Tam, gdzie niespodzianka czeka – historia Magdy z warszawskiego blokowiska
Drzwi trzasnęły tak głośno, że aż podskoczyłam na kanapie. – Magda, ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie zostawiała światła w łazience?! – krzyknął Paweł z przedpokoju. Odpowiedziałam ciszą. W tej ciszy było wszystko: zmęczenie, żal, strach i coś jeszcze – coś, co narastało we mnie od miesięcy. Wpatrywałam się w rozświetlone okno naprzeciwko, gdzie ktoś właśnie podlewał kwiaty. Zazdrościłam tej kobiecie spokoju.
Paweł wrócił późno, jak zwykle. Pachniał obcymi perfumami. Próbowałam nie myśleć, nie pytać, nie rozmawiać. Ale tego wieczoru nie wytrzymałam.
– Gdzie byłeś? – zapytałam cicho.
– U Michała. Mecz oglądaliśmy – rzucił bez przekonania, nawet na mnie nie patrząc.
– Znowu? – głos mi zadrżał.
– A co cię to obchodzi? – warknął i zniknął w łazience.
Wtedy poczułam, że coś się kończy. Że już nie jestem tą samą Magdą, która śmiała się z Pawłem na przystanku tramwajowym, gdy padał pierwszy śnieg. Teraz śnieg był tylko brudną breją na chodniku pod blokiem na Bródnie.
Następnego dnia zadzwoniła mama. – Magda, przyjedź do nas na obiad w niedzielę. Ojciec chce pogadać. – W jej głosie wyczułam napięcie. Wiedziałam już, co to znaczy: rodzinna narada. Znowu będą pytać o dzieci, o mieszkanie, o to, czemu nie kupimy działki pod Warszawą jak kuzynka Anka.
W niedzielę przy stole siedzieliśmy jak na przesłuchaniu.
– Paweł, a ty co taki milczący? – zagaił ojciec.
– Praca mnie wykańcza – odburknął Paweł.
– A może coś innego? – dopytywała mama, patrząc na mnie znacząco.
Zacisnęłam dłonie pod stołem. Chciałam krzyczeć: „On mnie zdradza! On już mnie nie kocha!” Ale milczałam. Zawsze byłam tą grzeczną córką, która nie robi scen.
Po obiedzie mama zatrzymała mnie w kuchni.
– Magda, ty płakałaś? – spytała szeptem.
– Nic się nie dzieje – skłamałam.
– Dziecko, ja widzę… Jeśli on cię krzywdzi… – zaczęła.
– Mamo, proszę… Nie teraz.
Wróciłam do mieszkania i długo siedziałam w ciemności. Paweł wrócił po północy. Nie zapalił światła. Myślał, że śpię. Słyszałam jego szeptane rozmowy przez telefon w łazience. „Kocham cię” – usłyszałam przez drzwi. To nie było do mnie.
Rano podjęłam decyzję. Spakowałam walizkę i pojechałam do siostry na Ursynów.
– Co się stało? – zapytała Marta, widząc moje czerwone oczy.
– Paweł… On ma kogoś – wyszeptałam.
Marta przytuliła mnie mocno.
– Wiedziałam! Zawsze był egoistą! Ale ty jesteś silniejsza niż myślisz.
Przez kilka dni żyłam jak w zawieszeniu. Chodziłam po osiedlu, patrzyłam na ludzi z dziećmi, z zakupami, z psami. Zazdrościłam im zwyczajności. W nocy płakałam w poduszkę tak cicho, żeby siostra nie słyszała.
Paweł dzwonił raz. – Magda, wróć do domu. Pogadamy jak dorośli ludzie.
– O czym mamy rozmawiać? O tym, że mnie zdradzasz?
– To nie tak… To tylko… Nie wiem sam… – jąkał się.
– Paweł, ja już nie chcę żyć w kłamstwie.
Rozłączyłam się i poczułam ulgę. Po raz pierwszy od miesięcy oddychałam pełną piersią.
Mama przyjechała do Marty z zakupami i rosółkiem w słoiku.
– Magda, musisz walczyć o rodzinę! Tak łatwo się nie poddawaj! – przekonywała.
– Mamo, a może czasem trzeba odejść? Może to też jest walka?
Mama płakała razem ze mną. Ojciec przestał się odzywać na kilka dni. Dla niego rozwód to była hańba.
Marta próbowała mnie rozweselić.
– Chodź na jogę ze mną! Albo na spacer do Lasu Kabackiego! – namawiała.
Nie miałam siły. Ale pewnego dnia poszłyśmy razem do kawiarni na Natolinie. Tam spotkałam Agatę – koleżankę z liceum.
– Magda?! Co tu robisz?
Opowiedziałam jej wszystko przy kawie z mlekiem sojowym i cieście marchewkowym.
– Wiesz co? Ja też przez to przeszłam. Myślałam, że się nie podniosę. Ale życie potrafi zaskoczyć – powiedziała Agata i uśmiechnęła się ciepło.
Zaczęłyśmy spotykać się częściej. Agata namówiła mnie na kurs fotografii. Zaczęłam robić zdjęcia ludziom na ulicy: starszej pani z pieskiem, dzieciom grającym w piłkę między blokami, zakochanym nastolatkom na ławce pod Biedronką.
Z czasem zaczęłam czuć radość z drobiazgów: zapachu świeżego chleba z piekarni na rogu, śmiechu dzieci sąsiadki zza ściany, promieni słońca wpadających przez okno kuchni Marty.
Paweł próbował wrócić jeszcze raz.
– Magda, zmieniłem się! To był błąd! Daj mi szansę!
Patrzyłam na niego długo. W jego oczach widziałam strach i żal. Ale nie widziałam już miłości.
– Paweł… Ja już jestem kimś innym. Przepraszam.
Odszedł bez słowa. Mama długo nie mogła tego przeboleć. Ojciec przestał zapraszać mnie na rodzinne obiady. Ale Marta była zawsze obok.
Po roku dostałam pracę w małym wydawnictwie na Mokotowie. Poznałam tam Bartka – redaktora z poczuciem humoru i czułością w oczach. Nie zakochałam się od razu. Bałam się zaufać komukolwiek. Ale Bartek był cierpliwy.
Pewnego wieczoru zaprosił mnie na spacer po Starym Mieście.
– Magda… Wiem, że boisz się zaufać jeszcze raz. Ale ja tu będę – powiedział cicho i ujął moją dłoń.
Spojrzałam mu w oczy i poczułam spokój. Może właśnie o to chodzi w życiu? Żeby pozwolić sobie na niespodziankę?
Dziś wiem jedno: czasem największą odwagą jest odejść i zacząć od nowa. Nawet jeśli wszyscy wokół mówią ci, że powinnaś walczyć o coś martwego.
Czy można wybaczyć sobie własną słabość? Czy można jeszcze uwierzyć w szczęście po zdradzie? Czekam na wasze historie.