.
— Zosiu, muszę ci coś powiedzieć… — zaczęłam niepewnie.
— Haniu, co się stało?
Opowiedziałam jej wszystko. Zosia milczała przez chwilę.
— Może to nic takiego? Może przesadzasz? Ale jeśli masz złe przeczucia… musisz porozmawiać z Kasią albo z synem.
Ale jak miałabym to zrobić? Rozbić ich rodzinę przez jedną wiadomość? A jeśli się mylę?
Tydzień później mój syn Michał wrócił z delegacji. Przyszedł do mnie wieczorem z butelką wina.
— Mamo, wszystko w porządku? Wyglądasz na zmartwioną.
Chciałam mu powiedzieć prawdę, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Przecież to jego żona, matka jego dziecka…
Następnego dnia Kasia znów poprosiła mnie o pomoc przy Stasiu. Tym razem była bardziej zdenerwowana niż zwykle. Kiedy wyszła, usiadłam przy stole i znów zobaczyłam jej telefon. Walczyłam ze sobą — czy powinnam sprawdzić więcej? Czy to już obsesja?
Telefon znów zawibrował. Tym razem wiadomość była dłuższa: „Nie mogę dłużej czekać. Musisz podjąć decyzję. Twój Michał niczego się nie domyśla? — Marek”.
Marek… To imię uderzyło mnie jak obuchem w głowę. Marek był kolegą Kasi z pracy. Michał kiedyś wspominał o nim z lekkim niepokojem.
Nie wytrzymałam. Wieczorem, gdy Kasia wróciła po Stasia, poprosiłam ją o rozmowę.
— Kasiu… czy wszystko u was dobrze? — zapytałam delikatnie.
Zbladła i spuściła wzrok.
— Dlaczego pytasz?
— Bo widzę, że jesteś ostatnio bardzo nerwowa… Jeśli coś się dzieje… możesz mi powiedzieć.
Przez chwilę milczała, a potem wybuchła płaczem.
— Mamo Haniu… ja już nie wiem, co robić… Marek… on… ja… — szlochała tak mocno, że aż serce mi pękało.
Przytuliłam ją mocno.
— Kasiu, musisz być szczera wobec Michała. On zasługuje na prawdę.
— Boję się go stracić… Boję się wszystkiego…
Siedziałyśmy tak długo w milczeniu. W końcu Kasia obiecała mi, że porozmawia z Michałem.
Minęły dwa tygodnie pełne napięcia i ciszy w rodzinie. Michał był coraz bardziej zamknięty w sobie. W końcu zadzwonił do mnie wieczorem.
— Mamo… Kasia mi wszystko powiedziała. Nie wiem, co robić…
Słuchałam go długo przez telefon, próbując dodać mu otuchy. Wiedziałam jednak, że nic już nie będzie takie samo.
Dziś siedzę sama przy stole i patrzę na zdjęcie Stasia. Zastanawiam się: czy dobrze zrobiłam? Czy powinnam była milczeć i pozwolić rodzinie żyć w kłamstwie? Czy prawda zawsze jest najlepszym wyjściem?
Czasem myślę: ile rodzinnych tajemnic nigdy nie wychodzi na jaw? Czy lepiej żyć w niewiedzy czy zmierzyć się z bólem prawdy?