To przez ciebie wszystko się wydarzyło – historia Magdaleny z Otwocka
— Magda, nie rób scen przy sąsiadach! — wrzasnęła mama, trzaskając drzwiami od kuchni tak mocno, że aż szklanki zadźwięczały w kredensie. Stałam na środku mieszkania w Otwocku, z oczami pełnymi łez i pięściami zaciśniętymi tak mocno, że aż bolały mnie palce. — To przez ciebie wszystko się wydarzyło! — powtórzyła, jakby chciała mnie dobić.
Miałam wtedy dwadzieścia siedem lat i byłam już po rozwodzie. Mój świat runął nie przez własne błędy, lecz przez rodzinne sekrety, które przez lata gniły pod dywanem. Wszystko zaczęło się od jednego telefonu. Był listopadowy wieczór, kiedy zadzwoniła do mnie moja młodsza siostra, Karolina.
— Magda, musisz przyjechać do domu. Mama jest w szpitalu — powiedziała drżącym głosem.
Rzuciłam wszystko i pojechałam do Otwocka. W szpitalu zastałam mamę bladą jak ściana, z oczami wbitymi w sufit. Ojciec siedział obok niej, milczący jak nigdy. Karolina płakała w kącie.
— Co się stało? — zapytałam, ściskając mamę za rękę.
— To przez ciebie… — wyszeptała. — Gdybyś nie rozwiodła się z tym twoim Michałem, nie byłoby tego wszystkiego. Ludzie gadają, sąsiedzi patrzą… Ojciec ledwo patrzy mi w oczy!
Zatkało mnie. Przecież to nie ja zdradziłam. To Michał miał romans z koleżanką z pracy. To ja zostałam sama z kredytem i rozbitym sercem. Ale dla mamy liczyło się tylko to, co powiedzą inni.
Wróciłam do rodzinnego mieszkania na kilka dni. Każdy dzień był jak pole minowe. Ojciec milczał, mama rzucała kąśliwe uwagi przy każdym śniadaniu.
— Widzisz, Karolina przynajmniej ma chłopaka i nie robi nam wstydu — mówiła głośno, patrząc na mnie z pogardą.
Karolina tylko spuszczała wzrok. Wiedziałam, że jej „chłopak” to nieporozumienie – Piotrek był agresywny i już kilka razy widziałam siniaki na jej rękach. Ale mama była ślepa na wszystko poza pozorami.
Pewnego wieczoru usłyszałam kłótnię rodziców przez cienką ścianę.
— Przestań ją obwiniać! — krzyczał ojciec. — To nie jej wina!
— A czyja? Może twoja? Bo nigdy nie potrafiłeś być stanowczy! — syknęła mama.
Zacisnęłam powieki. Chciałam wyjść, uciec gdziekolwiek, byle dalej od tego domu pełnego żalu i pretensji.
Następnego dnia Karolina przyszła do mojego pokoju.
— Magda… boję się Piotrka — wyszeptała. — On mnie bije. Ale mama mówi, że przesadzam i że powinnam być wdzięczna, że ktoś mnie chce.
Objęłam ją mocno. — Nie pozwolę ci wrócić do niego. Zostaniesz ze mną w Warszawie. Wynajmiemy coś razem.
Karolina pokiwała głową, ale widziałam strach w jej oczach.
Wieczorem doszło do awantury stulecia. Mama nakrzyczała na mnie przy całej rodzinie:
— To przez ciebie Karolina chce odejść! Rozbijasz rodzinę! Najpierw swój dom rozwaliłaś, teraz chcesz nam zabrać drugą córkę!
Ojciec próbował ją uciszyć:
— Zostaw Magdę! To ty zawsze wszystko zamiatasz pod dywan!
Mama zaczęła płakać i rzucać talerzami o podłogę. Karolina uciekła do łazienki i zamknęła się na klucz.
Wtedy podjęłam decyzję: zabieram siostrę i wyjeżdżamy natychmiast.
Spakowałyśmy się po cichu w nocy. Ojciec pomógł nam wynieść walizki do samochodu.
— Przepraszam cię za wszystko — powiedział mi cicho pod blokiem. — Nie umiałem was ochronić przed matką… ani przed tym wszystkim.
Objęłam go mocno i po raz pierwszy od lat poczułam ulgę.
W Warszawie zaczęłyśmy nowe życie. Wynajęłyśmy małe mieszkanie na Pradze. Karolina znalazła pracę w kawiarni, ja wróciłam do swojej firmy.
Ale mama nie dawała za wygraną. Dzwoniła codziennie:
— Wróćcie natychmiast! Co ludzie powiedzą? Karolina powinna być przy Piotrku!
Pewnego dnia przyszła pod nasze mieszkanie i zrobiła awanturę na klatce schodowej:
— To przez ciebie wszystko się wydarzyło! Jesteś egoistką! Zniszczyłaś rodzinę!
Sąsiedzi patrzyli zza drzwi, ktoś nagrywał telefonem. Upokorzenie było ogromne.
Po tej scenie Karolina załamała się psychicznie. Przestała wychodzić z domu, zaczęła mieć ataki paniki.
— Magda… może mama ma rację? Może to przeze mnie? Może powinnam wrócić do Piotrka?
— Nigdy więcej tego nie mów! — krzyknęłam przez łzy. — To nie twoja wina! Ani moja!
Zdecydowałam się na terapię dla nas obu. Po kilku miesiącach Karolina zaczęła wracać do siebie. Ja też powoli odzyskiwałam równowagę.
W końcu przyszedł dzień, gdy mama zadzwoniła i… przeprosiła.
— Magda… przepraszam cię za wszystko. Bałam się o was… o siebie… o to, co ludzie powiedzą… Ale widzę, że jesteście szczęśliwe bez nas.
Nie odpowiedziałam od razu. Płakałam długo po tej rozmowie.
Dziś mieszkamy z Karoliną razem, mamy swoje życie i spokój. Mama czasem dzwoni, czasem odwiedza nas bez zapowiedzi – ale już nie krzyczy. Ojciec przyjeżdża częściej niż kiedyś i pomaga nam w drobnych naprawach.
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy naprawdę to przeze mnie wszystko się wydarzyło? Czy może czasem trzeba rozbić rodzinny mur kłamstw i pozorów, by zacząć żyć naprawdę?