Szept milczenia: Serce matki w rozpadzie – Czy jeszcze kiedyś usłyszę głos mojej córki?

– Zosia, proszę, odbierz… – mój głos drży, gdy po raz kolejny słyszę w słuchawce tylko głuchy sygnał. Palce ślizgają mi się po ekranie telefonu, a serce wali jak oszalałe. Wiem, że to już dziesiąty raz dzisiaj. Wiem też, że nie powinnam. Ale co innego mi zostało?

W kuchni cicho bulgocze woda na herbatę. Zawsze robiłam ją dla nas obu – Zosia lubiła malinową z miodem. Teraz piję sama, wpatrując się w puste krzesło naprzeciwko. Próbuję sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz siedziałyśmy tu razem. Może wtedy, gdy przyjechała na święta? Wtedy jeszcze rozmawiałyśmy – o studiach, o pracy, o jej chłopaku, Bartku. Byłam dumna, że wychowałam tak mądrą i niezależną dziewczynę. Ale potem… coś się zmieniło.

– Mamo, nie rozumiesz mnie! – krzyczała wtedy, trzaskając drzwiami swojego pokoju. – Ty zawsze musisz mieć rację!

Pamiętam ten wieczór jak przez mgłę. Kłóciłyśmy się o drobiazg – o to, że nie powinna rzucać pracy bez planu. Chciałam dobrze. Chciałam ją ochronić przed błędami, które sama popełniłam. Ale ona widziała we mnie tylko przeszkodę.

Od tamtej pory wszystko zaczęło się psuć. Najpierw rzadziej dzwoniła. Potem przestała przyjeżdżać na weekendy. Aż w końcu… przestała odzywać się w ogóle.

Czasem myślę, że to kara za moje własne błędy. Może byłam zbyt wymagająca? Może za bardzo chciałam ją kontrolować? Przecież wiem, jak to jest – moja mama też zawsze wiedziała lepiej. Obiecałam sobie, że nie będę taka jak ona…

Telefon milczy. Messenger pokazuje tylko jedno nieprzeczytane „Cześć, Zosiu, tęsknię”. Wysyłałam je miesiąc temu.

W pracy udaję, że wszystko jest w porządku. Koleżanki pytają: – Co u Zosi? – Odpowiadam: – Dobrze, dużo pracuje. – Kłamię bez mrugnięcia okiem. Bo jak powiedzieć prawdę? Że własna córka nie chce ze mną rozmawiać?

Wieczorami chodzę po pustym mieszkaniu i wyciągam stare albumy. Na zdjęciach Zosia ma pięć lat i szeroki uśmiech – trzyma mnie za rękę na placu zabaw w Łazienkach. Potem pierwsza komunia, liceum, studniówka… Każde zdjęcie to inna historia, inna wersja nas.

Czasem dzwoni Bartek. Pyta: – Jak się pani trzyma? – Odpowiadam: – Dziękuję, daję radę. – Ale on wie. Słyszę to w jego głosie.

– Zosia potrzebuje czasu – mówił ostatnio cicho. – Ona… ona się boi, że pani jej nie zaakceptuje takiej, jaka jest.

Zamurowało mnie wtedy. Co miał na myśli? Przecież zawsze ją wspierałam! Czy naprawdę byłam aż tak ślepa?

W nocy nie mogę spać. Przewracam się z boku na bok i analizuję każdą rozmowę z przeszłości. Może powinnam była mniej krytykować jej wybory? Może powinnam była po prostu słuchać?

W końcu decyduję się napisać list. Prawdziwy, papierowy list – taki jak dawniej.

„Kochana Zosiu,
Nie wiem już, jak do Ciebie dotrzeć. Tęsknię za Tobą każdego dnia i każdej nocy zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Jeśli zrobiłam coś złego – przepraszam. Chciałabym tylko usłyszeć Twój głos i wiedzieć, że jesteś szczęśliwa.
Zawsze będziesz moją córką i zawsze będę Cię kochać.
Mama”

Wkładam list do koperty i idę na pocztę. Po drodze mijam sąsiadkę, panią Halinę.

– Jak tam Zosia? – pyta z troską.
– Dobrze… chyba dobrze – odpowiadam wymijająco.

Kiedy wracam do domu, czuję się lżejsza. Może to nic nie zmieni, ale musiałam spróbować.

Mijają dni. Listonosz przynosi tylko rachunki i reklamy. Telefon milczy.

Pewnego wieczoru dzwoni domofon.

– Kto tam? – pytam z nadzieją.
– To ja… Zosia.

Serce podchodzi mi do gardła. Otwieram drzwi drżącymi rękami.

Stoi przede mną moja córka – zmieniona, poważniejsza, ale wciąż ta sama Zosia.

– Mamo… przeczytałam Twój list – mówi cicho. – Przepraszam, że tak długo milczałam.

Nie wiem, co powiedzieć. Łzy same płyną mi po policzkach.

– Bałam się… że mnie nie zrozumiesz – szepcze Zosia. – Że zawiodłam Twoje oczekiwania.

Przytulam ją mocno.

– Jesteś moją córką i zawsze będziesz dla mnie najważniejsza – mówię przez łzy.

Siedzimy razem przy stole do późnej nocy. Rozmawiamy o wszystkim i o niczym – o jej pracy, o Bartku, o marzeniach i lękach.

Wiem, że nie naprawimy wszystkiego od razu. Ale pierwszy krok został zrobiony.

Czasem patrzę na nią i myślę: czy naprawdę można kochać kogoś aż tak bardzo, by wybaczyć wszystko? Czy potrafimy nauczyć się słuchać siebie nawzajem zanim będzie za późno?